MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Do Nowego Jorku zawsze będę wracać

Redakcja
Fot. archiwum aktorki
Fot. archiwum aktorki
Z jakimi nadziejami powracała Pani zimą na kolejny trymestr w prestiżowej The Lee Strasberg Theatre and Film Institute?

Fot. archiwum aktorki

Mówi MAŁGORZATA PISKORZ, aktorka teatru Bagatela

- Już po pierwszym pobycie wiedziałam, że będę chciała do tego instytutu wrócić. W ciągu trymestru mogłam z tylu dostępnych zajęć wybrać ledwie fragment, raptem 24 godziny tygodniowo. Czułam więc ogromny niedosyt i chęć dalszego zagłębienia się z tak wspaniałymi profesjonalistami w ich metodę doskonalenia warsztatu.
Jechała Pani poszerzać wiedzę w USA mając już dyplom krakowskiej PWST...
- Jechałam z poczuciem, że mam się uczyć, nieważne, że mam dyplom, że gram w teatrze... Od dawna myślałam o jakimś wyjeździe związanym z aktorstwem; usłyszałam, że to dobra szkoła, poczytałam o niej w internecie. I faktycznie; jestem zachwycona zarówno szkołą, jak i Nowym Jorkiem, który daje niesamowitą energię. Kraków jest, niestety, trochę prowincjonalny, a tam czuje się, że wszystko jest możliwe, że wszystko może się zdarzyć. Poszłam do sklepu po maliny i zobaczyłam robiącą zakupy Meryl Streep - w okularach, bez makijażu. Zamurowało mnie, chwilę wcześniej widziałam ją w "Mamma mia".
Uczący w tym instytucie to osoby...
- ...pracujące w Hollywood, te, które miały styczność z Lee Strasbergiem i teraz mogą przekazywać jego metody i sposoby pracy.
By podjąć tam naukę, wystarczy zapłacić?
- Nie, trzeba mieć rekomendację; miałam szczęście dostać ją m.in. od pana Andrzeja Wajdy.
Studiując w USA dwa razy po 10 tygodni nauczyła się Pani czegoś, czego nie dała krakowska PWST?
- Przede wszystkim zachowania przed kamerą, tego, jak się sprzedać, jak dobrze wypaść na castingu - to wiedza, której nasza szkoła nie daje. Ona kształci głównie pod kątem sceny.
Miała już Pani okazję zweryfikować pozyskaną w Nowym Jorku wiedzę podczas castingu?
- Jeszcze nie, ale wszystko przede mną. Wcześniej zaliczyłam wiele castingów i nie przyniosły konkretnych rezultatów, zatem mam do tego absolutny dystans. No i przede wszystkim w USA miałam okazję grać w języku angielskim, co także jest istotnym doświadczeniem i, mam nadzieję, otworzy przede mną szersze perspektywy.
Kto studiuje w Nowym Jorku?
- Tam spotyka się ludzi z całego świata i to w wieku od lat 18 do 60, są wśród nich całkowici amatorzy i tacy jak ja - już po szkołach aktorskich.
Przyglądała się im Pani, porównywała ich i swoje umiejętności? I jak wypada krakowska PWST?
- Może pana zaskoczę, ale polskie uczelnie teatralne są tam bardzo cenione. Jak mówiłam, że jestem po szkole krakowskiej, to nie tylko ją kojarzono, ale i wysoko oceniano nasze metody nauczania, podobnie jak aktorstwo. Zresztą sama też nie mam powodów, by narzekać; tyle że, jak już wspomniałam, nasza PWST przygotowuje do pracy na scenie, a nie przed kamerą. Nie - do filmu czy telewizji.
A Panią korci film?
- Tak i dlatego chciałam poznać metody gry przed kamerą. I dlatego tam powróciłam. Co nie oznacza, że chcę rezygnować ze sceny; bardzo sobie cenią bycie na niej.
Jest Pani już czwarty sezon w Teatrze Bagatela.
- Jesienią, już po powrocie z Nowego Jorku, zagrałam w "Procesie" wg Kafki w inscenizacji Waldemara Śmigasiewicza. Byłam bardzo zmotywowana i podekscytowana wewnętrznie możliwością wypróbowania nowo nabytych umiejętności oraz trochę innego punktu widzenia na grę aktorską. Chyba się udało...
W Nowym Jorku poznała Pani inne podejście do aktorstwa?
- Tam korzystają głównie z metody Stanisławskiego, która skupia się na pamięci emocjonalnej, na pamięci zmysłów; jest dużo improwizacji, czego brakowało mi w PWST. W nowojorskim instytucie najpierw się daną scenę improwizuje - bez wcześniejszego czytania, analizowania. Już pierwsze 10 tygodni uświadomiły mi, że w aktorstwie liczy się pamięć emocjonalna, zmysły, koncentracja, relaksacja... To bardzo ważne w tym ciężkim zawodzie, powodującym rozchwianie emocjonalne, bo przecież to nasz umysł, wnętrze, ciało i emocje są fundamentalnym instrumentem, który nieustannie trzeba nastrajać... Tata mi zawsze mówił, że to trudny zawód - zwłaszcza dla kobiety.
A Pani tacie nie uwierzyła i wybrała aktorstwo.
- Teraz rozumiem jego argumenty, ale też wcale nie żałuję swego wyboru. Nie widzę siebie w innym zawodzie, a ten kocham i chcę wykonywać. Bo daje wolność, swobodę... Co nie oznacza, że nie miewam wątpliwości, pewnie każdy aktor ma, a mimo to docenia piękno tego zawodu, także piękno tkwiące w porażkach.
Już coś Pani o nich wie?
- Nie w takim stopniu, w jakim o nich słyszałam, zwłaszcza w naszym, jakże trudnym środowisku. Ale owszem, zdarzały się sytuacje, które bardzo dogłębnie załaziły za skórę i wprawiały w stan depresyjny, a droga do wyjścia z nich była długa i kręta. W takich momentach czasem sobie myślę: "zapamiętaj ten stan, może ci się kiedyś przydać".
Coś z tych nowojorskich doświadczeń przekazała Pani tacie, Leszkowi Piskorzowi, profesorowi PWST, by wykorzystał jako pedagog?
- Opowiadałam o wspomnianej pracy nad scenami - że daje większą swobodę, a tym samym większe możliwości rozwoju, bo uważam, że lepiej więcej czasu poświęcać improwizacji, niż spędzać godziny na czytaniu tekstu, na analizowaniu każdego słowa, zdania.
A coś by Pani sugerowała władzom krakowskiej uczelni?
- Właśnie więcej zajęć przed kamerą, więcej kontaktów z osobami od castingów, w ogóle z ludźmi ze środowiska filmowego. Bo też film jest coraz bardziej miejscem pracy aktora.
Może się zdarzyć, że Panią Nowy Jork wciągnie na dobre?
- Nie wiem. To na pewno miasto większych możliwości, ale i nieporównywalnie większej konkurencji; tam ciągną ludzie z całego świata, a każdy marzy o czerwonym dywanie, o sławie, o pieniądzach. Zatem różowo nie jest. Jedno jest pewne. Przeżyłam w Nowym Jorku niesamowite chwile, poznałam mnóstwo wspaniałych ludzi o przeróżnych osobowościach, nauczyłam się żyć w tym chaosie - mieście multikulturowym, gdzie tak naprawdę każdy z osobna czuje się wewnętrznie samotny, często zagubiony. Pokochałam to, poczułam się dobrze, mam już swoje szlaki, uliczki, ulubione ławki, sklepy, miejsca z obłędnym i wyjątkowym widokiem, knajpki, zapachy...
Zatem...?
- Na pewno jest Nowy Jork miejscem, do którego zawsze będę wracać pamięcią (i nie tylko). Kto wie, co się jeszcze wydarzy. Jak to się mówi: wszystko jest możliwe, a ja w to wierzę.
Rozmawiał: Wacław Krupiński

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski