Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dolce vita w Dolomitach

Redakcja
Fot. Südtirol
Fot. Südtirol
Na stokach włoskich Dolomitów najczęściej słychać polską mowę. Hotelarze z Trydentu, Piemontu, Lombardii, zacierają ręce. Gdyby nie nasi narciarze, niektórzy z nich musieliby ogłosić upadłość.

Fot. Südtirol

ZIMA. Na nartach jeździ od 3 do 5 mln Polaków

Z powodu recesji wielu Włochów rezygnuje z zimowego wypoczynku. W Polsce - na odwrót. Do biur podróży zgłosiło się o 20 proc. więcej chętnych na narciarskie wyjazdy niż rok temu.

Koło ratunkowe

W Neckermannie, w ciągu ostatnich pięciu lat, zanotowano prawie 50-procentowy wzrost klientów w sezonie zimowym. Podobne informacje można usłyszeć w TUI i Triadzie. Biura prześcigają się w ofertach. W jednym z nich nowością jest rezerwacja pakietów narciarskich z polskojęzycznym instruktorem w czeskim Szpindlerowym Młynie.

Według Piotra Zawistowskiego z Triady, najbardziej popularnym kierunkiem narciarskich wyjazdów z Polski są Włochy. W styczniu i lutym, gdy uczniowie w Polsce mieli ferie, w niektórych włoskich pensjonatach Polacy stanowili ponad połowę wszystkich gości.

- We Włoszech recesja. Nasi narciarze są często kołem ratunkowym dla żyjących z turystyki mieszkańców Trydentu, Piemontu, Lombardii - mówi Robert Ochwat z krakowskiego "Olimpu". Podkreśla, że właściciele pensjonatów i hoteli starają się, jak mogą, umilić Polakom pobyt. - Organizują wieczory przy świecach, podają smakowite dania regionalne, częstują gorącym winem narciarzy wracających ze stoku. Nawet w trzygwiazdkowych hotelikach codziennie zmieniają ręczniki. Wszystko po to, żebyśmy odwiedzili ich po raz drugi.

Na tygodniowe szusowanie w Dolomitach można się wybrać z biurem podróży już za 1900 zł. W cenę wliczono noclegi, wyżywienie, przejazd luksusowym autobusem i sześciodniowy skipass - karnet upoważniający do jazdy zwykle w kilku stacjach narciarskich. Wyjeżdżających własnym samochodem pod koniec sezonu zimowego narciarska wycieczka będzie kosztować jeszcze mniej, około tysiąca złotych na osobę. Wtedy karnet jest za darmo. W tym roku tzw. ski-free we Włoszech zaczyna się już 20 marca.

Robert Ochwat z "Olimpu" zauważył, że coraz więcej osób wyjeżdżających na narty za granicę decyduje się na hotele średniej klasy i lepsze, położone tuż przy wyciągach. Jego zdaniem to znak, że polska klasa średnia jest coraz bogatsza: - Dla pewnej grupy naszych klientów nadal istotna jest cena wycieczki. Przybywa, jednak tych, którzy wolą zapłacić więcej, aby mieć wyższy standard.

Sport narodowy

Jazda na nartach to frajda. Trudno się, więc, dziwić, że tę formę rekreacji wybiera coraz więcej Polaków. Piotr Bogusz, działacz i instruktor Polskiego Związku Narciarskiego, szacuje, że na nartach i deskach snowbordowych jeździ od 3 do 5 milionów Polaków. Coraz większe zainteresowanie szusami na śniegu obserwuje od kilku lat Grzegorz Dendys, szef szkoły narciarskiej w Korbielowie. Jak twierdzi, narty stają się powoli naszym sportem narodowym.

Przed laty każdy szanujący się polski narciarz musiał zaliczyć stoki Kasprowego. W długiej, co najmniej godzinnej kolejce do kolejki w Kuźnicach i później na hali Goryczkowej, spotykali się przedstawiciele elit z całej Polski. Dzisiaj ci, którzy posmakowali tego sportu, omijają Zakopane. Przeliczają cenę narciarskiego karnetu na liczbę przejechanych kilometrów i okazuje się, że najdrożej jest właśnie na Kasprowym. Żeby tam pojeździć, trzeba wydać minimum 150 zł dziennie.
Janusz Bąk, instruktor narciarski z Zieleńca obliczył, że w Alpach lub Dolomitach można przejechać w ciągu godziny cztery razy dłuższy dystans niż w Polsce. Nie mówiąc o przyjemności jazdy bez stania w kolejce, przy zazwyczaj lepszej pogodzie, zwłaszcza w Dolomitach.

Kilka dni temu miłośnicy szusowania na Kasprowym Wierchu pozbyli się resztek złudzeń. Kierownictwo Tatrzańskiego Parku Narodowego ogłosiło, iż "z obawy o złamanie prawa unijnego" wycofuje się z pomysłu na budowę nowych tras narciarskich w Tatrach. Plan Pawła Skawińskiego, dyrektora TPN, zakładał poszerzenie tras dla narciarzy o zbocza dwóch szczytów znajdujących się po obu stronach Kasprowego Wierchu - Pośredniego Goryczkowego Wierchu na zachodzie i Beskidu na wschodzie. Uznano, jednak, że takie rozwiązanie "byłoby sprzeczne z prawem", bo naruszałoby tereny chronione przez europejski program Natura 2000. Po protestach ekologów dyrekcja TPN zrezygnowała z tego pomysłu.

Plaża i park Disneya

Włoscy ekolodzy też protestują. Ostatnio przeciwko utworzeniu sztucznych atrakcji turystycznych w pobliżu górskiego schroniska Gardone w Dolomitach. Niedawno na terenie schroniska powstał park Disneya. Agencja promocji turystyki z Bolzano, która była inicjatorem tego projektu, broni go, twierdząc, iż atrakcje te przyciągają w Dolomity rodziny. Protest pozostał na papierze, bo nawet ekolodzy zdają sobie sprawę z tego, że turystyka przynosi spore wpływy do budżetu - kraju i poszczególnych regionów. W Dolomitach powstają więc nowe wyciągi, coraz dłuższe i szersze trasy, więcej jest narciarskich szkółek, a sprzęt sportowy okazuje się tańszy niż w Polsce.

Włosi podchodzą zupełnie inaczej do jazdy na nartach niż Francuzi i Austriacy. Narty dla Włochów to przede wszystkim dobra zabawa. Widać to w licznych barach i restauracjach położonych tuż przy narciarskich wyciągach i trasach. Atmosfera dobrej zabawy udziela się też Polakom. Restauratorzy dbają o to, by goście czuli się jak u siebie w domu. W menu są zwykle przynajmniej dwa, typowo polskie dania. Jedząc golonkę (7 euro), pijąc piwo (2-3 euro) czy kawę (1-1, 5 euro), wystawiając twarze do słońca (w Val di Sole świeci przez 350 dni w roku), można posłuchać Wodeckiego, Kukulskiej, Górniak. W jednym z barów na okrągło puszczane są taśmy z polską piosenką biesiadną. W takiej atmosferze, w takim otoczeniu, sącząc słynne włoskie bombardino (mieszanka ajerkoniaku, brendy, whisky lub rumu), można oddać się urokom dolce vita, słodkiego życia. Byle z umiarem.

Pijani narciarze

Nie wszyscy biorą sobie tę przestrogę do serca. Stosunkowo niedrogie drinki, włoska grappa, vin brulé (grzane wino z owocami i przyprawami) są często nadużywane. Pod koniec grudnia dwa tysiące włoskich instruktorów wystąpiło przeciwko właścicielom górskich schronisk, gdzie bez ograniczeń sprzedaje się alkohol. W rezultacie - argumentują instruktorzy - narzuca się absurdalną modę picia alkoholu po dotarciu na szczyt, a przed zjazdem na nartach. Przypominają, że jeszcze kilka lat temu było inaczej. Bary i tawerny w górskich kurortach zapełniały się dopiero wieczorami, kiedy zamknięte już były wyciągi i kolejki. Teraz alkohol sprzedawany jest w schroniskach już od godziny 10 rano. - Nie można zaakceptować zjazdów na rauszu - mówi szef związku instruktorów z Trydentu Luciano Maturi. Przypomina jednocześnie, że to właściciele i kierownicy schronisk ponoszą odpowiedzialność za swych klientów.
Instruktorzy narciarscy zwracaja uwagę, że pijani narciarze są zagrożeniem nie tylko dla samych siebie, ale też dla innych użytkowników tras oraz wszystkich, którzy na nich pracują. Powołują się na statystyki, z których wynika, że najgroźniejsze wypadki na stokach powodują właśnie pijani narciarze.

- Generalnie jednak 90 proc. przykrych zdarzeń na nartach to wypadki ponoszone z własnej winy. Tylko 10 proc. zdarzeń stanowią wypadki z udziałem osób trzecich - mówi Sandro Ganz, instruktora ze Szkoły Narciarskiej w Moenie.

Zdaniem właścicieli biur podróży Polacy, w stosunku do narciarzy innych narodowości z Europy Środkowo-Wschodniej, nie plasują się na czele w statystyce nadużywających alkoholu.

- Niemniej zdarzają się skargi tego typu, np. ze strony włoskich hotelarzy. Dotyczy to zwłaszcza wyjazdów narciarskich organizowanych przez zakłady pracy dla wyróżniających się pracowników. W takiej grupie zwykle jest sporo osób, które jadą na narty pierwszy raz i alkohol dodaje im animuszu - mówi Robert Ochwat z krakowskiego "Olimpu". Jego zdaniem wypadków na nartach jest coraz więcej - niemal w każdym turnusie, co najmniej jeden, czasem groźny, ale powodem nie jest alkohol, tylko brak umiejętności, złe warunki atmosferyczne lub jedno i drugie.

Robert Ochwat dodaje, że wśród narciarzy z Polski znacznie wzrosła świadomość zagrożenia, jakie niesie ze sobą uprawianie tego sportu: - Nasi klienci coraz częściej wykupują dodatkowe ubezpieczenie, w ramach którego jest np. opcja "transport do Polski". Coraz więcej osób ma OC, czyli ubezpieczenie w razie, gdy zdarzy im się uszkodzić kogoś na stoku.

Grażyna Starzak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski