Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom jest tam, gdzie rodzina

Paweł Kotwica
Tałant Dujszebajew: - Czułem się głupio, że przyjeżdżając do Polski niewiele o niej wiedziałem
Tałant Dujszebajew: - Czułem się głupio, że przyjeżdżając do Polski niewiele o niej wiedziałem Fot. Dawid Łukasik
Rozmowa. - Nie jestem głupi, żeby brać do kadry słabych zawodników i przegrywać - mówi nam Tałant Dujszebajew, selekcjoner reprezentacji Polski w piłce ręcznej. Pochodzi z Kirgistanu, grał w Moskwie, następnie w Hiszpanii i Niemczech, a w 2014 roku przyjechał do Kielc

- Ktoś powiedział o Panu „Człowiek-piłka ręczna”. Myśli Pan o niej 24 godziny na dobę, przeżywa jeszcze raz mecze, czy raczej stara się myśleć o czymś innym?

- Powiedzieć, że myślę o piłce ręcznej 24 godziny na dobę, to przesada. Ale bardzo to lubię, oglądam dużo meczów, analizuję. Teraz w domu nie ma już dzieci, poświęcam handballowi więcej czasu. Kiedyś rodzina to było moje główne „zajęcie”. Trudno jednak w domu uniknąć tego tematu, skoro żona jest byłą piłkarką ręczną, a obaj synowie też grają w handball.

- Żona jest Pana krytykiem, potrafi powiedzieć, że coś Pan źle zrobił, czy raczej wspiera w każdej sytuacji?

- Żona podchodzi do mojej pracy obiektywnie, daje swoją opinię, potrafi doradzić, ale zawsze decyzję podejmuję ja. Czasem popełniam błędy, ale wtedy wiem, że decyzja była moja i błąd jest na moje konto.

- Jesteście 25 lat po ślubie, potraficie się jeszcze czymś zaskoczyć?

- Po takim czasie człowiek już sobie nie wyobraża życia bez tej drugiej osoby. O zaskoczeniu też nie ma mowy.

- A synowie sami wybrali piłkę ręczną, czy ich Pan namawiał?

- To wyszło naturalnie. Zawsze dla synów starałem się być nie tylko ojcem, ale i przyjacielem. Zawsze dawałem rady, a oni sami decydowali. Piłkę ręczną też wybrali sami, choć pewnie miało na to wpływ to, że z tym sportem mieli kontakt od zawsze. Jestem szczęśliwy, że mam taki dobry kontakt z synami, rozmawiamy ze sobą przez telefon codziennie przez 30-40 minut. Ale o sporcie rozmawiamy najmniej.

- Na ławce trenerskiej bywa Pan bardzo impulsywny. A w domu?

- W życiu prywatnym jestem inną osobą, choć nie mogę powiedzieć, że mam zimną krew (śmiech). Na boisku jako zawodnik byłem impulsywny, jako trener też tak reaguję. Taki charakter. Jeśli chcesz wygrywać, musisz żyć tym, co robisz.

- Skąd się Pan wziął w piłce ręcznej? Kirgistan się z nią nie kojarzy.

- To był trochę przypadek. Moja rodzina przeprowadziła się do mieszkania na nowym osiedlu, na którym zbudowano szkołę z piękną salą gimnastyczną. Kiedy było ciepło, grałem z kolegami w piłkę nożną na boisku, a jak robiło się bardzo zimno, uciekaliśmy do hali i graliśmy w handball. Miałem wtedy 12 lat.

- A jak Pan trafił do Moskwy?

- Grałem coraz lepiej i kiedy miałem 17 lat, było już wiele propozycji z klubów. Rok później trzeba było iść do wojska. CSKA Moskwa był wtedy najlepszy nie tylko w Związku Radzieckim, ale i w Europie. Miałem szczęście, że mnie chcieli. Przez kilka lat grałem więc w tym wojskowym klubie, również w reprezentacji ZSRR, znanej z tego, że była prowadzona przez trenerów silną ręką. I ja taki styl też preferuję.

- Pokochał Pan Hiszpanię, gdzie mieszkał przez 21 lat.

- Tak, traktuję Hiszpanię jako mój dom. Mieszkałem tam od 1992 roku. Moi synowie tam się urodzili i czują się Hiszpanami. Ale moja ojczyzna to jest Związek Radziecki. Ja tak samo dobrze czuję się w Rosji, na Białorusi czy w Kirgistanie. A dom jest tam, gdzie moja rodzina.

- Często lata Pan do Kirgistanu? Ma Pan tam jeszcze rodzinę?

- Mam brata, jego rodzinę, ciocię, mieszkają tam moi najlepsi przyjaciele. Moi rodzice już nie żyją. Jeśli raz w roku nie pojadę do Kirgistanu, nie odwiedzę cmentarza, nie posiedzę przy grobie i z nimi nie „pogadam”, czuję się bardzo źle.

- Co było dla Pana najtrudniejsze w Polsce?

- Czułem się głupio, że przyjeżdżając do Polski niewiele o niej wiedziałem. Pierwszymi problemami były język i adaptacja. Ale jeśli pracuje się w takim klubie, jak Vive Tauron Kielce, który jest perfekcyjnie zorganizowany, grają w nim świetni zawodnicy, jeśli dookoła jest dużo życzliwych ludzi, to po dwóch miesiącach człowiek czuje się jak w domu. Jestem bardzo zadowolony, że tu jestem. Obejrzałem już kilka polskich miast, Kraków, Gdańsk, Wrocław i kiedy jadę za granicę, to jestem taką trochę reklamą Polski, zawsze chwalę wasz kraj.

- Podobno jest Pan człowiekiem bardzo wymagającym wobec innych, ale najwięcej wymaga Pan od siebie...
- Nauczyli mnie tego rodzice i trzej starsi bracia. Byłem najmłodszy z rodzeństwa, więc oni byli dla mnie autorytetami.

- Był Pan jednym z najlepszych piłkarzy ręcznych w historii tego sportu. Który z sukcesów ceni Pan sobie najwyżej?

- Na pewno medal olimpijski w Barcelonie w 1992 roku. Bo był złoty i pierwszy.

- Trudniej być wybitnym zawodnikiem czy trenerem?

(długie milczenie) Odpowiem na to pytanie, jak się spotkamy za kilkanaście lat, kiedy skończę karierę trenerską (śmiech).

- Kiedy trafił Pan do Kielc, jedną z pierwszych rzeczy, które zmienił Pan w drużynie, było żywienie. Skończyło się jedzenie fast foodów, zawodnicy mają indywidualne diety, badania, drużyna ma kucharza.

- Dla mnie każdy element przygotowania jest ważny, również dieta. Cieszę się, że udało mi się zmienić coś innego: nie ma już w drużynie grup, które tu zastałem, podziału na Bałkańców, Polaków i innych. Chodzimy razem na kolacje, spotykamy się, żony zawodników częściej ze sobą rozmawiają.

- Czy wprowadzi Pan te zwyczaje w reprezentacji Polski?

- Oczywiście. Zawsze łatwiej osiągnąć cel, gdy jest dobra atmosfera.

- Sam Pan chciał, żeby kontrakt na prowadzenie kadry obowiązywał tylko do września tego roku.

- Tak, jesienią zmieni się zarząd związku. Obojętnie, czy przyjdzie nowy trener, czy ja zostanę, związek będzie miał komfort.

- Podobno w negocjacjach temat Pana zarobków był marginalny. Nie chce Pan dobrze zarabiać?

- Pieniądze nie były dla mnie najważniejsze. Będziemy o nich rozmawiali po igrzyskach. Jeśli będzie wynik, powinna być nagroda.

- Co Pan zmienia w grze reprezentacji Polski?

- Niedużo. Chcę mieć więcej alternatyw w obronie. Polacy od dawna grają tylko obroną 6-0, a ja chcę wprowadzić systemy 5-1 i 3-2-1. W ataku nie trzeba dużo zmieniać, ale drużyna musi wiedzieć, jak reagować na grę rywala podwyższoną obroną.

- Przeciwnicy Pana wyboru, szczególnie z Płocka, mówią, że trener drużyny z Kielc będzie faworyzował zawodników Vive Tauronu. Co im Pan odpowie?

- Co bym nie zrobił i tak będzie po 50 procent zwolenników i przeciwników. Nie jestem głupi i nie jestem masochistą, żeby brać do kadry słabych zawodników i przegrywać.

- Załóżmy, że osiąga Pan cele, czyli awans do mistrzostw świata i igrzysk oraz zajęcie miejsca pomiędzy pierwszym a szóstym na igrzyskach. Ma Pan już wizję zespołu na dalszą przyszłość?

- Oczywiście. Mam już wizję zespołu po tym, jak odejdzie generacja starszych zawodników. Ale najpierw zagrajmy w Rio de Janeiro.

Rozmawiał Paweł Kotwica

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski