Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dobczyce - miasto burzliwej młodości

Redakcja
Jerzy Urbańczyk
Jerzy Urbańczyk
Zastrzega się, iż do miasta nad Rabą od pewnego już czasu zwykł przyjeżdżać najwyżej 3 razy w roku: wiosną, latem i tuż przed Zaduszkami. - W tym roku ukazał się piękny album "Dobczyce i mieszkańcy miasta na starej pocztówce i fotografii", do którego dałem sporo zdjęć ze swojego archiwum. W styczniu była jego piękna promocja, a w lipcu na zamku otwarta będzie z kolei poświęcona mu wystawa. Nie wyobrażam sobie, abym nie był uczestnikiem tak ważnych wydarzeń.

Jerzy Urbańczyk

WSPOMNIENIA JERZEGO URBAŃCZYKA. Dzisiejsze miasto się rozwija. Ale tamto z lat wojennych, ma swój niezapomniany urok. Właśnie te Dobczyce mam w sercu! - twierdzi emerytowany architekt

Jerzy Urbańczyk nie wygląda na swoje lata, choć ma ich już 83. Energiczny, sprawny fizycznie ze świetną, godną pozazdroszczenia pamięcią. Z wykształcenia architekt po studiach na Politechnice Krakowskiej ("żałuję, ale byłem za życia zawodowego oderwany od projektowania, związałem się z wykonawstwem budowlanym"). Urodził się co prawda na Śląsku, w Mikołowie ("tata Franciszek w tamtych latach pracował tam w szkole jako nauczyciel matematyki, dopiero potem przenieśliśmy się do Krakowa, był nawet dziekanem w dawnej Wyższej Szkoły Pedagogicznej"), jednak na wakacje - wraz z trojgiem rodzeństwa - przyjeżdżał do domu rodziców mamy Zofii, do dziadków nauczycieli: Bronisławy i Walentego Lichoniewiczów. Dziadek przez kilka lat był nawet dyrektorem miejscowej szkoły. Dziadkowie zostali pochowani na cmentarzu komunalnym Jeleniec i ta zabytkowa nekropolia jest jednym z kilku powodów regularnych wizyt Jerzego Urbańczyka.

"Ich dom zbudowany w 1901 r. stał przy skrzyżowaniu ulicy Zarabie, Mostowej i Nowowiejskiej na tzw. Krzyżowej. Wakacje w 1939 r. spędzaliśmy właśnie w Dobczycach i tam zastała nas II wojna światowa. Wybuch wojny był równocześnie końcem mojego dzieciństwa. Wydawało się, że wojna nie potrwa długo i znów wrócimy do Krakowa. Tata został w Krakowie, dziadek już nie żył, więc na mnie - wtedy 12-letniego chłopca - przywykłego do komfortowych warunków krakowskich, spadły nagle wszystkie sprawy wymagające męskiej ręki. Obok domu dziadków były stajnia i stodoła oraz około 5 morgów pola, które nas żywiło - wymagało to wielkiego wysiłku. Zakosztowałem wszystkiego: żniw, młocki, wykopów i wielu innych prac w gospodarstwie" - można przeczytać w napisanych przez niego wspomnieniach.

Czytając wspomnienia z lat okupacji emerytowanego krakowskiego architekta, spędzonych w mieście nad Rabą, zwraca uwagę niezwykła pamięć autora zapisków. Są precyzyjne, wabią plastycznością opisów, ale dziwić to szczególnie nie powinno, bo Jerzy Urbańczyk w czasie tych 6 lat regularnie pisał pamiętnik. - Jego forma i zapiski zmieniały się w miarę mojego dojrzewania. W pamiętniku notowałem nasze domowe sprawy, ale i wydarzenia, które miały miejsce w Dobczycach i dlatego tak dokładnie mogę podać daty niektórych wydarzeń.

Dzisiaj Jerzy Urbańczyk nie ma wątpliwości, że te 6 lat pozwoliły mu dogłębnie poznać miasteczko i jego mieszkańców. Gdy wojna się skończyła, miał zaledwie 18 lat. Młodzieniec z bagażem bolesnych doświadczeń wojennych. - Znałem wtedy - mieszkający od lat na krakowskim Prądniku Urbańczyk wraca pamięcią do tamtych dni - większość ludzi, jeżeli nie osobiście, to przynajmniej z widzenia. Dziś większość z nich nie żyje, a jeżeli żyją, to tak się postarzeli, że ani oni mnie, ani ja ich nie rozpoznaję!

Nie ma już domu dziadków, ale została pamięć wydarzeń składających się na 6 lat w wojennej atmosferze. Pamięć nie do wymazania ani przekreślenia. - W Dobczycach spędziłem przecież - nie ma żadnych wątpliwości i mówi to z wielkim przekonaniem - najprzyjemniejsze lata. Dziecięce i młodzieńcze. To był w końcu beztroski czas w teatrze wojny. Ale nie tylko... Wiosną 1940 r. wrócę do wspomnień, o chleb było coraz trudniej, piekarnie zaprzestały wypieku. Chleb trzeba było piec w domu, ale nie było mąki. Jednak rodzic jednak udało się kupić zboże, a mnie przypadło mielenie go na żarnach. Wymagało to dużego samozaparcia, ale dzięki temu mieliśmy zdrowy razowy chleb.
Na cmentarzu parafialnym Stróżnica znajduje się skromny, nie rzucający się w oczy grób Barbary Siewierskiej, warszawianki, uczestniczki Powstania Warszawskiego. - W lipcu 1944 r. na Zarabie przyjechała 16-letnia Basia, wraz z rodzicami - wspomina Urbańczyk. - Ładnie śpiewała, m.in. piosenki wojskowe. 20 lipca przyszedł telegram, wzywający ją do powrotu, szykowało się powstanie, a mimo młodego wieku Basia była w konspiracji przeszkoloną sanitariuszką. Po zakończeniu powstania 5-6 osób przyjechało do nas z Warszawy, która była w ruinie. Z uwagi na ciasnotę w domu dziadków, Basia i jej mama Stefania Siewierska zamieszkały w małym domku u Sebastiana Grzybka przy Cegielnianej. Basia, która była sympatią mojego starszego brata Jana, zapisała się do kl. IV konspiracyjnego gimnazjum w Dobczycach. W powstaniu nabawiła się kontuzji, została trafiona w plecy, kula przeszła przez prawe płuco, leczono ją w prymitywnym powstańczym szpitalu. Nieoczekiwanie w styczniu 1945 r., gdy front przetoczył się przez Dobczyce, Basia nagle ciężko zachorowała i zmarła. Na Stróżnicy ma ona teraz skromny grób i płytę z napisem Basia Siewierska Warszawianka. Dzięki Leszkowi Kawalcowi grobem tym zainteresowała się młodzież z miejscowej Szkoły Podstawowej im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. O grób dbają uczniowie wspomnianej szkoły i nauczycielki Józefa Malara i Barbara Czarnik. Odnowiony grób dobrze świadczy o młodym pokoleniu.

We wspomnianym albumie Bożeny i Adama Rutów o Dobczycach znajduje się kilkanaście zdjęć z dobczyckich, młodzieńczych zasobów Jerzego Urbańczyka m.in. jedno z nich pochodzi z lipca 1944 r. - Na tym zdjęciu - tłumaczy Jerzy Urbańczyk - jest m.in. moja mama Zofia, obok niej brat Jaś, a w dolnym rzędzie siedzi obok mnie młodsza siostra Marysia, a pośrodku znajduje się Basia Siewierska. Piękna blondynka w rogowych okularach. Cenne zdjęcie pochodzi z ogrodu dziadków!

Dzisiejsze Dobczyce to zgoła inna miejscowość niż ta z lat wojennych. Teraz - jak podkreśla Jerzy Urbańczyk - to jest dynamicznie rozwijające się miasteczko. - Ale tamto z lat dawnych, tych moich wojennych, ma swój niezapomniany urok. Mam te właśnie Dobczyce w sercu!

Andrzej Domagalski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski