Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom trzeba mieć w sobie

Redakcja
- Co to jest dom? Tym pytaniem zazwyczaj rozpoczynamy nasze rozmowy o domu, mając nadzieję, że sprecyzujemy jego istotę, definicję. A więc...

Rozmowa z dr arch. KrystynĄ StyrnĄ-Bartkowicz

 - Ilekroć czytam mądre wypowiedzi autorytetów, zarówno starożytnych myślicieli, jak i współczesnych wybitnych osobowości, tylekroć wydaje mi się, że zostało powiedziane dokładnie to, co i ja myślę o domu. Ale dzisiaj, na pytanie o definicję domu, nie umiem precyzyjnie, krótko i zdecydowanie odpowiedzieć. Być może nie czuję potrzeby, by sformułować osobistą, a jednocześnie uniwersalną sentencję, która by oddała wszystkie myśli i uczucia, jakie noszę w sobie.
 - Każdy z nas instynktownie odczuwa dom. Proszę o tym opowiedzieć.
 - Moje wyobrażenia o domu są różnorodne. Te pierwsze - niezwykle bogate - ukształtowały wspomnienia z cudownych lat dzieciństwa. Konfrontując je w dorosłym życiu, stwierdzałam, że te domy wcale nie były aż tak piękne, przestronne i wspaniałe, ale najważniejsze okazało się to, że zachowałam je w pamięci jako najszlachetniejsze miejsca. Inne wrażenia pozostawiły domy, w których bywałam. Zanotowałam je sobie w myślach dlatego, że odpowiadały na jakieś moje potrzeby domu. Zarazem były to miejsca akceptowane przeze mnie jako architekta. Pamiętam również i takie, które nie spełniały tych warunków, a i tak były wspaniałymi miejscami.
 Po wielu latach własnego projektowania, pracy dydaktycznej, oglądania przeróżnych realizacji, wiem - co zabrzmi banalnie - że domy mogą i powinny być diametralnie różne. Niekoniecznie muszą zgodnie z aktualną modą odpowiadać na pytania o funkcję i estetykę, a mimo to są domami, które się doskonale sprawdzają. Na drugim biegunie stoją perfekcyjne, stworzone zgodnie z zasadami architektonicznymi i estetycznymi budowle pozbawione duszy - pomniki jednoczesnego sukcesu i porażki projektanta. Opierając się na tych doświadczeniach, uważam, że należy podchodzić z pokorą do formułowania ostatecznych, ponadindywidualnych definicji dotyczących domu. Odpowiedzi jest tyle, ilu jest osób.
 - Co, według Pani, tworzy klimat domu?
 - Na pewno ludzie. Bez nich nie byłoby domu. Oglądając awangardowe, kreacyjne domy, w których "nic dodać, nic ująć", myślę sobie: O! taki dom chciałabym mieć, ale zaraz sobie uświadamiam, że jest to niemożliwe. Być może dlatego, że należę do ludzi, którzy lubią obrastać w rzeczy. Najpierw to są jakieś nie wyrzucane przedmioty, bo nie było czasu, by się ich pozbyć, później stają się wspomnieniem, pamiątką, aż przychodzi taki moment, kiedy osiągają status zabytku i relikwii. Mam wiele takich relikwii, po rodzicach, ciotkach, babciach. I chociaż staram się je porządkować, by za bardzo nie obciążać swoich potomków całym tym szmelcem, to już teraz wiem, że i tak sporo im pozostawię. To, obok osobowości moich córek, zapewne będzie również istotnym czynnikiem tworzącym klimat ich domów.
 - Czy jest coś, czego zazdrości Pani swoim kolegom architektom?
 - Tak. Szansy realizacji zgodnie ze swoją wizją idealnego domu. Z podziwem patrzę na tych, którzy wiedzą, jak powinno wyglądać takie wnętrze. Zazdroszczę im umiejętności przekonywania do własnej koncepcji. Ja staram się robić podobnie, ale w pewnym momencie argumenty właścicieli zaczynają być na tyle wiążące, że rezygnuję z części własnych pomysłów. Taki ukłon w stronę inwestora to efekt wielogodzinnego poznawania osobowości zleceniodawcy, rozmów, odkrywania jego potrzeb i zamiłowań. Słuchanie w takim przypadku jest równie istotne, jak sam proces projektowania i aranżowania. Tak na marginesie: nie zawsze jestem spolegliwa. Tam, gdzie wiem, że mam rację - nie ustąpię, oczywiście w interesie inwestora.
 Projektowanie wnętrz mieszkalnych, choć bywa bardzo efektowne, nie jest tą dziedziną, dzięki której najczęściej przechodzi się do historii architektury. Pozwala natomiast na zdobycie i zachowanie wdzięcznej pamięci zleceniodawcy, który nierzadko potem zwraca się po kolejne rady i docenia rolę architekta.
 - Projektowanie wnętrz jest...
 - ...trudnym przedsięwzięciem, ponieważ wiąże się z wejściem w ludzką intymność. Mam na myśli projektowanie dla tzw. przeciętnych odbiorców, nie będących bogaczami, kolekcjonerami, znawcami. Ci, najczęściej wiedzący dobrze, czego oczekują, swoje domy tworzą jako miejsca prestiżowej ekspozycji statusu materialnego. Natomiast dla reszty, czyli dla zwyczajnego człowieka, dom jest na tyle osobistą sprawą, że jego umiejętne zaprojektowanie jest trudniejsze niż projektowanie efektownej rezydencji.
 - Od przeszło półtora roku na łamach "Domu" współredaguje Pani galerię architektury współczesnej. W tym cyklu przedstawiono ponad 30 sylwetek najwybitniejszych architektów należących do światowej czołówki. Który z nich jako projektant jest Pani najbliższy?
 - Kiedy oglądam dokonania Le Corbusiera, uważam, że jest to doskonałość; funkcjonalna i formalna. Identyfikuję się z jego sposobem myślenia. Ale te same odczucia towarzyszyły mi podczas zwiedzania domów zaprojektowanych przez F.L. Wrighta. Podziwiam Mario Bottę, zachwyca mnie Gaudi, ale także Neutra. Nie mam swojego faworyta, być może dlatego, że każdego ze współczesnych rozumiem i doceniam. Kiedy musiałabym mieszkać w projektowanych przez nich wnętrzach, uszanowałabym je, zgodnie z zasadami, które głoszę i ich autorską kreacją. Inna kwestia - to jak długo bym w nich umiała mieszkać, nie zaznaczając swojej osobowości?
 - Jest Pani pracownikiem dydaktycznym na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej, prowadzi Pani wraz z profesorem Zinem Podyplomowe Studium Konserwacji Zabytków, projektuje, pełni funkcję redaktor naczelnej ukazującego się od 6 lat kwartalnika "Rezydencje". Niedawno została Pani uhonorowana "Laurem Krakowa XXI wieku" i otrzymała zaszczytny tytuł Ambasadora Piwnicy Pod Baranami. Poza tym - a może przede wszystkim - jest Pani żoną i matką. Jak te wszystkie funkcje, zajęcia, zaszczyty oraz bogate życie towarzyskie udaje się Pani godzić, łączyć i uprawiać?
 - W opublikowanym niedawno artykule autorstwa Marii Ziemianin poświęconym rodzinie Bartkowiczów mój mąż wyznał, że prowadzone przeze mnie życie jest "całkiem niemożliwe", ale ja jednak istnieję, więc jakoś można... A poza tym, to tylko tak wygląda z zewnątrz.
 - Najważniejszym miejscem w Pani domu jest...
 - ...stół. Można przy nim usiąść i być z najbliższymi. Porozmawiać, zjeść śniadanie, coś napisać, narysować... To jest sprzęt, który skupia rodzinę, przyjaciół. Można przy nim pracować, zadumać się i można usłyszeć gwar rozmów.
 - A sam dom?
 - Dom trzeba mieć w sobie.
Rozmawiała: MAGDALENA
MUSIALIK-FURDYNA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski