MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego pan Kokoszka zbierał psie gówienka

Leszek Mazan
Leszek Mazan - dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog
Leszek Mazan - dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog
Na Krupówkach pierwsze śniegi zasypują już stare i nowe psie kupy. Sto kilometrów dalej, pod Wawelem, owe kupy nadal potęgują atrakcję codziennych spacerów: wlezę czy nie wlezę?

Problem to na szczęście nie tylko nasz, w psie gówienka włażą na okrągło Francuzi, a z bliższych sąsiadów Czesi, bezradni wobec powszechnej obecności na ulicach kup naszych czworonożnych przyjaciół. Kiedyś, bywało, zbierali je nad Wełtawą wolontariusze o niezrozumiałej dziś motywacji. W roku 1914 Szwejk opowiadał: „Ja znam dwu Ferdynandów: Jeden jest posługaczem u drogisty Pruszy i przez pomyłkę wypił tam razu pewnego jakieś smarowanie na porost włosów, a potem znam jeszcze Ferdynanda Kokoszkę, co zbiera psie gówienka”... Stwierdzenie autentyzmu obu tych zacnych obywateli Pragi nie sprawiło badaczom powieści Haszka większych trudności. Przez całe lata nauka biedziła się jednak nad zagadką: co skłoniło pana Ferdynanda Kokoszkę do zbierania na ulicach psich gówienek? Poczucie estetyki? Miłość do bliźnich? Order „Zasłużony dla magistratu?” Problem rozwiązano w Krakowie, gdzie – per analogiam do Pragi – wrzucanie do płóciennego worka owych gówienek należało ongi – jak się okazuje – do zupełnie intratnych zajęć. Zapotrzebowanie na kupy, podobnie jak na guano („Marcysia miała matkę bardzo małomówną, więc kiedy się spytała, co to jest guano? – matka odrzekła: gówno”) ptaków nieustannie zgłaszali garbarze, używając ich jako znakomitego środka zmiękczającego wyprawiane skórki bydlęce. Gówienka – o czym przed laty zapewne nie wiedziano – zawierały tzw. enzymy trawienne, czyli zespoły enzymów (fermentów, biokatalizatorów, zaczynów itp.) działających w przewodzie pokarmowym, odpowiedzialnych za trawienie pokarmów, a przy okazji za miękkość i delikatność skórek okrywających ręce lub nogi damy. Podobnie jak u stóp Hradczan również u stóp Wawelu „ogolone” skórki macerowały się w roztworze przygotowywanym przy pomocy pana Kokoszki ok. 24 godzin. Jeśli nadal nie były odpowiednio miękkie – międliły je małżonki garbarzy. Żaden mądry i uczciwy garbarz z praskiej dzielnicy Smichov czy krakowskiego Ludwinowa nie ożenił się z niewiastą z brakami w uzębieniu.

Dziwna sprawa: wzdychając do dawnych dobrych czasów, wywołujemy spod powiek znane z pieśni i powieści postacie dorożkarza, opiekuna lamp gazowych, nawet uzbrojonego w miotłę dozorcy na Plantach. Piękny zawód zbieracza psich nieczystości, mimo że romantyczny i pełen niebezpieczeństw (walka z konkurencją na ulicach o dostęp do znaleziska bywała ostra), nie stał się jak dotąd inspiracją dla europejskich poetów, kompozytorów itd. Pan Ferdynand Kokoszka jest wyjątkiem, który – w krakowskim wydaniu – winien doczekać się apologetów. Miejsca ma ławeczce w parku Krakowskim, na obrazach twórców nadwiślańskich zamglonych pejzaży, w zakazanych dziś spektaklach wodewilowych. Być może udałoby się odszukać również potomków pracowitych anonimowych zbieraczy, wydać wspomnienia dziadów i pradziadów, przywrócić im uznanie i szacunek, a tym samym skłonić dzisiejsze pokolenia (młodzież, ale nie tylko) do pójścia ich śladem, do – wzorem pana Kokoszki – troskliwego, przemyślanego pochylania się nad każdym spotkanym na ulicy gówienkiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski