Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dobre relacje i jeden konkret

Redakcja
KOMENTARZE. Wizyta prezydenta Bronisława Komorowskiego w Stanach Zjednoczonych miała charakter kurtuazyjny, może jednak przynieść pewne konkretne efekty - oceniają eksperci.

- W moim odczuciu wizyta miała charakter potwierdzenia naszych dobrych relacji, ale nie stanowiła żadnego przełomu. Polska miała dobrą okazję, by próbować załatwić kilka rzeczy na użytek polityki krajowej. Bo tym właśnie była mocna wypowiedź prezydenta Komorowskiego przed kamerami i w obecności Baracka Obamy na temat wiz. Skierowana była ona w gruncie rzeczy do Polaków, bo prezydent Obama i jego administracja dobrze o tym wiedzą. Barack Obama dość instrumentalnie zaprosił naszego prezydenta do złożenia wizyty, aby wesprzeć swoje próby przekonania Kongresu do ratyfikowania układu START. Można więc powiedzieć, że spotkanie dla obu stron miało znaczenie pragmatyczne i to na potrzeby polityki wewnętrznej - mówi Zbigniew Pisarski, prezes zajmującej się polityką zagraniczną Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.

Wśród tematów poruszanych przez polskiego prezydenta znalazły się wizy do USA, amerykańska pomoc wojskowa dla naszego kraju i stosunki Polska-USA. Szczególnie mocno w rozmowie z Barackiem Obamą Komorowski podniósł sprawę wiz. - Myślę, że udało się tutaj osiągnąć jeden konkret. Administracja amerykańska przestała udawać, że nie może w tej sprawie nic zrobić i zwalać winy na Kongres, jak gdyby Kongres był jakimś obcym mocarstwem. Deklaracja prezydenta Obamy, że podejmie współpracę z parlamentem dla "potencjalnych" - tak to określił - zmian w prawie wizowym, wydaje się właśnie konkretnym osiągnięciem tej wizyty - mówi dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, politolog i amerykanista z Wyższej Szkoły Ekonomiczno-Informatycznej w Warszawie. Jego zdaniem wypowiedzi prezydenta Komorowskiego na temat restrykcji wizowych wygłoszone podczas spotkania w German Marshall Fund w Waszyngtonie wcale nie była kpiną, lecz merytoryczną krytyką.

- Spora część polityków i komentatorów twierdzi, że wizy nie są ważną sprawą i że nie warto się starać o ich zniesienie, bo to i tak się nie uda. Myślę jednak, że prezydent Obama zrozumiał, iż problem wiz ma złe skutki dla społecznej podstawy sojuszu polsko-amerykańskiego i stąd jego zapowiedź współpracy z Kongresem, który być może obejmie inicjatywę ustawodawczą w tej sprawie. Jest zatem pewien postęp, choć jeszcze nie rozwiązanie problemu - dodaje Kostrzewa-Zorbas.

Nieco inaczej sprawę wiz widzi Zbigniew Pisarski: - To Amerykanom powinno zależeć na tym, aby pozyskiwać imigrantów z rozwiniętego, dobrze wykształconego i perspektywicznego kraju, jakim jest Polska, a nie np. z Meksyku. Odpychając nas wizami, USA same skazują się na emigrację, która znacznie trudniej się asymiluje niż Polacy.

Można dostrzec tutaj pewien anachronizm: USA nie dostrzegają, że ci Polacy, których najbardziej się obawiają - robotnicy, budowlańcy, hydraulicy - od dawna już nie jeżdżą do USA, bo przestało to być finansowo opłacalne. Lepiej pracować legalnie w krajach Unii, nie będąc tam w dodatku obywatelem drugiej kategorii.
- Nie bardzo rozumiem, co powoduje amerykańską administracją, że tak długo opiera się zniesieniu wiz. Rozmawiałem na ten temat m.in. ze Zbigniewem Brzezińskim, Aleksandrem Kwaśniewskim czy Danutą Hübner i wszyscy powtarzali, że sprawa ma charakter tylko i wyłącznie polityczny. Kwestia wskaźników procentowych odmów, które rzekomo blokują nasze wejście do programu bezwizowego, nie jest tak istotna i bez problemu mogłaby zostać pominięta, a decyzja zależy wyłącznie od dobrej woli decydentów politycznych - dodaje prezes Pisarski.

Jako minus wizyty Grzegorz Kostrzewa-Zorbas określa brak zapowiedzi amerykańskiego prezydenta stacjonowania w Polsce na stałe rakiet Patriot.

- Nasz kraj wiązał z tym spore nadzieje, a rząd przedstawiał to właśnie w ten sposób, że po okresie wizyt czasowych, bateria pojawi się u nas na stałe. Patrioty zintegrowane z polskim systemem obrony powietrznej realnie zwiększyłyby bezpieczeństwo naszego kraju. Zamiast tego jednak Obama zaproponował czasowe misje szkoleniowe samolotów F-16 i Hercules. Takie wizyty szkoleniowe (a zatem nie bojowe) nic Polsce nie dają. Nasi piloci i technicy nie podniosą w ten sposób swoich umiejętności, bo latania i obsługi amerykańskich maszyn i tak musieli się wcześniej nauczyć, gdy Polska kupowała i otrzymywała F-16 i Herculesy. A zatem obietnica USA nie będzie miała żadnego realnego znaczenia dla zwiększenia bezpieczeństwa Polski - twierdzi ekspert.

Obaj rozmówcy zgadzają się z opinią, że Polska nie jest pierwszoplanowym sojusznikiem USA.

- Polska nigdy nie znajdowała się w pierwszym szeregu ważności amerykańskich sojuszników, choć do takiej roli aspirowała. Niemniej, żadna administracja, ani Clintona, ani Busha, ani Obamy nie traktowała nas w ten sposób - podkreśla Kostrzewa-Zorbas.

Łagodniej określa to Zbigniew Pisarski: - Nie jesteśmy strategicznym sojusznikiem USA, co najwyżej strategicznym sojusznikiem w tym regionie Europy. Jego zdaniem jest to pochodna polityki Baracka Obamy skoncentrowanej w ogromnej mierze na sprawach wewnętrznych. Obama rozpoczął urzędowanie w momencie, w którym kraj targany był poważnymi problemami wewnętrznymi, siłą rzeczy większość swojej uwagi skupił właśnie na nich, a nie na polityce zagranicznej, jak np. jego poprzednik prezydent George W. Bush.

PAWEŁ STACHNIK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski