Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dobczyce. Grażyna Trzeciak w stanie wojennym nie zawahała się zawiesić studiów, aby pomagać innym. Dziś sama potrzebuje pomocy

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Grażyna Trzeciak jeszcze przed chorobą. Rude włosy były jej znakiem rozpoznawczym
Grażyna Trzeciak jeszcze przed chorobą. Rude włosy były jej znakiem rozpoznawczym Fot. Archiwum prywatne
Grażyna Trzeciak w stanie wojennym pomagała rodzinom aresztowanych i internowanych. Potem jako nauczycielka wpajała swoim uczniom niemiecką gramatykę i poszanowanie dla pokoju. Dziś sama potrzebuje pomocy.

FLESZ - Możemy jeździć bez prawa jazdy

Pracując w dobczyckim Zespole Szkół wychowała setki młodych ludzi ucząc języka niemieckiego, ale też dbała o to, aby nie powielali stereotypów i nikogo nie oceniali kierując się uprzedzeniami.

Moi rodzice przeżyli wojnę, ale wyszli z niej pokaleczeni emocjonalnie. Podobnie było z dziadkami. Widziałam konflikt polsko-żydowski, a mam w swojej rodzinie, zarówno po stronie ojca, jak i mamy, Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, z których jestem bardzo dumna. Od zawsze było we mnie pragnienie pokoju

– mówi.

Wyjątkowa nauczycielka

W szkole, gdzie uczyła zainicjowała obchody Światowego Dnia Pokoju. Dziś jej byli uczniowie na wieść, że zachorowała nie szczędzą jej ciepłych słów i dopingują do walki z chorobą. „To jeden z niewielu nauczycieli jakich spotkałam, którzy nie tylko wpisują oceny do dziennika - Pani Grażynka jest dla ucznia przyjacielem, a swoją postawą kształtuje młodzież na dobrych ludzi” - napisała jedna z uczennic.

To, że sama jest dobrym człowiekiem Grażyna Trzeciak dowiodła dużo wcześniej, bo 13 grudnia 1981 roku, kiedy w Polsce wprowadzono stan wojenny.
Tego dnia około ósmej, wtedy jeszcze studentka etnografii na Uniwersytecie Jagiellońskim, wyszła jak zwykle z domu w Nowej Hucie, aby zdążyć na godzinę dziewiątą na mszę u dominikanów. Nie miała pojęcia o wprowadzeniu stanu wojennego, podobnie jak kilka innych osób tak jak ona czekających na tramwaj do centrum. W końcu podjechał, i choć motorniczy krzyknął: „jadę tylko w jedną stronę”, wsiadała.

Na mszy u dominikanów

Dopiero w kościele dowiedziałam się o ogłoszonym stanie wojennym i o internowaniach wielu osób, wśród nich m.in. Konstantego Miodowicza, brata mojej przyjaciółki. Po mszy w krużgankach zebrał się tłum. Wszyscy chcieli coś robić, ale nie wiedzieli co. Wtedy ojciec Kłoczowski zaproponował założenie punktu pomocy charytatywnej dla rodzin osób internowanych i aresztowanych

– opowiada.

Działała w nim od początku do samego końca, czyli do jesieni 1984 roku, od pewnego momentu jako jego szefowa. Miała zmysł praktyczny pomocny w zorganizowaniu magazynów i empatię. Ludzie nie bali się przed nią otworzyć.
Do punktu przychodziły przede wszystkim kobiety.

Wiele było pokiereszowanych psychicznie po tym co przeżyły. Milicja w nocy z 12 na 13 grudnia rąbała drzwi siekierami, aby dostać się do mieszkań i aresztować ich mężów albo synów. Starałam się im pomóc choć nie byłam psychologiem

– wspomina.

Zawiesiła studia, żeby pomagać

Potrzebna była też pomoc materialna, bo aresztowani mężowie byli żywicielami rodzin. Przekazywanie paczek z żywnością było możliwe dzięki darom od mieszkańców, a przede wszystkim darom napływającym z Europy Zachodniej. Działalność w punkcie była bardzo angażująca. Pani Grażyna stawiała się w „w pracy” codziennie o 7 rano, a do domu wracała na godzinę 22, przed godziną milicyjną. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie zawiesiła studiów. Zrobiła to po to, aby pomagać innym. Jak wspomina dziś, mogła sobie na to pozwolić, bo rodzice nie tylko nie robili jej z tego powodu wyrzutów, ale zapewnili dach nad głową, „wikt i opierunek”.

Dziś jej tata już nie żyje. Za to mama pierwsza przyszła z pomocą, kiedy w październiku tego roku pani Grażyna usłyszała straszną diagnozę: nowotwór i to z przerzutami, nieoperowalny.
Chemioterapii na razie brać nie może, ale wiąże nadzieje z rozpoczętą już alternatywną kuracją konopną.
Niestety jej skromna emerytura i taka sama emerytura jej mamy nie wystarczają, aby planować dalsze leczenie, które miesięcznie kosztuje ok. 6000 zł. Dlatego za namową przyjaciółki zdecydowała się założyć internetową zbiórkę pieniędzy w serwisie zrzutka.pl (pod hasłem: Pomóżmy Grażynce spełnić marzenia-uratować jej życie).

https://zrzutka.pl/pomozmy-grazynce-spelnic-marzenia-uratowac-jej-zycie

Pomóżmy Grażynce pokonać chorobę i ból. Pomóżmy Grażynce spełnić marzenia - uratować jej życie. Razem nam się uda!

- apeluje jej przyjaciółka, Dorota, kiedyś nauczycielka niemieckiego w Zespole Szkół. Zawiązała się między nimi przyjaźń, która trwa do dziś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski