Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Długi cień J. Edgara Hoovera

Redakcja
Edgar J. Hoover, zdjęcie z 1967 roku FOT. ARCHIWUM
Edgar J. Hoover, zdjęcie z 1967 roku FOT. ARCHIWUM
1 STYCZNIA 1895 * Urodził się J. Edgar Hoover * Przez 48 lat dyrektor FBI oraz szara eminencja amerykańskiej polityki* Twórca systemu inwigilacji społeczeństwa

Edgar J. Hoover, zdjęcie z 1967 roku FOT. ARCHIWUM

Rozmowa z Timem Weinerem, autorem "Wrogów. Historii FBI".

- J. Edgar Hoover stał na czele Federalnego Biura Śledczego przez 48 lat. Wywarł na tę instytucję, jej strukturę, priorytety i działanie, ogromny wpływ. Jak Pan ocenia tę kontrowersyjną postać?

- Uważam, że był fascynującym człowiekiem. Bez wątpienia był o wiele bardziej skomplikowaną postacią niż pokazuje się to w filmach czy popularnych publikacjach, zwłaszcza tych, które starają się go skarykaturować. Jego umysł, choć wąski, paradoksalnie bardzo głęboki. Był zaciętym antykomunistą, a komunizm uważał za największe zagrożenie dla Ameryki. Zwalczanie go traktował jako walkę na śmierć i życie. Tymczasem w szczytowym momencie lat 30. XX w. partia komunistyczna w USA liczyła nie więcej niż 80 tys. członków i tak naprawdę nie była poważnym zagrożeniem. Walka z nią miała więc charakter bardziej polityczny niż realny. Stojąc na czele FBI i dysponując ogromnymi możliwościami policyjno-wywiadowczymi, Hoover wypracował sobie silną pozycję w amerykańskim życiu politycznym. Jego cień wisiał nad amerykańskimi politykami i partiami przez ponad pięćdziesiąt lat.

Ale Hoover był też ojcem czegoś, co można nazwać narodowym systemem inwigilacji. Za każdym razem, gdy idziemy dziś ulicą dużego miasta i filmują nas kamery monitoringu albo za każdym razem, gdy jesteśmy na lotnisku i skanuje się naszą siatkówkę i pobiera odciski palców, J. Edgar Hoover uśmiecha się w zaświatach, bo to właśnie jego dzieło. To on wymyślił scentralizowaną kartotekę z odciskami palców, to on wprowadził szeroko zakrojoną inwigilację społeczeństwa. Państwo Big Brothera to dzieło Hoovera.

- Jakie były okoliczności powołania Federalnego Biura Śledczego, na czele którego stanął J. Edgar Hoover?

- To był początek XX w., a urząd prezydenta sprawował wtedy Theodore Roosevelt. O tym, jakiego pokroju Roosevelt był człowiekiem, świadczy fakt, że nie zawahał się wybudować Kanału Panamskiego bez pytania o zgodę samych Panamczyków, a Mark Twain powiedział kiedyś o nim, że "był gotowy kopniakiem posłać konstytucję w kąt, ilekroć by zawadzała". Trzeba też powiedzieć, że Stany Zjednoczone na początku XX w. nie były jeszcze ukończonym dziełem. Władza rządu centralnego w Waszyngtonie była właściwie dość słaba.

Powołując FBI Roosevelt chciał objąć kontrolą 1 procent społeczeństwa - tych najbogatszych, którzy sami kontrolują największe i najważniejsze przedsiębiorstwa, by przeciwdziałać ewentualnej korupcji i anarchii. Za kilka lat pojawiło się inne niebez- pieczeństwo, czyli sowiecki komunizm. Człowiekiem, który miał odpowiedzieć na potrzeby Roosevelta był młody, 29-letni prawnik John Edgar Hoover pracujący wcześniej w Departamencie Sprawiedliwości jako asystent prokuratora generalnego. On zajął się organizacją ogólnokrajowej służby specjalnej mającej zwalczać przestępców, pacyfistów, liberałów i komunistów. Jak się potem okazało, kontrola, jaką roztoczył Hoover nad Ameryką, objęła znacznie więcej niż wspomniany wcześniej 1 procent społeczeństwa, a jej ślady widoczne są do dzisiaj.
- Szybko okazało się, że nowo utworzone FBI używane jest nie tylko do zwalczania przestępczości, ale również do rozgrywek politycznych. Dlaczego tak się stało?

- Ponieważ kolejni prezydenci nie mogli się oprzeć przed pokusą wykorzystania tej służby do zwalczenia swoich politycznych wrogów, a Hoover ochoczo im w tym pomagał. Tutaj pojawia się ważne pytanie: jak używać służb specjalnych, takich jak FBI, w demokratycznym społeczeństwie. Zmagania o właściwe ich wykorzystanie trwały całe dekady. Nieustannie starano się utrzymać równowagę między prawami obywatelskimi a wymogami narodowego bezpieczeństwa. Te zmagania trwają zresztą nadal. Ale wracając do początku mojej odpowiedzi: prezydenci chętnie wykorzystywali FBI do swoich własnych politycznych celów i oczekiwali, że spełni ono ich wszystkie, nawet te nie do końca legalne, życzenia. Hoover odpowiedział na te oczekiwania. Prezydenci wierzyli, że tajne informacje, które posiada dyrektor, pomogą im wygrać. I niejednokrotnie tak się działo.

- Czytając Pańską książkę można odnieść wrażenie, że FBI zajmowało się głównie sprawami politycznymi. Ale przecież służba ta walczyła także z pospolitą przestępczością: mafią, gangami. Czy tutaj również miała sukcesy?

- To jakby druga, bardziej znana i publiczna twarz FBI: zwalczanie i aresztowanie gangsterów. Ale tak naprawdę to nigdy nie była najważniejsza część działalności biura. Bardziej interesowała je sfera polityczna i tam odnosiło największe sukcesy. To FBI pod kierunkiem Hoovera zniszczyło Ku Klux Klan, choć Hoover zrobił to niechętnie, bo skrajne poglądy były mu bliskie. To FBI rozpracowało aferę Watergate, nie Kongres i nie prasa, tylko właśnie FBI. To FBI odkryło dowody, że prezydent Ronald Reagan i jego ekipa sprzedają broń irańskiej Gwardii Rewolucyjnej, a uzyskane w ten sposób pieniądze przekazują prawicowym rebeliantom w Nikaragui. To FBI zdobyło krew prezydenta Billa Clintona, by zbadać jego DNA i udowodnić mu kłamstwo na temat stosunków seksualnych ze stażystką. To FBI powstrzymało prezydenta George'a W. Busha przed prowadzeniem nielegalnych utajnionych operacji inwigilowania Amerykanów. System ten inwigilował obywateli bez zgody sądu i wiedzy Kongresu, co było niezgodne z amerykańską konstytucją.

Jak więc widać wszystko to były działania prowadzone przeciwko urzędującym prezydentom i zaaprobowanym przez nich bezprawnym posunięciom. Doszło nawet do bezprecedensowej sytuacji, w której FBI broniło praw obywatelskich i wolności kosztem interesów bezpieczeństwa i wywiadu. To bardzo dobrze, że FBI tak właśnie postępuje, to dobrze, że rząd nie jest poza prawem.

- Bardzo ważną rolę FBI odgrywało również w czasach Zimnej Wojny. Walka z komunistycznym zagrożeniem była priorytetem, ale i obsesją Hoovera. Czy Biuro potrafiło wykryć i zneutralizować wrogie działania Moskwy?

- Jak już wspomniałem, wbrew obawom Hoovera partia komunistyczna w Stanach Zjednoczonych nie była silna i tak naprawdę nie stanowiła poważnego zagrożenia. Zupełnie inaczej było z sowieckim szpiegostwem. KGB używało Komunistycznej Partii USA jako przykrywki do działań wywiadowczych. W latach 50. sowieccy szpiedzy z sukcesem spenetrowali Departament Stanu, Pentagon, Departament Skarbu i Departament Sprawiedliwości. KGB było bardzo cierpliwe, mogło czekać bardzo długo. Do sukcesów szpiegowskich, jakie osiągnęło w latach 50., 60., 70. i 80., CIA w swojej działalności nigdy nawet się nie zbliżyło.
W 1979 r. współpracę z Sowietami nawiązał pracownik kontrwywiadu Robert Hanssen, który przekazywał im informacje przez 22 lata (!) nim został aresztowany. W 1985 r. kontakt z KGB nawiązał oficer CIA Aldrich Ames. Jego współpraca trwała dziewięć lat i przyniosła ogromne szkody. Nie było żadnej operacji prowadzonej przez CIA czy FBI, o której Sowieci by nie wiedzieli. To pokazuje niewielką skuteczność antysowieckich działań amerykańskich służb specjalnych.

- Jak dziś, po wielu latach od jego śmierci, ocenia Pan rolę J. Edgara Hoovera w historii FBI i Ameryki? W opinii wielu był on makiawelicznym manipulatorem, dążącym do zdobycia jak największej władzy nieformalnymi metodami.

- To prawda, był makiaweliczny, ale został też najwybitniejszym biurokratą XX w., przy czym to słowo ma w USA nieco inne znaczenie niż w Europie i Polsce. Biurokrata to raczej nie aparatczyk tylko ktoś, kto zdobył ogromną władzę w strukturach administracji i używa jej do poszerzania swoich wpływów. Władza jako cel sam w sobie - to był cel Hoovera. Dyrektor miał świadomość, że tajne informacje mają większą siłę oddziaływania niż te bez przymiotnika "tajne". Własnoręcznie skonstruował instytucję amerykańskiego wywiadu. Doprowadził do zamontowania stałej linii łączącej go z Białym Domem. Chętnie zajmował się plotkami. Doradca prezydenta Kennedy'ego ds. bezpieczeństwa narodowego McGeorge Bundy powiedział o nim kiedyś, że Hoover jest jak "przeklęty, brudny ściek". To rzeczywiście niezbyt pochlebna forma mówienia o ojcu amerykańskiego wywiadu, ale Hoovera bano się, bo miał władzę niszczenia ludzi i nieraz z niej korzystał.

- Jaki jest według Pana bilans działalności FBI przez ponad sto lat jego istnienia?

- Jeśli jesteś supermocarstwem musisz mieć swoją superpolicję. To normalna część aparatu państwowego, tak jak poczta czy urzędy skarbowe. Kwestią jest takie ustawienie pracy owej superpo-licji, by z jednej strony skutecznie broniła narodowego bezpieczeństwa, a z drugiej nie naruszała praw obywatelskich i praw człowieka. Hoover nie żyje od 42 lat, jednak rzuca za sobą długi cień. Prezydenci przychodzili i odchodzili, a on trwał na swoim stanowisku i realizował swoje własne priorytety.

A wracając do pytania: powiedziałbym, że przez 106 lat historii, FBI ostatnie cztery lata robiło całkiem dobrą robotę. Nie zostaliśmy po raz kolejny zaatakowani, najważniejsze prawa obywatelskie nie zostały naruszone. Mamy szefa FBI (Robert S. Mueller III - red.), który rozumie wagę tych praw, i mamy prezydenta, który rozumie znaczenie konstytucji. To rzeczywiście ważne, kto stoi na czele biura i kto pełni urząd prezydenta. Tak więc na dziś mogę powiedzieć, że FBI robi dobrą robotę, ale ta odpowiedź może ulec zmianie.

Rozmawiał Paweł Stachnik

CV

* Tim Weiner, amerykański dziennikarz, pracownik "The New York Timesa", autor artykułów i książek na temat bezpieczeństwa, za które otrzymał Nagrodę Pulitzera. Autor wydanych przez Rebis książek"Dziedzictwo popiołów. Historia CIA" oraz "Wrogowie. Historia FBI".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski