Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Domowe Betlejem

Barbara Ciryt
Sylwia Adamczak-Kucharska i jej mama Katarzyna Adamczak od wielu lat robią w swoim domu taką szopkę. Nikt z rodziny nie wyobraża obie świąt bez tej atrakcji.
Sylwia Adamczak-Kucharska i jej mama Katarzyna Adamczak od wielu lat robią w swoim domu taką szopkę. Nikt z rodziny nie wyobraża obie świąt bez tej atrakcji. Fot. Archiwum
Paczółtowice. Pokój gościnny u rodziny Adamczaków i Kucharskich na czas świąt Bożego Narodzenia zamienia się w miniaturowe miasteczko. W centrum jest szopka z Dzieciątkiem Matyją i Józefem, a dookoła na wzgórzu roztacza się Jerozolima.

Nadchodzi wieczór, we wszystkich maleńkich domkach i kościółkach zapalają się światła. W górach przy ognisku siedzą pastuszkowie. Wśród leśnego mchu i drobnych kamyków błyszczy woda w stawie, na pastwiskach niezmiennie stoją owce.

Wokół szopy ze Świętą Rodziną jeździ kolejka, w oddali jakiś rolnik karmi zwierzęta. Na choinkach siedzą ptaki, a pod świerkową gałązką zdrzemnął się anioł. Tak Sylwia Adamczak-Kucharska z Paczółtowic wyobraża sobie Betlejem. Gospodyni co roku – od kilkunastu lat – robi miasteczko małego Jezusa w największym pokoju swojego domu.

Przez pół dnia ustawia te swoje domki. – Najlepiej do tego nadają się takie chatki na kadzidełka, małe kościółki, wiatraki, budowle z wieżyczkami – mówi.

Ma ich ze 30. Najgorzej, gdy lampki choinkowe się popsują. Wtedy nagle w połowie domków robi się ciemno, bo każdy jest zasilany jedną żaróweczka z tych światełek. Bywa też tak, że w oświetleniu coś się przestawi i w części domków światła mrugają.

Szopka u Kucharskich, niemal jak w kościele u ojców bernardynów, pnie się po całej ścianie od podłogi do sufitu. – Najpierw robię konstrukcje z pudełek i wielu innych rzeczy. Lepiej nie mówić i nie zaglądać co tam jest – uśmiecha się pani Sylwia.

– Przykrywam wszystko płótnem i już są wzgórza. Na nich ustawiam domki. Z lasu przynoszę mech, bo on długo zostaje zielony, trzyma wilgoć przez miesiąc. Potem wynoszę go na ogród, gdzie odżyje i dalej rośnie – zaznacza gospodyni.

To małe, domowe Betlejem co roku wygląda inaczej, bo wszystko zależy od koncepcji.

– Bywa, że zajmuje zbyt dużo miejsca, wzgórza się rozrastają, wtedy trzeba coś poprzestawiać w pokoju, czasem wynieść jakiś mebel. Ale to nie jest żaden problem – mówi Katarzyna Adam­czak, mama pani Sylwii, która czynnie bierze udział w tym przedsięwzięciu. Nikt z rodziny bliższej i dalszej oraz znajomych nie wyobraża sobie, żeby nie było minimiasteczka i szopki.

Pierwsza taka szopka pojawiła się w domu na paczółtowickim wzgórzu, gdy dziś 17-letnia Serafina, córka pani Sylwii była jeszcze maleńka. Poruszała się w chodziku i zachwycała figurkami i budowlami. Wtedy mama ustawiała betlejemskie domki poza jej zasięgiem. – Tamten prototyp szopki był czymś w rodzaju lampki nocnej i powstał w kuchni. Teraz mieści się tylko w największym pokoju – zaznacza gospodyni domu.

Gdy pani Sylwia wyjeżdża za granicę wiadomo, że przywiezie maleńkie domki i makaron o ciekawych kształtach. – Bez tego nie wracam. Domki są potrzebne do szopki, a makaron do robienia ozdób – wyjaśnia.

Sylwia Adamczak-Kucharska i Kataryna Adamczak na co dzień prowadzą gospodarstwo agroturystyczne. Zdobią swój 105-letni dom przy każdej okazji.

– Trzymamy się tradycji i tego co wynika z roku liturgicznego, zgodnie z tym robimy ozdoby – mówi młodsza z pań. A starsza dodaje: – Robienie ozdób i wymyślanie ciekawych rzeczy oraz sposobów na wykonanie swoich pomysłów to nasza życiowa pasja.

Skąd czerpią pomysły? – Czasem wpada coś do głowy nocą, gdy nie mogę spać. Innym razem odwrotnie, gdy śpię coś się przyśni i rano pomysł jest gotowy – wzrusza ramionami pani Katarzyna.

W tym roku na Boże Narodzenie w ruch poszły szyszki, z których powstają anioły z kołnierzykami z papierowej koronki i włosami z kaszy gryczanej. Gliniane dzwonki nasze dekoratorki zdobią wzorami z decou­page.

Do wielkich szklanych pucharów wkładają sianko, na nim Boże Dzieciątko w maleńkim żłóbeczku, jeszcze kilka błyszczach gwiazdek, miniaturowy aniołek i gotowa szopka na stół świąteczny.

Dopełnieniem wszystkiego są światy, czyli ozdoby z opłatka np. żłóbeczki, gwiazdeczki. Także z andruta powstają domki i samoloty, które podobnie jak światy są wieszane na nitkach u sufitu, wtedy fruwają z każdym podmuchem powietrza. Ozdoby zawsze muszą znaleźć się też w oknie kuchennym. Na wzór szwedzki paczółtowic­kie dekoratorki ustawiają szyszki, pomarańcze, długie laski cynamonu.

Obie panie jesienią tego roku zostały przyjęte do ogólnopolskiego Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie. – Nie łatwo się tam dostać. Musiałyśmy przedstawić swój dorobek. Udowadniać, że robimy ozdoby zgodnie z zasadami sztuki ludowej, kolorystyką i tradycjami naszego regionu – mówi Katarzyna Adamczak. Komisja stowarzyszenia bez dłuższego zastanawiania się zaakceptowała prace twórczyń z Paczółtowic.

Wydała legitymacje i potwierdziła zgodność ich prac z wymogami sztuki ludowej. Ich twórczością zachwyciły się też władze warszawskiego lotniska.

Znaleźli namiary do pań na stronie internetowej małopolskiego Szlaku Rzemiosła. – Niespodziewanie dostałyśmy zlenienie wykonania tradycyjnych bożonarodzeniowych ozdób z papieru na choinkę do holu lotniska. Teraz wiszą tam nasze zwierzątka z kolorowej bibuły: jeżyki, ptaszki, koguciki, papugi, rybki i grzybki – mówi pani Kasia.

W tej rodzinie od pokoleń robiło się ozdoby z każdej okazji. Już babcia pani Sylwii zrobiła szopkę z lalkami dla swoich synów Tadeusza i Józefa – braci pani Kataryny Adamczak.

– Chłopcy chodzili z szopką po okolicy, pociągali za sznurki występujących postaci i do każdej śpiewali piosenki – wspomina pani Kasia.

Dziś w okresie świąt u każdego z barci jest szopka, która zdobi dom na zewnątrz. Oczywiście u Adamczaków i Kucharskich w Paczółtowicach także stoją podświetlone figurki w ogrodzie. Tak jest od kilkunastu lat. Do tego na ścianie domu kręci się gwiazda i świeci różnymi kolorami.

Ludzie przyjeżdżają z całej wioski, żeby oglądać tę gwiazdę. Widać ją z daleka. – Mechanizm urządzania zrobił wujek Tadeusz, brat mamy, połączył silniczki, przekładnice. Każde ramie gwiazdy świeci na inny kolor, każde ma inny komplet światełek. Montując to, trzeba bardzo uważać, żeby nie poplątać kabli – zaznacza pani Sylwia.

Domu stojący na stromym wzgórzu z rozświetloną gwiazdą najlepiej widać z parkingu obok przystanku. – Wieczorem ludzie zatrzymują się tam i patrzą w naszą stronę, niektórzy zostawiają samochód i podchodzą do ogrodu. Jeden obserwator przyjeżdża rano. To znajomy, kierowca szkolnego gimbusa. Przed godz. 7 czeka na dzieci i ogląda kręcącą się gwiazdę. Bywa, że zapomnę ją włączyć, wtedy dzwoni i przypomina. Jest sterowana elektronicznie, więc natychmiast biorę pilota i uruchamiam urządzenie. Niech sprawia ludziom radość – mówi gospodyni.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski