Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do ringu wnosili ich na rękach

Redakcja
To był rok 1961. Lata wielkich sukcesów naszego boksu i wielkiej miłości Polaków do sportu. Teofil Kowalski, w 1961 roku po raz drugi mistrz kraju w wadze koguciej (wcześniej triumfował w 1958 roku), do dzisiaj związany z Wisłą, symbolizuje najlepsze lata tego sportu pod Wawelem.

95-lecie Wisły Kraków i 70-lecie Małopolskiego Związku Bokserskiego

   - Gdy walczyliśmy ze Szkocją w Krakowie, miałem 26 lat - opowiada najbardziej utytułowany w historii pięściarz Wisły Teofil "Filo" Kowalski. - Każdy z nas dostał po dwa bilety, ja dałem rodzinie, ale koledzy spoza Krakowa woleli swoje sprzedać. Poprosili mnie, bym wyszedł przed halę. Gdy tylko przekroczyłem drzwi wejściowe, rzucił się na mnie tłum ludzi. Zaczęli jeden przez drugiego rzucać mi pieniądze i wyrywać bilety. W jednej chwili nie miałem w ręku ani jednego i z trudem utrzymywałem się na nogach. Gdy przeliczyłem pieniądze, okazało się, że było ich kilka razy więcej niż powinno. Za wejściówki warte dwadzieścia złotych kibice płacili po dwieście. W hali Wisły było 4,5 tysiąca widzów. Nie sposób było się przebić przez tłum - do ringu każdego z nas przenoszono na rękach.

Okres świetności

   Sekcja bokserska w Wiśle powstała w 1931 roku, 25 marca 1933 roku po raz pierwszy zawodnicy tego klubu wystąpili w mistrzostwach Krakowa, a w sezonie 1936/37 rozpoczęli starty w rozgrywkach ligowych prowadzonych systemem pucharowym (porażka w pierwszej rundzie z KSZO Ostrowiec). Przed wojną jeszcze dwukrotnie wiślacy walczyli o mistrzostwo kraju, kończąc rywalizację na drugiej rundzie.
   Mocna drużyna powstała w Krakowie na początku lat 50. Z Przemyśla, gdzie zaczął boksować mając 11 lat, pozyskano Teofila Kowalskiego, z gdańskiej Gwardii przybyli Leszek Kudłacik i Gerard Musiał. Trenerem został Józef "Tatko" Romanow. W sezonie 1952/53 Wisła awansowała do ekstraklasy i przez dwa sezony zdobywała wicemistrzostwo kraju, ustępując jedynie CWKS-owi Warszawa. Okres świetności był jednak krótki - już w sezonie 1955/56 drużyna spadła do II ligi i nigdy więcej nie występowała w ekstraklasie. Nawet wtedy, gdy w marcu 1975 roku trenerem został Zbigniew Pietrzykowski, trzykrotny medalista olimpijski i czterokrotny mistrz Europy. Gdy w sezonie 1982/83, mimo wygrania swojej grupy, pięściarze "Białej Gwiazdy" ulegli w decydującym meczu Gwardii Wrocław, Pietrzykowski opuścił Kraków. Jego miejsce zajął "Filo" Kowalski.
   W swej 70-letniej historii bokserzy Wisły zdobyli 32 medale mistrzostw Polski, w tym 6 złotych i 2 srebrne. Mistrzami, poza wspomnianym Kowalskim (do tego trzy medale brązowe), byli Leszek Kudłacik (dwukrotnie w latach 1954-55 w wadze lekkopółśredniej), Ludwik Ochman (w kategorii półśredniej w 1959 roku), Dariusz Czernij (lekkopółśrednia w 1985 roku) oraz Krzysztof Rojek, który reprezentował Polskę na igrzyskach w Barcelonie, w wadze ciężkiej przed ośmioma laty. Dwa srebrne medale wywalczyli Edward Maj w 1983 roku (waga lekkośrednia) i Tomasz Winiarski trzy lata później (kategoria lekkopółśrednia). Lista wybitnych pięściarzy spod znaku "Białej Gwiazdy" jest znacznie dłuższa. Podobnie jak szkoleniowców i działaczy, by wspomnieć tylko, poza wymienionymi, Władysława Wnęka, Mariana Dudzickiego, Ryszarda Grenia, Henryka Winklewskiego czy Stanisława Dragana, brązowego medalistę igrzysk w 1968 roku, a obecnie prezesa Małopolskiego Związku Bokserskiego i członka zarządu władz krajowych.

Nie niszczyć legendy

Stamma

   W latach 50. miarą prawdziwego sukcesu były nie tylko tytuły na krajowym podwórku. - Marzyliśmy o dostaniu się do kadry prowadzonej przez Feliksa Stamma. Już sam fakt powołania na zgrupowanie reprezentacji był wielkim wyróżnieniem - wspomina Teofil Kowalski, który do Krakowa przybył w 1953 roku.
   Stamm przekonał się do jego umiejętności w 1957 roku, przez cztery kolejne lata wiślak był regularnie powoływany do kadry. Co nie znaczy jednak, że stał się ulubieńcem legendarnego "Papy". - Byłem w kadrze jedynym zawodnikiem z wyższym wykształceniem - wspomina abolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Stamm poprosił mnie, bym pomagał w nauce kolegom, którzy mieli kłopoty z nadrabianiem zaległości w szkole. Udzielałem więc korepetycji. Mój status odróżniał mnie jednak od innych, w tym także od "Papy", który także nie zdobył wyższego wykształcenia i traktował mnie z rezerwą.
   W 1957 roku doszło między nimi do zadrażnienia. Kowalski mówi o tym wydarzeniu z wahaniem. - Wie Pan, żeby nie niszczyć legendy, bo Stamm był świetnym fachowcem. Ale, by być w zgodzie z prawdą, jak każdy błędy też popełniał - przyznaje rację reporterowi i kontynuuje opowieść:
   - W 1955 roku wygrałem ze wszystkimi w kraju, a i tak mnie nie powołał. Dwa lata później, przed festiwalem młodzieży w Moskwie, w ramach którego odbywały się rozgrywki w wielu dyscyplinach, Stamm zdecydował, że zamiast mnie weźmie Jaśka Sielczaka. Zapytałem: - Dlaczego on, a nie ja, skoro nigdy z nim nie sparowałem? Trener popatrzył na mnie i mruknął: "Będziesz sparował". Naraziłem mu się, ale wygrałem ten pojedynek i, chcąc nie chcąc, zabrał do Moskwy mnie. Tam zdobyłem brązowy medal. Była też taka sytuacja przed wyjazdem do Finlandii, że na zgrupowanie przyjechałem ze świeżo wyleczoną lewą ręką. Ja jestem mańkutem, więc lewa była moją najgroźniejszą bronią. Podczas jednej z walk na Śląsku źle uderzyłem, tak kciukiem od góry i złamałem kość. Już po dwóch tygodniach zdjąłem gips i Stamm wiedział o tym. Podczas sparingu przed wyjazdem krzyczał do mnie: "Uderz lewą. Jak nie uderzysz, nigdzie nie pojedziesz". I uderzyłem. Rywal padł, ja poczułem silny ból. Na szczęście kość wytrzymała i pojechałem do Finlandii. Taki był "Papa". Ale teraz przyznaję mu rację. Był twardy i tego samego wymagał od innych. Dzięki temu mieliśmy sukcesy. Teraz, jeśli zawodnikowi nie podoba się na zgrupowaniu, to po prostu wyjeżdża i trenera ma za nic.

Telegram przyszedł za późno

   1958 rok był chyba jego najlepszym w karierze. W finale mistrzostw Polski pokonał Jana Szczepańskiego, późniejszego mistrza olimpijskiego. W meczu z RFN wygrał przez k.o. z jednym z najlepszym pięściarzy Europy, Bitnerem.
   - Przed innym meczem, z Francją - wspomina Kowalski - podczas skoków przez linę na treningu uderzyłem w parkiet i ze wstrząśnieniem mózgu odwieziono mnie do polikliniki MSW przy ulicy Galla. Koniecznie chciałem jednak w Warszawie wystąpić i po trzech dniach uciekłem na zgrupowanie. Stamm wystawił mnie na Reitala, bardzo trudnego przeciwnika. To był twardy bój, męczyłem się przez trzy rundy. Ale wygrałem. Telegram ze szpitala, zakazujący mi walki, przyszedł do Warszawy po meczu.
   Na mecz ze Szkocją w Krakowie, ten, przed którym sprzedawał bilety, powołania nie dostał. - Stamm stawiał na młodszego zawodnika i dopiero gdy tamten okazał się niedysponowany, dowiedziałem się, że stanę w ringu. Było 24 godziny do pojedynku, a ja ważyłem cztery kilogramy za dużo. Fakt, na treningu spalałem 2,5 kg, to jednak wciąż było za mało. Trochę mnie to odchudzanie kosztowało... Na oczach blisko 5 tysięcy własnych kibiców męczyłem się dwie i pół rundy. Pojedynek zakończyłem jednak nokautem.
   W 1961 roku, w drodze po drugi tytuł mistrza kraju, trafił na Bendiga, brązowego medalistę igrzysk w Rzymie. _- Zastanawialiśmy się wspólnie z trenerem, jak rozwiązać taktycznie ten pojedynek. Romanow powiedział: "Zacznij boksować spokojnie, czekaj na okazję do kontry." Bendig z miejsca poszedł do przodu, skontrowałem i to wyprowadziło go z równowagi. Zdobyłem przewagę i już jej nie straciłem. _Ta wygrana była w trzeciej rundzie, w finale czekało go nie mniej ciężkie starcie z Dzienisem.__Poradził sobie i tym razem.
   Kowalski walczył do 1968 roku, w reprezentacji wystąpił 7 razy (5 zwycięstw). Stoczył 412 walk (tylko 29 porażek i 11 remisów!), więcej od niego w Polsce miał na koncie tylko Tadeusz Walasek (418).
   "Filo" to nie tylko historia Wisły, to także jej teraźniejszość. To z jego nazwiskiem, a także wielu innych osób, wiążą się nadzieje, że obecni zawodnicy z Krakowa nawiążą do chlubnych tradycji sprzed pół wieku. KRZYSZTOF KAWA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski