Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dojść do Rio de Janeiro i tam zakończyć karierę

Katarzyna Skoczek
37-letni Grzegorz Sudoł swój największy sukces odniósł w 2010 roku - zdobył srebro na ME
37-letni Grzegorz Sudoł swój największy sukces odniósł w 2010 roku - zdobył srebro na ME Wacław Klag
Rozmowa. Chodziarz GRZEGORZ SUDOŁ nie wywalczył minimum na mistrzostwa świata, które w sierpniu odbędą się w Pekinie. Zawodnik AZS AWF Kraków liczy jednak na wyjazd.

- Wysokie temperatury podczas mistrzostwach Polski nie sprzyjały sportowcom.

- To prawda. Zresztą w chodzie sportowym, na takich długich dystansach trzeba mieć zawsze sporo szczęścia. O rezultacie decyduje również pogoda. Optymalne warunki to 10-16 stopni. Jeśli mamy 30 stopni w cieniu, a przy asfalcie temperatura dochodzi do 48-50 stopni, to o dobre wyniki bardzo trudno.

- Wygrał Pan zawody, ale do minimum na mistrzostwa świata zabrakło...

- Tak, jednak pomimo tego jestem zadowolony z rezultatu, jaki tutaj osiągnąłem. Myślę, że byłem bliski wywalczenia tego minimum. Poza tym cieszę się, że tak dobrze zaprezentowałem się przed moją publicznością i zdobyłem mój trzeci tytuł mistrza Polski na 20 km. Tuż za mną uplasował się mój zawodnik Jakub Jelonek (AZS AWF Kraków), który do końca trzymał dobre tempo.

- To był dla Pana ważny start. Miał Pan opracowaną jakąś strategię?

- Przede wszystkim zacząłem z myślą o minimum. I pierwsze trzy kilometry pokonałem w tempie na minimum. Niestety zobaczyłem, że mam bardzo wysokie tętno, że ze względu na ciepło nie ma szans uzyskać tego minimum i wiedziałem, że jak pójdę jeszcze z 5-6 km w takim tempie, będę płacił za to w drugiej części zawodów i mogę nie zwyciężyć. Dlatego też po czterech kilometrach wycofałem się z prowadzenia i bardziej pilnowałem swojego samopoczucia i tego, gdzie są moi rywale.

- Cały czas blisko Pana trzymał się Jakub Jelonek. To motywujące, gdy ma się świadomość, że zaraz można przegrać z kolegą z klubu?

- Nie, raczej demotywujące (śmiech). Tym bardziej, jeśli to jest twój podopieczny, albo osoba, która teoretycznie powinna być słabsza. Na szczęście z Jakubem na tyle się już znamy i współpracujemy, że każdy wie, czego się może spodziewać. Poza tym potrafimy się też wspierać.

- Bardziej wspieracie się czy rywalizujecie?

- Potrafimy się wspierać. W tym starcie Kuba na początku miał też kryzys, zaczął dostawać kartki z ostrzeżeniami, więc ja zwolniłem, żeby nie został sam i nie walczył z prędkością. Natomiast potem ja miałem skurcze mięśnia dwugłowego i z kolei on lekko odpuścił. Dogadaliśmy się więc, że jak tak długo współpracowaliśmy, to będziemy się też ścigać na finiszu i udało mi się zwyciężyć.

- O minima można walczyć do końca tego miesiąca. Planuje Pan jeszcze jakieś występy przed tym terminem?

- Nie. Natomiast na pewno będzie kilka mityngów w okresie od sierpnia do września... Zawsze pozostaje też szansa, że Polski Związek Lekkiej Atletyki powoła mnie na mistrzostwa świata na dystans 20 km, ponieważ mam minimum IAAF. W Krakowie warunki mi nie sprzyjały, ale może to zrozumieją i stwierdzą, że warto mnie jednak wysłać. To jednak nie moja decyzja.

- Wyjazd na igrzyska do Rio wciąż może Pan sobie wywalczyć.

- Tak. W połowie października chciałbym też jeszcze raz w tym roku pójść 50 km i uzyskać tam wynik na tyle dobry, by gwarantował wyjazd na igrzyska do Rio de Janeiro. Czwarte w mojej karierze, więc w Brazylii zapewne bym ją zakończył.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski