Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dobczyce. Miejsce na mapie miasta znane z... profesorów

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Święto Ulicy Profesorskiej przybrało formę luźnego sąsiedzkiego spotkania. Przyszło kilkadziesiąt osób
Święto Ulicy Profesorskiej przybrało formę luźnego sąsiedzkiego spotkania. Przyszło kilkadziesiąt osób Fot. Katarzyna Hołuj
Jedna krótka ulica, notabene kiedyś nosząca nazwę Krótka, wydała co najmniej kilku cenionych naukowców.

Dziś ta uliczka podzielona jest na dwie: Długosza i Piłsudskiego. Na razie nikt nie wnioskuje o zmianę nazwy, za to z inicjatywy emerytowanej nauczycielki - pani Elżbiety Kautsch i całego stowarzyszania „Ispina”, postanowiono urządzić Święto Ulicy Profesorskiej.

Jest ono dedykowane właśnie tym, którzy tu przyszli na świat i wnieśli do nauki swój wkład, za co nadano im tytuły profesorów. Urodzonych tu jest co najmniej czworo. To prof. dr. hab. inż. Józef Kozielski, prof. dr hab. n. med. Stanisław Kośmider, prof. dr hab. Stanisława Stokłosowa z domu Chorabik i prof. dr hab. Cecylia Wesołowska z domu Lichoń. Jeśli dodać męża prof. Wesołowskiej, także profesora Jana Wesołowskiego, daje to piątkę naukowców, którzy zostawili po sobie ślad w postaci publikacji i wynalazków, ale także gros studentów i doktorantów, których „zarazili” pasją do nauki.

Urodzeni w latach 20-tych kształcili się na tajnych kompletach w Dobczycach lub Myślenicach i maturę zdawali w czasie wojny. Jedynie urodzona w 1920 roku Cecylia Wesołowska zdążyła ją zdać jeszcze przed wybuchem wojny. Wojenne losy rzuciły ją na Węgry. Dotarła tam i została internowana wraz z żołnierzami 10 Brygady Kawalerii generała Stanisława Maczka.

Dzięki pomocy Czerwonego Krzyża znalazła się w Budapeszcie, gdzie udało się jej rozpocząć studia z fizyki. Po wojnie dokończyła je w Polsce na UJ, a jej kariera naukowa związana była z Politechniką Wrocławską, na której pracowała do 1998 roku. Ostatni wykład wygłosiła dokładnie na miesiąc przed śmiercią.

Do świata nauki wniosła swój wkład zajmując się fizyką powierzchni i cienkich warstw. Ale jest też coś równie cennego, co zawdzięczają jej Dobczyce. - W roku 1939 ta energiczna dziewczyna była komendantką powiatową przysposobienia wojskowego kobiet . Dzięki niej mamy i znamy opis pierwszego dnia wojny w Dob-czycach - mówił Krzysztof Borkowski z rodziny pani profesor.

Ostatniego dnia sierpnia wróciła z Warszawy do Dobczyc. Noc z 31 sierpnia na 1 września spędziła w rodzinnym domu. Rano obudził ją wybuch.

- 1 września około godziny 15, gdy była już ustaleniach z burmistrzem, stała na rynku czekając na autobus do Myślenic. Wtedy nad Dobczyce nadleciało 9 samolotów. Przyszła pani fizyk dokładnie je policzyła - mówi pan Krzysztof. W wyniku bombardowania palił się dom, blisko jej domu rodzinnego.

- Dzięki jej wspomnieniom i pamiętnikowi wiemy, że nie było wtedy w Dobczycach motopompy, silnik do niej był w Krakowie, w naprawie - mówi pan Krzysztof. Zmuszeni do użycia pompy ręcznej ludzie mdleli z wysiłku walcząc z ogniem.

Ciekawą pamiątką, która się zachowała jest także umowa o… naukę,wystawiona na nazwisko Józefa Kozielskiego. W czasie wojny rozpoczął on naukę u rymarza, by uniknąć wywiezienia na roboty do Niemiec. Po wojnie niedoszły rymarz zaczął studia na Akademii Górniczo-Hutniczej, po których pracował w instytutach metalurgii i kontynuował karierę naukową aż do uzyskania tytułu profesora nadzwyczajnego. Wszystko to wspominał podczas spotkania Jan Lichoń, kuzyn nieżyjącego już profesora, młodszy od niego o 18 lat.Też mieszkaniec ulicy Krótkiej, a dziś Długosza.

Gościem szczególnym święta Ulicy Profesorskiej była jedna z jego bohaterek - prof. Stanisława Stokłosowa. Elżbieta Kautsch zaanonsowała ją następująco: - Moja kuzynka, a jej koleżanka z klasy mawiała, że jak długo istniała przed wojną szkoła w Dobczycach, tak nikt nie był lepszym uczniem niż Stasia Chorabikówna. Prymuska Stasia po latach ukończyła biologię na UJ i została panią profesor o międzynarodowej sławie. W 2003 r. Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie nadał jej tytuł doktora honoris causa „w uznaniu wybitnych zasług w dziedzinie endokrynologii rozrodu, a szczególnie za wprowadzenie nowych metod hodowli komórek gonadalnych(...)”.

Sama pani profesor dzieląc się wspomnieniami opowiedziała m.in. o swojej maturze.- Uczyłam się na tajnych kompletach i tam zdałam małą i dużą maturę. Egzaminy zdawaliśmy w Skrzynce, w nocy, przy pełni księżyca - opowiadała.

W czasie wojny była sanitariuszką, a już w lutym 1945 r. zapisała się na uniwersytet. Żeby się zarejestrować na listę studentów szła pieszo z Dobczyc do Krakowa. - Z moim wujciem Aleksandrem Rapaczem szliśmy do Krakowa od godziny 2 w nocy do godziny 11. Nie było innej możliwości, bo drogi były zablokowane jeńcami niemieckimi i radzieckimi czołgami. Wracaliśmy też pieszo. Potem leżałam chyba 3 dni, bo tak strasznie bolały mnie kolana.

O profesorze Stanisławie Kośmidrze, lekarzu można się było dowiedzieć, że jego zainteresowania badawcze „koncentrowały się na toksykologii przemysłowej, a zwłaszcza na zatruciach materiałami ciężkimi: ołowiem, rtęcią, chorobie popromiennej i zaburzeniach rytmu serca. Badania z te wyjaśniły wiele zagadnień patogenetycznych, nieznanych dotąd w literaturze naukowej”. Profesor był również prorektorem Śląskiej Akademii Medycznej i ekspertem Światowej Organizacji Zdrowia.

Organizatorzy Święta Ulicy Profesorskiej nie zapomnieli także o innych zasłużonych nauczycielach, choć już nie akademickich, urodzonych tutaj, albo z tym miejscem związanych. I choć nie mieli wysokich stopni naukowych, to do dziś cieszą się szacunkiem. To m.in. Józefa Bigda, nauczycielka, która w czasie okupacji pracowała w tutejszej Szkole Podstawowej i była komendantką Hufca Strzeleckiego w Dobczycach.

Kolejny to jej brat - Bolesław Walas, który swój zawód i doświadczenie ślusarza-mechanika w czasie wojny wykorzystywał, aby pomagać żołnierzom AK, a po wojnie współtworzył szkołę (dzisiejszy Zespół Szkół) a w szczególności Technikum Elektryczne. Jeszcze kolejny - Adolf Kubicki. Choć urodzony w Wieliczce, to nauczycielem został w Dobczycach. Zapamiętany jako surowy i wymagający, ale też jako ten, który w czasie okupacji wymyślił sposób na ochronę dobczyckiej młodzieży przed wywózką do Niemiec. Zorganizował tu bowiem filię Publicznej Rzemieślniczo-Kupieckiej Okręgowej Szkoły Zawodowej w Wieliczce i kierował nią. Wreszcie też trójka nauczycieli z jednego domu przy ulicy Długosza: Jadwiga Lichoniewiczówna, jej siostra Janka i mąż Janki - Jan Stoch.

WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 3

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, NaszeMiasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski