Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dokument wymaga od kina odwagi

Rozmawiał Rafał Stanowski
Fot. Wojciech Matusik
Rozmowa. KRZYSZTOF GIERAT, dyrektor Krakowskiego Festiwalu Filmowego, który wystartował po raz 54., o tym, co obejrzymy do 1 VI

– Krakowski Festiwal Filmowy to dziś cztery konkursy: międzynarodowy i polski w dziedzinie krótkiego metrażu, a także dwa dokumentalne: produkcji pełnometrażowych i obrazów muzycznych. Który z tych konkursów jest dla Ciebie naj­ważniejszy?

– Najbliższy jest mi konkurs dokumentów muzycznych i dokumentów długich – może dlatego, że to nasze najmłodsze dzieci. Na nich się teraz koncentruję, prowadzę do nich selekcję. Staram się oglądać jak najwięcej – szukam w nich porywających opowieści o człowieku. Niezależnie od tego, czy jest artystą, bojownikiem z Homs czy strajkującym na Wall Street.

– O czym mówią filmy, które pokażecie?

– Uzmysłowiłem sobie w tym roku, że wybraliśmy wiele filmów, które mówią o ogólnoświatowych konfliktach. Być może to wpływ tego, co dzieje się na Ukrainie. Taki jest film, który jako pierwszy zaprosiłem do Krakowa – „Powrót do Homs”, pokazujący ludzi uwikłanych dziś w wojnę w Syrii. Odnajduję tu wiele paralel do naszej historii, choćby do Powstania Warszawskiego.

– A nie obawiasz się, że te cztery konkursy Krakowskiego Festiwalu Filmowego mogą konkurować same ze sobą? Że imprezie może brakować jednego, mocnego akcentu?

– Nie, wszystko jest w ruchu. Kiedyś na festiwalu był jeden konkurs w jednym kinie. Dziś są cztery, 12 sekcji pozakonkursowych i 10 ekranów, na których je prezentujemy. Ze względu na wysokość nagrody – po 30 tys. zł – na pierwszy plan wysuwają się międzynarodowe konkursy: pełnometrażowych dokumentów o Złoty Róg oraz filmów krótkich o Złotego Smoka. Nasz festiwal kwalifikuje też filmy do walki o Oscara i Europejską Nagrodę Filmową.

Stworzyłem nowy konkurs dokumentów muzycznych, bo te filmy stały się niezwykle atrakcyjne dla widowni. Tego rodzaju kino dwa lata z rzędu otrzymało Oscara. Moim zdaniem równowaga między dokumentem i krótkim metrażem jest na naszym festiwalu zachowana. Chcemy to utrzymać. Niewiele jest takich imprez na świecie. I z tej racji mamy niezwykle wysoką pozycję. Niedawno brałem udział w dyskusji w czasie festiwalu w Berlinie, gdzie usłyszałem wiele ciepłych słów pod naszym adresem.

– Gdy popatrzymy na historię kina, zobaczymy, że film krótki stracił moc poruszania publiczności w Polsce – głównie dlatego, że zniknął z kin. Myślisz, że stało się to na dobre?

– Nie ma już miejsca dla krótkiego metrażu w roli dodatku kinowego, co miało miejsce przed rokiem 1989 . Coraz częściej pojawiają się w kinach, co mnie, szczerze mówiąc, zaskakuje, filmy średniometrażowe, takie jak „Ojciec i syn” Pawła Łozińskiego. Miejsce dla krótkiego metrażu jest w internecie, telewizji, w kinach też – ale w czasie imprez festiwalowych.

– A nie myślałeś o tym, by pójść drogą „Future Shorts” – międzynarodowego festiwalu krótkich filmów? Ich pokazy są regularnie organizowane w kinach na całym świecie, w Krakowie można je oglądać w Kinie Pod Baranami.

– Takie wędrujące wydarzenie ma sens, gdy ma charakter międzynarodowy. Nasz rynek jest za płytki na organizowanie pokazów tylko w Polsce. Przygotowujemy za to repliki festiwalu, pokazując w Polsce filmy z naszej imprezy, a jeśli się w jakiejś produkcji zakochamy, czasami zajmujemy się też dystrybucją kinową.

– Promujecie polskie filmy za granicą. Jak są odbierane?

– Nagród jest mnóstwo – o czym często się może nie wie. Dokument polski postrzegany jest nie tylko przez dzieła wielkich, jak Karabasz, Kieślowski czy Fidyk, ale też młodych. Takim fenomenem była „Argentyńska lekcja” Wojtka Staronia, która zjeździła cały świat, od Europy po Chiny. A „Poste Restante” Marcela Łozińskiego zdobył Europejską Nagrodę Filmową.

Jako Krakowska Fundacja Filmowa promujemy za granicą wiele polskich filmów. Prezentujemy nasze kino na wielu festiwalach, organizujemy wydarzenia, a to w Meksyku, a to w Toronto, Izraelu czy Florencji. W przyszłym roku chcemy na czterech rosyjskich festiwalach pokazać dzieła filmowe i twórczość fotograficzną trzech naszych laureatów – Koszałki, Staronia i Dzi­wor­skiego. W Rosji uważa się zresztą, że najlepsze filmy o ich kraju kręcą właśnie Polacy.

– Dlaczego więc kino dokumentalne i krótkometrażowe jest w Polsce tak niedoceniane?

– Operujemy na bardzo płytkim rynku zdominowanym przez multipleksowe propozycje i myślenie. Wejść do kina wielosalowego z dokumentem – to prawie nierealne. Dystrybutor najpierw musi zapłacić, a dopiero potem może oczekiwać zarobku. Małych firm nie stać na to, by na wstępie wyłożyć tzw. Virtual Print Fee. To błędne koło – nie ma filmów, bo nie ma publiczności, nie ma publiczności, bo nie ma filmów.

Czasami dochodzi do zaskakujących przypadków, jak sukcesy dokumentów „Wielka cisza” czy „Sugar Man”, które obejrzało u nas 75 tys. i ponad 93 tys. widzów. Ale z reguły wyniki są o wiele niższe, takie produkcje ogląda z grubsza po kilka tysięcy. Niewiele jest też kin, które z odwagą sięgają po filmy dokumentalne czy krótkie. Dzieje się to w Krakowie, ale poza nim tej odwagi często brakuje. To sprawia, że filmy dokumentalne i krótkie ogląda się tylko na festiwalach.

– I dlatego warto odwiedzić Krakowski Festiwal Filmowy?

– Choć niektóre filmy można zobaczyć w telewizji, tylko festiwal daje pełny przegląd tego, co dzieje się w światowym oraz polskim kinie dokumentalnym i krótkometrażowym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski