Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Doktor Globtroter, czyli o lekarzu, który zwiedził 110 krajów

Jolanta Tęcza-Ćwierz
Jolanta Tęcza-Ćwierz
Prof. Andrzej Urbanik zwiedził już 110 kraków
Prof. Andrzej Urbanik zwiedził już 110 kraków fot. archiwum prywatne
Dwa razy objechał świat i wciąż nie ma dość. Profesor Andrzej Urbanik - radiolog, kierownik Katedry Radiologii Collegium Medicum UJ, od wielu lat przekonuje, że warto poznawać świat.

FLESZ - Maseczki kluczowe w walce z koronawirusem

od 16 lat

Był 1987 rok. Andrzej Urbanik, wysiadając z samolotu na Tahiti, aż musiał się poszczypać. Nie dowierzał, że naprawdę tu jest, na samym środku Oceanu Spokojnego.

Gen podróżnika

Miłość do podróży odkrył przypadkowo. Było zimne, deszczowe lato nad polskim morzem. Nie można się było kąpać ani spacerować po plaży. Pozostawało czytanie.

Kilkuletni Andrzej trafił akurat na „Przypadki Robinsona Crusoe”, kultową powieść przyrodniczo-przygodową z 1719 roku autorstwa Daniela Defoe, która pewnie wielu rozkochała w podróżach.

- Zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Postanowiłem, że będę podróżnikiem - opowiada dziś krakowski profesor.

Potem była „Wyspa skarbów” - powieść przygodowa Roberta Stevensona, opowiadająca o losach piratów poszukujących ukrytego skarbu, a wreszcie program telewizyjny „Latający Holender”, którym młody Andrzej po prostu się zachłysnął.

Ale jak podróżować po świecie, kiedy się nie ma ani pieniędzy, ani możliwości wyjazdu za żelazną kurtynę?

W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku jedyną możliwością zrealizowania marzeń o podróżach było pływanie statkiem. Andrzej chciał uczyć się w liceum morskim w Gdańsku, jednak ojciec mu to wyperswadował. Pasem.

Oto NAJPIĘKNIEJSZE małopolskie plaże. Tu poczujesz się jak n...

Chęć bycia marynarzem zweryfikował również stan zdrowia, a konkretnie wada wzroku, która okazała się dla młodego chłopaka dyskwalifikująca. To jednak nie przekreśliło jego marzeń.

- Pod koniec liceum wymyśliłem, że skoro nie mogę pływać na statkach jako marynarz, będę pływał jako lekarz - wspomina Andrzej Urbanik. - Zacząłem zakuwać biologię. Wygrałem nawet ogólnopolski konkurs i w nagrodę dostałem aparat fotograficzny. Na poczet tego konkursu hodowałem w domu czarne grzybki pleśniowe. Wkrótce te grzyby rozprzestrzeniły się dosłownie wszędzie, pojawiały się w różnych miejscach. Początkowo mama jakoś to znosiła, ale jak znalazła grzybki w lodówce, to się trochę zdenerwowała. Dopiero potem dowiedziałem się, że takie grzyby mogą być rakotwórcze.

Wysiłek się opłacił. Andrzejowi udało mi się dostać na studia medyczne w Krakowie, chociaż nie było to ani łatwe, ani oczywiste. Rodzice martwili się, że synowi nie uda się zdobyć wymarzonego indeksu i będzie miał „rok w plecy”.

Zwłaszcza, że młody Andrzej - zamiast uczyć się do egzaminów - wziął udział w olimpiadzie nawigacyjnej. Finał odbywał się na pełnym morzu. Na statku szkolnym Zenit przez tydzień trzeba było pełnić wachty i rozwiązywać zadania nawigacyjne. Ta morska przygoda tylko utwierdziła młodego chłopaka w przekonaniu o podróżach.

Z tatą

W 1972 roku Andrzej Urbanik rozpoczął studia na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej w Krakowie. Początkowo chciał zostać internistą.

- Interna okazała się dla mnie strasznie nudna. Kazano mi wklejać kartki z wynikami i pytać pacjentów, czy oddali stolec. Myślałem, że zwariuję - wspomina po latach. - Natomiast radiologia mnie zauroczyła i zawróciła w głowie, ponieważ łączyła technikę z medycyną. Po pierwszym wykładzie już wiedziałem, że to jest to.

Wkrótce po ukończeniu studiów medycznych Andrzej przekonał się, że statki zostały wyposażone w połączenia satelitarne i lekarze na pokładzie nie byli już potrzebni.

A o podróżach marzył nieustannie.

Jego pierwsza wyprawa to był wyjazd z tatą do Bułgarii i Rumunii w 1968 roku. Dwa dni pociągiem w jedną stronę. Jak na tamte czasy - wielka przygoda. Mężczyzna do dziś wspomina egzotyczne krajobrazy, zetknięcie się ze światem islamu, a nawet burzę, która dopadła ich gdzieś na trasie.

Potem była podróż do Stanów Zjednoczonych na zaproszenie dziadka, który wyemigrował z Polski. Andrzej nie zachłysnął się Ameryką i mimo że przyjechał z siermiężnego świata PRL-u, nawet nie pomyślał, aby zostać w USA.

Jeszcze później był Berlin i Muzeum Pergamońskie, które - jak mówi - rzuciło go na kolana.

Aż wreszcie kolejna książka - „Gdy słońce było Bogiem” Zenona Kosidowskiego, opowiadająca o historii i kulturze starożytnych Sumerów, Egipcjan, Azteków i mieszkańców Pompei, która sprawiła, że Urbanik zapragnął odwiedzić wszystkie te cudowne miejsca. Nic więc dziwnego, że pierwsza wyprawa, którą zorganizował na zakończenie studiów, prowadziła na Bliski Wschód.

Młody tramp

- Marzyliśmy o wyprawach i postanowiliśmy wcielać te marzenia w życie. Dlatego wraz z kolegą założyliśmy Krakowski Klub Organizatorów Wypraw Trampingowych „Tramping Club”. Przy wsparciu studenckiego biura podróży Almatur można było realizować tzw. wyprawy trampingowe. Zbierała się grupka osób, wymyślała trasę i jeżeli program dawał szanse realności, można było otrzymać paszporty i przydziały dewiz (po cenach kilkukrotnie niższych niż na czarnym rynku). Każdą trasę trzeba było opracować szczegółowo, choć nie było to łatwe, ponieważ dostęp do informacji, szczególnie praktycznych, był prawie żaden. Na początku studenckie wyprawy wyruszały do Europy południowej, bo zachodnia była za droga, a także na Bliski Wschód: Syria, Turcja. W sumie co roku z Krakowa wyruszało kilkadziesiąt takich wypraw. I my to organizowaliśmy - wspomina profesor z uśmiechem.

I dodaje, że te wyjazdy traktował trochę jako swoją małą wojnę z panującym wówczas ustrojem. Chodziło o to, aby dać młodym ludziom możliwość zobaczenia świata na własne oczy.

Podróżowało się bez wsparcia, z niewielkim „kapitałem” (zazwyczaj było to 150 dolarów na cały wyjazd), a przede wszystkim - bez dostępnej w dzisiejszych czasach wiedzy o tym, jak się znaleźć w tym innym świecie. Jednym ze sposobów na tanie podróżowanie był autostop. Wówczas bezpieczny i powszechny środek transportu. Andrzej nie był wymagającym trampem.

Kraków. Taras z restauracją, kawiarnią i muzeum szkieletora?...

- Spaliśmy różnie: na plażach, na dachach, gdy były płaskie, w namiotach, w taniutkich hostelach, ale najczęściej na dziko - opowiada radiolog. - W Ankarze pozwolono nam rozbić namioty w ogrodach polskiej ambasady. Czasem spałem na plebaniach, bo miałem specjalny glejt od stryjka, który był księdzem - wspomina radiolog.

Zachłysnąć się światem

W 1983 roku w Bangkoku, stolicy Tajlandii, Andrzej po raz pierwszy zobaczył kultowy przewodnik Lonely Planet. Wyrzucili go do kosza niemieccy turyści, pewnie przestał być im już potrzebny.

- Wyjąłem, otrzepałem i zajrzałem. To było prawdziwe odkrycie! Proste rady: gdzie spać, gdzie zjeść, jak dojechać, czego unikać, gdzie absolutnie nie nocować - wspomina.

Trzy lata później wydał w Polsce „Przewodnik trampingowy - Birma, Tajlandia, Malezja, Singapur, Indonezja” - pierwszy polski przewodnik globtroterski, opracowany na postawie sporządzanych podczas podróży notatek. W sklepie kosztował 600 złotych, jednak nakład szybko się wyczerpał. Na czarnym rynku dawano za niego nawet 12 tysięcy!

Kiedyś Andrzej dowiedział się, że w Odessie funkcjonuje pasażerskie przedsiębiorstwo żeglugowe Morpasfłot, którego statki pływały między najatrakcyjniejszymi portami Morza Śródziemnego. Wyjazdy w oparciu o tę firmę organizowało biuro podróży Orbis. Ale było bardzo drogo…

- Pojechaliśmy do Odessy z walizeczką czeków i na miejsc, za psie pieniądze, kupiliśmy kilkaset biletów na rejsy, które były dostępne dla studentów za pośrednictwem Almaturu. Dwutygodniowy rejs na takim, często luksusowym, statku kosztował... równowartość dżinsów.

Na zakończenie studiów Andrzej zorganizował wyprawę ciężarówką Star. Krakowska Akademia Medyczna miała podpisaną umowę z firmą ze Starachowic, dlatego studenci mogli bezpłatnie korzystać z pojazdu. W ten sposób przejechali do Istambułu, a dalej przez Turcję do Iraku, Jordanii, Syrii i znowu do Turcji .

- Potem nam strzeliło do głowy, by pojechać do Grecji i Włoch. Kiedy wracaliśmy, było akurat konklawe. Jak przyjechaliśmy do Wenecji, to się okazało, że na papieża został wybrany Jan Paweł I, który był biskupem w tym mieście. Wszędzie panowało istne szaleństwo - opowiada profesor.

Podróże i praca? To możliwe

Andrzej Urbanik całe życie podróżował w ramach urlopu. Jak mówi - miał wyrozumiałych szefów.

- Lubiłem jeździć do Azji, a tam wyjazdy miały sens przede wszystkim jesienią. W wakacje brałem dyżury za kolegów, a jesienią ruszałem w podróż - wspomina.

Raz udało mu się zdobyć pół roku bezpłatnego urlopu . Postanowił odbyć podróż dookoła świata. Tuż przed podróżą prof. Urbanik dostał jednak odmowę z biura paszportowego z uzasadnieniem: długość czasu wyjazdu nie wskazuje na jego turystyczny charakter. Może urzędnik czytał powieść „W 80 dni dookoła świata” i uznał, że pół roku to stanowczo za długo? Urbanik się jednak odwołał, paszport otrzymał i w podróż wyruszył.

Było to wielkie wyzwanie, ponieważ kwota, jaką posiadał w kieszeni, była tak śmieszna, że teraz nie odważyłby się w taką podróż wyruszyć. Co więcej - miał bilety w jedną stronę i nie mógł się wycofać. Musiał gnać do przodu.

Efekt Stendhala

Francuski pisarz Stendhal w swoich pamiętnikach opisuje słabość, której doznał, gdy przyjechał do Florencji i zwiedził galerię Uffizi. Musiał po tych wrażeniach spędzić kilka dni w łóżku z gorączką, a kiedy zdecydował się wyjść ponownie na ulice miasta - doznawał „gwałtownego kołatania serca”.

Prof. Urbanik przywołuje tę historię, przypominając sobie swoje pierwsze podróże.

- Na początku oglądałem przede wszystkim zabytki, architekturę miast. Sycylia, Wenecja, Florencja… Z zapartym tchem czytałem książki z dziedziny historii architektury i sztuki. Pamiętam taki wyjazd z Krakowa przez Wiedeń, Wenecję, Florencję, Rzym i Neapol na Sycylię. Istny zawrót głowy. Wtedy zrozumiałem, co Stendhal miał na myśli - opowiada.

I dodaje szczerze: Muszę przyznać, że dziś jestem już trochę zepsuty. Kiedyś, gdy przyjeżdżałem na egzotyczną plażę, to było wielkie: wow! Gdy niedawno przyleciałem na Galapagos, to moje „wow!” się stępiło. Wszyscy, którzy dużo podróżują, tak mają. Oczywiście, doceniają piękno świata, ale mają pewien dystans. Patrzy się wtedy na otaczający świat przez pryzmat tego, co już się wcześniej widziało. Nie jak dziecko, któremu ktoś da cukierka, ale jak dorosły, który wybierze czekoladkę z bombonierki i spokojnie ją zje.

Pytanie o sens

Czasami zadajemy sobie pytanie: czy warto podróżować? Czy jest sens wydawać pieniądze na tak ulotne chwile? Może lepiej zainwestować je w remont, lepszy samochód czy nowszy komputer?

Andrzej Urbanik nie ma wątpliwości.

- Podróżowanie zmienia wszystko w człowieku, tak jakby się na nowo narodził. Podróże dają dystans do codzienności i świata, a także pozwalają lepiej oceniać, co jest ważne w życiu. Dzięki nim jest się innym człowiekiem - opowiada.

Między nami podróżnikami

Urbanik pojeździł po świecie, ale to tylko jedna strona jego podróżniczej aktywności. Jest też autorem pierwszego polskiego informatora dla podróżników (Vademecum Trampingowca, wyd. 1979), pierwszego polskiego przewodnika globtroterskiego (Azja Południowo-Wschodnia, wyd. 1986), a także pierwszej ogólnopolskiej imprezy podróżniczej OSOTT (Ogólnopolskie Spotkanie Obieżyświatów, Trampów i Turystów). Impreza ta organizowana jest dorocznie od 35 lat.

Do tego trzeba jeszcze dołożyć redagowanie serii książek „Przez świat” wydawanych corocznie od 24 lat, które zawierają po kilkadziesiąt relacji z wypraw globtroterskich, aktualnie zrealizowanych przez znanych polskich podróżników. Prowadzi również niekomercyjną stronę internetową www.travelbit.pl.

Wszystkie te działania pozwoliły mu stworzyć globtroterska społeczność w naszym kraju. A dla Krakowa zainicjował 10 lat temu festiwal podróżniczy Travenalia, który cały czas wspiera.

Bo nie ma nic piękniejszego niż podróże i poznawanie świata. W dobie epidemii, gdy te możliwości zostały nam odebrane (lub ograniczone), możemy jednak odkrywać własne okolice. I może być to równie inspirujące.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Doktor Globtroter, czyli o lekarzu, który zwiedził 110 krajów - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski