Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego nie lubimy debat

Redakcja
Debata, czy też konsultacja społeczna, jest pojęciem, które robi w ostatnich latach karierę. Jest to też termin wygodny w użyciu, oznacza bowiem wiele różnych inicjatyw ozdobionych szyldem partycypacji obywatelskiej.

W ten sposób konsultacją społeczną stają się niektóre procedury związane z realizacją miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, badania statystyczne potrzeb obywateli, a także prezentacje gotowych projektów czy spotkania informacyjne dla mieszkańców. Konsultacja rozumiana jako współdecydowanie to wyzwanie, którego powoli stają się świadomi zarówno rządzący, jak i rządzeni. Dla jednych i drugich rzecz to niełatwa, bo nowa.

Dla władz samorządowych jest to problem procedur: kto, jakimi metodami i jakim kosztem ten rodzaj konsultacji, rozumianej jako współrządzenie obywateli, z wszystkimi tego konsekwencjami, powinien realizować. Z rozmów z urzędnikami i radnymi wynika, że bardziej niż debaty interesuje ich zażegnywanie konfliktów, czyli że jest zapotrzebowanie na mediatorów i negocjatorów. To tak, jakby przedkładać leczenie nad profilaktykę. Tymczasem dobrze pojmowana debata to nie mediacja w konflikcie, ani nawet nie szukanie kompromisu. Dobra debata polega na wypracowaniu przez debatujących konsensusu. Jeśli samorząd zechce (odważy się?) zbudować wokół debaty szerokie partnerstwo, nie będzie podejrzewany o stronniczość, a konsultacja nie zamieni się w giełdę skarg i wniosków pod adresem urzędu.

Skąd czerpać inspiracje?

Warszawa, Poznań, Łódź, Gorzów Wielkopolski i inne miasta w Polsce mają już pewne doświadczenia z partnerską formą debat. Także Kraków. Wymienię tu spotkania konsultacyjne dotyczące zmian w przestrzeni placu Centralnego i alei Róż, realizowane przez Stowarzyszenie PLANI i Instytut Socjologii UJ, czy zainicjowaną przez British Council, sprawdzoną w kilku dużych miastach polskich i europejskich, grę pod nazwą Future City Game. Krakowska edycja tej gry, adresowana do zaproszonych imiennie mieszkańców, miała odpowiedzieć na pytanie: jak ożywić przestrzeń miejską osiedli B i C w Nowej Hucie? Inny charakter ma sondaż deliberatywny - stworzona na Uniwersytecie Stanforda metoda opierająca się na konsensusie wypracowanym przez wybranych losowo obywateli miasta. Ta metoda, zastosowana niedawno z powodzeniem w Poznaniu, ma być użyta jako narzędzie konsultacji dotyczących przyszłości krakowskich Błoń. Można zainspirować się doświadczeniem norweskim (wdrażana w Polsce metoda zwana konsultatywą) czy amerykańskim Project for Public Spaces. Zapewne socjolodzy mogliby polecić wiele innych przykładów.

Mimo dostępności i różnorodności metod, stworzenie w oparciu o nie dobrze funkcjonującego systemu konsultacji (zwłaszcza dla dużego miasta) nie jest proste. Tak to sobie przynajmniej, jako obywatelka debatująca, wyobrażam. A co z obywatelami?

Konsultacje, czyli listek figowy

Dla większości obywateli miasta (rzadziej wsi) przestrzeń publiczna jest terenem albo niczyim, albo należącym w jakiś niejasny sposób do władzy magistrackiej. Bywa, że uważa się ją za obszar, o którego losach decydują układy pomiędzy władzami miasta a biznesem. W ten sposób przestrzeń publiczna jest postrzegana jako pole dla próby sił: urzędnicy kontra mieszkańcy.
Niechęć do udziału w konsultacjach jest często tłumaczona przekonaniem: my tu sobie pogadamy, a decyzja i tak już podjęta. Wybraliśmy naszych reprezentantów, niech decydują. Najwyżej zaprotestujemy.

Protest, zdaniem wielu urzędników samorządowych, jest ulubionym narzędziem komunikacji obywateli z władzami. Jest to też narzędzie skuteczne. Tam, gdzie obywatele protestują, niezależnie od istoty konfliktu, natychmiast pojawiają się media. Za to tam, gdzie w pocie czoła ludzie szukają wspólnych rozwiązań, zwykle dziennikarzy nie ma, najwyżej na ostatniej stronie lokalnej gazety pojawia się krótka notatka. Poza tym, umiejętność protestowania mamy we krwi. Umiejętności współpracy, budowania porozumienia czy cierpliwego rozpatrywania za i przeciw - nie. Jako obywatele dopiero zaczynamy się tego uczyć.

Jeśli zmiany, to na gorsze

Przestrzeń wspólna: miejska, rzadziej wiejska, to dla mieszkańców teren kłopotliwy. Dopóki nie zmienia swojej funkcji, nie budzi szczególnych emocji. Przychodzi jednak dzień, kiedy ktoś anonsuje zmianę: widzimy geodetów lub wręcz ekipę budowlaną, albo czytamy w prasie, że oto powstał nowy projekt dla danego miejsca. Ludzie rozumują: jeżeli zmiana, to na gorsze. Zagrożenie mobilizuje do protestów. Siła listu opatrzonego wieloma podpisami budzi mieszkańców do obywatelskiego życia. Czujemy się pokrzywdzeni, bo nikt nas o zdanie nie pytał. Czujemy się zagrożeni, bo wspólną przestrzeń ktoś chce na pewno wykorzystać dla swoich interesów. Czujemy się wykluczeni, bo nikt nie pokazał nam planów. Zresztą, nawet gdyby plany te przysłano nam do domów, większość z nas nie umiałaby ich odczytać. Nie czujemy się, niestety, klientami architektów projektujących - w końcu dla nas - tę przestrzeń.

Rewitalizacja? A co to takiego?

Lokalne Programy Rewitalizacji z definicji zawierają w sobie działania animujące lokalną społeczność. O samym procesie i swoim w nim udziale społeczność ta dowiaduje się głównie z publikacji (broszur, komunikatów w mediach) wydawanych przez urzędy miast i gmin oraz z wypowiedzi urzędników przy okazji spotkań poświęconych tym programom. Z broszury dotyczącej Krakowa dowiadujemy się, że: "rewitalizacja to działania samorządu mające na celu aktywizację tkwiącego w społeczności lokalnej potencjału, z zastosowaniem elementów wsparcia ukierunkowania rozwoju na pola pożądane z punktu widzenia interesu publicznego". Jest to niewątpliwie prawda, ale podana językiem tak urzędowym, że zniechęcającym. Nadal nie wiem, jak mam się w tym procesie odnaleźć jako mieszkanka dzielnicy objętej programem.

W wielu obszarach życia publicznego udaje się stosować język inny od urzędowego: w promocji wydarzeń kulturalnych, edukacji zdrowotnej, w programach zapobiegania przemocy. Jak mówić ludziom o tak ważnych sprawach jak przestrzeń publiczna? Jak rozmawiać z obywatelami o tak podstawowych dla miasta dokumentach, jak Strategia Rozwoju czy Studium Uwarunkowań i Kierunków Rozwoju Przestrzennego? Wypracowanie dobrego narzędzia komunikacji z obywatelami to duże wyzwanie dla samorządu.
Debatując nad wspólną sprawą: czy to nad zagospodarowaniem osiedlowego skweru, czy ustaleniem budżetu miasta (budżety miejskie ustalane w szerokiej konsultacji są specjalnością kilku niemieckich miast), obywatel opiera się na osobistych doświadczeniach. Trzeba czasu i dobrze zaplanowanego scenariusza konsultacji, żeby z poziomu: ja - mieszkaniec osiedla, przenieść się na poziom: my - mieszkańcy miasta. Bez myślenia wspólnotowego jako podstawowej zasady debaty, zostanie nam tylko statystyczne ważenie opinii i przekonanie, że i tak wszystkich nie da się zadowolić.

W grupach debatujących mieszkańców szczególną wagę ma głos autorytetów (znawców tematu, fachowców) oraz rzeczników interesów konkretnych grup. Często, zwłaszcza w przypadkach debat trudnych, dotyczących dużych przedsięwzięć miejskich, debatujący zdają się na opinie fachowców, nie ufając własnemu rozeznaniu. Bywa i tak, że niektóre grupy obywateli (np. najbliżsi sąsiedzi rewitalizowanego terenu) starają się zmonopolizować proces decyzyjny grupy. Dlatego dobrze pomyślane konsultacje zakładają dostęp uczestników do rzetelnie opracowanych danych dotyczących przedmiotu debaty. Jego nieznajomość i brak przemyślanej opinii jest jednym z ważniejszych powodów niechęci obywateli do udziału w konsultacjach.

Dobra debata jest więc ciężką pracą: angażuje czas, wysiłek intelektualny i emocje. Oraz pieniądze. Mając na uwadze to, że skutki tej pracy odziedziczą wnuki - może warto?

Anna Miodyńska

Autorka pracuje w Małopolskim Instytucie Kultury. W czasie wolnym jest obywatelką debatującą; chętnie bierze udział w konsultacjach społecznych w swoim mieście oraz (jeśli jest zaproszona) w innych miejscowościach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski