Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dmuchanie jak klucz do sezamu i druga szansa upadłego Jacka

Redakcja
Na półce, parę metrów od wejścia, stoi rząd pojemniczków. W każdym z nich plastikowe tutki, ustniki, przez które należy dmuchnąć. Najpierw się dmucha, a potem unosi alkomat i pokazuje świecący liczniczek.

SPOŁECZEŃSTWO. Delikatny uśmiech na pooranych bruzdami męskich twarzach w noclegowni dla bezdomnych

Od reakcji urządzenia przypominającego toporną komórkę wiele zależy. To jakby hasło otwierające wrota sezamu Alibaby. Przekroczyć próg i dostać łóżko w oświęcimskiej Noclegowni Miejskiej może tylko trzeźwy mężczyzna. Tym, którzy nie są w stanie sprostać tej twardej regule, pozostaje zdecydowanie mniej komfortowy materac w tzw. ogrzewalni.
Każdego dnia ów rytuał powtarza się dziesiątki razy. Mężczyzna wchodzi, dmucha i pokazuje. Jedni wykonują tę czynność w milczeniu, mechanicznie i beznamiętnie. Mniej więcej tyle samo emocji wywołuje u szarego człowieka przekręcenie klucza w zamku. Inni zerkają jeszcze z ciekawością na licznik. Czysto! Prezentują z filuternym uśmieszkiem, a może i dumą. Kolejny dzień bez alkoholu.
W noclegowni przebywa 27 chłopa. Młodzi i starzy. Bruzdy na twarzach co niektórych zdradzają, że swoje w życiu przeszli. Są jednak również sympatyczni i rumiani panowie koło 50-tki, których nikt na ulicy nie podejrzewałby o bezdomność. A jednak... Ludzie jak my.
Jak trafia się na tzw. społeczny margines? Powodów jest niemal nieskończenie wiele, ale najczęściej pojawia się jedno słowo - wódka.
Wielu tutejszych wypiło jej całe oceany. Latami chlali na umór. Po melinach i generalnie - gdzie popadło. Szwankowało zdrowie. Nieleczona cukrzyca i inne choroby stopniowo pustoszyły organizm. Wdawali się w bójki. Tracili przytomność i walili głową o chodnik. Nieprzypadkowo kilku z obecnych pensjonariuszy noclegowni przeszło trepanację czaszki.
33-letni Jacek\ wielokrotnie powtarzał, że nie jest dobrym człowiekiem. I chyba nie przesadzał. - Robił w życiu naprawdę złe rzeczy - mówią w noclegowni, stawiając akcent na "naprawdę".
Był tu częstym gościem. Zazwyczaj leżał pijany w ogrzewalni. Potem ciężko go było dobudzić, bo też alkohol i zaniedbana cukrzyca to wyjątkowo zabójcze połączenie. Któregoś dnia zapadł w śpiączkę głębszą niż zwykle. I spał tak, już na szpitalnym łóżku, przez trzy miesiące. Obudził się, choć ponoć nie dawano mu już żadnych szans. Zaczął chodzić i mówić, mimo że nikt nie postawiłby na to złamanego centa.
- Obudził się, jak nowo narodzone dziecko. Bez świadomości tych wszystkich złych czynów, które popełnił w "poprzednim wcieleniu". Może dostał od Boga drugą szansę, żeby coś jeszcze naprawić? - dumają w noclegowni.
Ale gdzie miał się podziać ktoś taki jak on - po wypisaniu ze szpitala? Kogoś innego być może leczono by dalej. Zapewne kogoś innego poddano by długotrwałej rehabilitacji... Lecz Jacek jest, kim jest. I dlatego wrócił jak bumerang właśnie tutaj. Nie pobył długo. Nagle upadł. Rozbił nos. Tępo wodził oczami po ścianach. Coś bełkotał. Nadszedł atak padaczki. Zjechało pogotowie. Po paru godzinach odwiozło go z powrotem.
W noclegowni naciskani przyznają, że podobne przypadki w zasadzie nie powinny mieć miejsca. Placówka o tym charakterze ma bowiem przyjmować wyłącznie osoby, które są w miarę sprawne i potrafią same zadbać o elementarne sprawy - ugotować, posprzątać, wyprać...
- W noclegowni nie możemy nawet podać insuliny, bo nie mamy takich uprawnień. Dla tak ciężko chorych, wymagających opieki i rehabilitacji, są Domy Pomocy Społecznej, Zakłady Opieki Lekarskiej, hospicja. Ale skierowanie tam pacjenta kosztuje. Gmina musi za niego płacić nawet parę tysięcy złotych miesięcznie. A jeżeli uzbiera się takich delikwentów np. ze 20? Koszta łatwo policzyć. No, to czasem łatwiej przecież upchać ich, te nikomu niepotrzebne ludzkie wraki, po noclegowniach - kwituje z rozgoryczeniem były pracownik opieki społecznej.
Jacek miał szczęście. Ostatecznie do noclegowni nie wrócił. Dzięki determinacji paru wrażliwych osób, dla których jest po prostu człowiekiem, ma szansę na specjalistyczną opiekę. Może rzeczywiście uda mu się - w obecnym wcieleniu - zrobić w życiu coś dobrego?
Nie tylko on staje przed niepowtarzalną życiową okazją. Być może i inni panowie z Noclegowni Miejskiej znajdą w sobie dość siły, by odbić się od dna. To realne. Pięć pracujących w tym miejscu kobiet, drobnych i wydawałoby się - kruchych, stworzyło owym zagubionym duszom coś więcej niż namiastkę prawdziwego domu.
Nieśmiały uśmiech na zoranych bruzdami męskich twarzach jest tego najlepszym dowodem.
\
Imię zostało zmienione.
PAWEŁ PLINTA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski