Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dorastałam w świecie, gdzie kobiety mówiły o sprawach najważniejszych

Rozmawiał Maciej Makowski
Żanna Słoniowska urodziła się we Lwowie w 1978 r. Jest pisarką, dziennikarką i tłumaczką. Jej pierwsza książka „Dom z witrażem” zwyciężyła w konkursie wydawnictwa Znak na najlepszą powieść
Żanna Słoniowska urodziła się we Lwowie w 1978 r. Jest pisarką, dziennikarką i tłumaczką. Jej pierwsza książka „Dom z witrażem” zwyciężyła w konkursie wydawnictwa Znak na najlepszą powieść Fot. Andrzej Banaś
Rozmowa. – Lwów zawsze pozwalał na wielość tożsamości. Na bycie równocześnie Polakiem i Ukraińcem. Na przykładzie moich bohaterek pokazuję, że tożsamość we Lwowie jest kwestią nie tyle pochodzenia, ile wyboru – mówi Żanna Słoniowska, autorka książki „Dom z witrażem”.

– Książkę otwiera scena, kiedy bohaterkę – Mariannę zabija snajper KGB. Kilkanaście lat później na Majdanie padają pierwsze strzały. Jak to wydarzenie wpłynęło na Pani historię?

– W lutym 2014 roku historia mi się wdarła do fabuły, byłam wstrząśnięta. Książka była już prawie gotowa, otwierał ją ten wymyślony strzał z 1988 roku, kiedy nikt we Lwowie do demonstrantów nie strzelał, a tu okazało się, że tę moją fantazję – zakrwawione ciało owinięte w niebiesko-żółtą flagę – emitują wszystkie telewizje. W związku ze strzałami na Majdanie zmieniłam zakończenie powieści.

– Polacy mieli swój karnawał „Solidarności”, ale również Ukraińcy walczyli z sowieckim systemem. O ile „Solidarność” zna cały świat, tak o walce Ukraińców wiemy wciąż niewiele. Dlaczego?

– Bo nic tak spektakularnego jak w Polsce nie działo się tam. W 1991 roku Ukraina dostała swoją niepodległość na talerzyku. Jednak we Lwowie przełomu lat 80. i 90. szalały legalne albo nielegalne manifestacje domagające się prawdy na tematy historyczne, praw dla języka ukraińskiego, przywrócenia Kościoła greckokatolickiego, który został po wojnie zdelegalizowany, a jego członkowie byli zmuszeni zejść do podziemia. Te manifestacje dobrze pamiętam z dzieciństwa, pamiętam towarzyszące temu emocje, dlatego miałam ochotę, by przywołać te mało znane w Polsce klimaty.

– Pani książka to opowieść o czterech kobietach, czterech pokoleniach i ich losach? Powiedziała Pani, że kobiety są ciekawsze od mężczyzn.

Dlaczego?

– Nie wiem dlaczego tak jest, ale przeważnie jeśli spotykasz parę, to zazwyczaj kobieta, a nie mężczyzna będzie potrafiła lepiej zwerbalizować swoje uczucia, a także opowiedzieć swoją historię. Oczywiście są wyjątki, na przykład wielcy pisarze. Z tym kobiecym szowinizmem trochę żartuję, a trochę nie.

Dorastałam w świecie, gdzie kobiety właśnie mówiły o sprawach najważniejszych: o miłości, historii, dylematach moralnych, mężczyźni byli albo nieobecni ciałem bądź duchem, albo milczeli.

– Bohaterki Pani książki to kobiety o wyjątkowo zawikłanych losach, buntujące się przeciwko rzeczywistości. W jaki sposób ich historia odzwierciedla dzieje Lwowa?

– Na pewno jest to tak zwany „mój Lwów”. Nie zapomnę, jak dziwił się znajomy Słowak: co jest takiego w tym mieście, że mówicie na każdym kroku „mój Lwów”, nie przyszłoby mi do głowy tak mówić o moim miasteczku rodzinnym. „Dom z witrażem” to literatura, nie podręcznik historii, zawiera wymyślone postacie oraz wysoce subiektywne interpretacje wydarzeń.

Niemniej jednak starałam się precyzyjnie odtwarzać epokę i nastroje, wkładałam w usta bohaterek realne słowa zasłyszane kiedyś we Lwowie.

Ważne było dla mnie także przywołanie rzeczywistych postaci zasłużonych w historii miasta: Salomei Kruszelnickiej, Wiaczesława Czornowiła, a także pokazanie wielowarstwowości Lwowa, który jest jak tort: pod tym, co widzimy na pierwszy rzut oka, kryją się: polska, żydowska, ormiańska i wiele innych odmian historii.

– Narratorka mówi, że to, co ukraińskie zaczęło być wsteczne i brzydkie. Pierwsze lata życia spędziła Pani we Lwowie. Jak zmieniało się miasto? Z jakimi problemami musieli zmagać się jego mieszkańcy?

– Narratorka wypowiada te słowa konkretnie o latach dziewięćdziesiątych, czyli o czasach wielkiego chaosu, gdy jedna epoka się skończyła, a w nowej było niewiele stabilności – szalała inflacja, ludzie nie mieli pracy, wieczorami masowo wyłączano światło, na uczelniach siedziało się w nieogrzewanych salach. Władzę mieli albo byli komuniści albo, w przypadku Lwowa, straszliwi prowincjusze niezdający sobie sprawy na przykład z rangi zabytków tego miasta. Poza tym w książce te słowa padają w kontekście dorastania bohaterki, której nagle przestają wystarczać idee, za które umarła jej matka, musi szukać własnych.

– O Ukrainie mówiło się jako o kraju kontrastów. Albo jest się biednym, albo bogatym. Czy to się zmienia? I czy właśnie te kontrasty nie doprowadziły do wybuchu kolejnej rewolucji?

– Jeśli Pan ma na myśli protesty na Majdanie w latach 2013 –2014, to najpierw chodziło o zawiedzione nadzieje młodzieży, gdy ówczesny prezydent Wiktor Janukowycz nie podpisał umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, a następnie już o niesprawiedliwe rządy: za czasów Janukowycza politycy kradli na potęgę, w sposób niespotykany tępiono biznes, rozrastała się korupcja, panoszyli się bandyci.

Czyli ludziom, którzy wyszli na ulice, chodziło nie tyle o pieniądze, ile o powiedzenie stop tym, którzy ich oszukiwali i poniżali, stąd nazwa protestów, która się przyjęła – rewolucja godności. Przy okazji umocniła się tożsamość obywatelska Ukraińców, którzy po pierwsze, zobaczyli, że mogą mieć realny wpływ na władzę, a po drugie, spotkali się ze sobą twarzą w twarz: wschód i zachód, północ i południe, ludzie mówiący różnymi językami, chodzący do różnych kościołów, a przy tym solidarni dla siebie, należący do jednego narodu.

– Tytułowy „Dom z witrażem” – istnieje w rzeczywistości?

– Chodzi o unikany witraż secesyjny, 11 metrów długości, chowający się we wnętrzu jednej ze starych austriackich kamienic w centrum miasta. Są na nim zobrazowane cztery żywioły, jest wielobarwny i niezwykły – wygląda na to, że konstrukcja architektoniczna budynku została dostosowana do tego arcydzieła.

Kiedy mieszkałam we Lwowie, widziałam, jak witraż niszczeje, ale nikogo z decydentów to nie obchodziło. Obmyślaliśmy ze znajomymi sposoby ratowania go, pisaliśmy listy do ministerstw i urzędów, aż w końcu umieściłam go w książce – jest to tak, jakby pomnik dla tego ważnego zabytku.

– Każda z kobiet w Pani książce boryka się z problemem tożsamości. Jakie ma ona znaczenie dla Pani?

– Lwów zawsze pozwalał na wielość tożsamości. I na tożsamości łączone, na bycie równocześnie Polakiem i Ukraińcem, na posiadanie dwóch i więcej języków ojczystych.

Na przykładzie moich bohaterek pokazuję, że tożsamość we Lwowie była i jest kwestią nie tyle stricte pochodzenia etnicznego, ile wyboru.

Jeśli chodzi o czasy obecne i o mnie, to cieszę się, że teraz powstaje i umacnia się ukraińska tożsamość obywatelska, która pozwala równocześnie na inne tożsamości, nie wyklucza ich. Ukraina bowiem jest państwem wieloetnicznym i wielojęzycznym, to jest bogactwo, którego nie wolno ignorować lub lekceważyć.

– Bohaterki Pani książki buntują się przeciwko rzeczywistości, jednak każdą z nich dosięga historia, od której nie mogą uciec. Na Majdanie też ludzie się zbuntowali. Czy tym razem, Pani zdaniem, dojdzie do poważnych zmian na Ukrainie?

– Nie wiem, nie jestem ani politykiem, ani prorokiem. Wszyscy na to liczą.

– Od czasu wydarzeń na Majdanie coś zmieniło się między Ukraińcami a Polakami?

– Polacy popatrzyli na Ukraińców z szacunkiem, kto wie, czy nie po raz pierwszy w historii. Byli w stanie utożsamić się z protestami na Majdanie, a także zrozumieć tych, którzy bronią kraju przed rosyjską agresją. Ukraińcy mają do Polaków stosunek wręcz euforyczny, bo to „bracia Polacy”, którzy udzielają konkretnego wsparcia, na przykład wysyłając ciepłe rzeczy i pieniądze cywilom w Donbasie.

– Jak dziś Polacy powinni patrzeć na Lviv?

– Powinien istnieć Lviv i Lwów, jak również Leopolis, bo chodzi o europejskie miasto wielu tradycji. Polski Lwów jest teraz bardzo modny: odtwarza się przedwojenne kawiarnie, nawiązuje się do tradycji. Ja marzę o tym, że Lwów znajdzie się w Unii Europejskiej i strefie Schengen, czyli zniknie granica. Z Krakowa i Warszawy będą jeździć szybkie pociągi, Polacy będą mogli wyskoczyć do Lwowa na kawę albo kupić pod Lwowem domek weekendowy. I to wszystko, jak na Europę przystało, czyli z szacunkiem dla Ukraińców i ich historii i kultury.

– Teraz mieszka Pani w Krakowie, jakie widzi Pani różnice pomiędzy tymi miastami?

– Różnice te są uwarunkowane historycznie, na przykład za rządów austriackich we Lwowie zlikwidowano wiele klasztorów, a w Krakowie nie, Lwów był stolicą Galicji i się rozbudowywał w sposób imponujący, a Kraków nie, Lwów zawsze był wieloetniczny i tak dalej i tak dalej. Potem Lwów został częścią Związku Radzieckiego, a Kraków nie, jest więc wiele różnic, którym można byłoby poświęcić niejedną konferencję naukową. Mnie osobiście brakuje w Krakowie secesyjnych kamienic o ozdobnych fasadach, a we Lwowie, może to dziwnie zabrzmi dla Polaków, krakowskiego uporządkowania. Jak wiadomo, wszystko zależy od punktu widzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski