Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dorota Miśkiewicz: Mój hołd dla polskiej pianistyki

Rozmawiał Paweł Gzyl
Piosenkarka Dorota Miśkiewicz jest córką słynnego jazzowego saksofonisty - Henryka Miśkiewicza
Piosenkarka Dorota Miśkiewicz jest córką słynnego jazzowego saksofonisty - Henryka Miśkiewicza fot. Universal Music Poland
Rozmowa. Wokalistka jazzowa, DOROTA MIŚKIEWICZ, opowiada o swej najnowszej płycie, „Piano.pl”, na której wykonała z najwybitniejszymi polskimi pianistami największe w historii rodzimej muzyki rozrywkowej przeboje z fortepianem w roli głównej.

- Jaki jest Pani ulubiony instrument muzyczny?

- Fortepian. (śmiech)

- A dlaczego nie skrzypce? Przecież to właśnie ten instrumencie studiowała Pani w Akademii Muzycznej.

- To prawda. Ale na fortepianie uczą się grać wszyscy instrumentaliści. To podstawa, którą musi opanować każdy wykształcony muzyk. Ja nie jestem jakąś wybitną pianistką, ale dzięki temu, że gram na fortepianie, mogę tworzyć melodie i harmonie. Na skrzypcach to już nie takie oczywiste.

- To ta miłość to fortepianu sprawiła, że postanowiła Pani nagrań płytę z najciekawszymi polskimi piosenkami z tym instrumentem w roli głównej?

- Kiedyś przyszła mi do głowy myśl, że gdybym miała policzyć moich kolegów pianistów, byłoby ich bardzo wielu. Nie wiem jak jest w innych krajach - ale w Polsce jest naprawdę wielu wspaniałych muzyków grających na tym instrumencie. Dlatego postanowiłam złożyć własny hołd polskiej pianistyce.

- Takich piosenek mamy mnóstwo. Czym się Pani kierowała wybierając te piętnaście z „Piano.pl”?

- Niektóre utwory miałam już w repertuarze - choćby „Gram o wszystko” z Grzegorzem Turnauem czy „La Valse Du Mal” z Krzysztofem Herdzinem. Generalnie miały to być utwory, które po prostu poruszają moje serce. I choć nie miałam takiego zamiaru, okazało się, że w większości to... melancholijne kompozycje. Próbowałam więc zasugerować pianistom, aby stworzyli w miarę możliwości rytmiczne aranżacje, które dodadzą tej muzyce trochę energii. Niby tak się stało - ale i tak płyta zachowała nostalgiczny klimat.

- Wybrała Pani jeden swój utwór - „Pragnę być jeziorem”. Dlaczego akurat ten?

- To jest piosenka, którą gram na koncertach w tej wersji od wielu lat. Nigdy jednak nie doczekała się ona rejestracji. A na płycie „Pod rzęsami” brzmi zupełnie inaczej - bo śpiewam ją z całym zespołem. Niektórzy słuchacze dopytywali się nawet czy można gdzieś posłuchać tej wersji z samymi klawiszami. Dlatego postanowiłam w końcu ją nagrać. Tomek Kałwak bardzo się przygotował do występu - dzięki czemu wydobył ze swego syntezatora całą gamę barw.

- Mamy tutaj też jedną kompozycję Pani taty - „Spokojne życie”.

- Ten utwór był wykonywany w latach 80. przez Ewę Bem. To ona namówiła tatę, by z pomocą Wojciecha Młynarskiego z instrumentalnej kompozycji zrobić piosenkę. I tak powstało bardzo wesołe, swingowe nagranie. Kiedy Dominik Wania przygotował jego swoje opracowanie, ledwie je z tatą poznaliśmy. Zamienił je w nastrojową balladę, odpowiadającą klimatem swemu tytułowi i całemu koncertowi .

- Do wykonania każdego utworu zaprosiła Pani innego pianistę. Ale żaden z nich nie wykonuje swojej kompozycji. Skąd taka przewrotność?

- Kiedy gramy swoje rzeczy, wydeptujemy własne ścieżki. A ja tego chciałam uniknąć. Dlatego poprosiłam każdego z gości, aby przygotował cudzy utwór - i nadał mu nową aranżację. Myślę, że fajnie się to sprawdziło.

- Trudno było tych wszystkich wspaniałych pianistów namówić na ten projekt, a potem zebrać na jednym koncercie?

- Przygotowania trwała kilka lat. Pierwszą osobą, która uwierzyła w ten pomysł była moja menedżerka, Kinga Janowska. „Zrobimy to!” - powiedziała i dzięki niej powoli zaczęły napływać fundusze. Wtedy zaczęłam dzwonić do moich kolegów pianistów, a ona - szukać terminu i miejsca. Na szczęście wszystko się udało. Ale sam termin koncertu musieliśmy ustalić rok przed występem! Kiedy już to wszystko przeszłyśmy, sam koncert to był dla mnie „wielkim pięknem”, by posłużyć się tytułem filmu Paolo Sorrentino.

- Zagrali z Panią zarówno weterani polskiej pianistyki, jak również jej młode talenty. Są między nimi jakieś różnice?

- Na pewno zmieniły się czasy. Kiedy zaczynał Włodzimierz Nahorny czy Andrzej Jagodziński, dostęp do nut i innych materiałów był ograniczony. Wiem o tym z opowieści taty. Była jedna audycja radiowa, z której muzycy ze słuchu spisywali solówki - każdy po dwa takty, dzięki czemu z czasem składali całość. Teraz mamy internet, w którym jest wszystko! Można więc być wszędzie i uczyć się od każdego. Dlatego młodzi pianiści zgłębiają najnowsze techniki grania, pasjonują ich skomplikowane harmonie i melodie, dzięki czemu bardzo się rozwijają. Starsi pianiści mają jednak wielką siłę i charyzmę - bo w czasach, kiedy nie dało się tak łatwo wszystkiego nauczyć, przetrwali po prostu najlepsi.

- Całą płytę rozpoczyna Atom String Quartet mazurek Chopina. Słyszy Pani nadal we współczesnej polskiej muzyce klasycznej, jazzowej i rozrywkowej echa jego twórczości?

- Chyba tak. Chopin to przecież nieprawdopodobna postać: jego muzyka z jednej strony jest głęboko polska, a drugiej - jest uniwersalna i dociera do ludzi na całym świecie. To pewnie dlatego, że jest bardzo melodyjna i można z nią zrobić wszystko. No i jest w niej ta słowiańska melancholia, którą jak już mówiłam, tak mocno słychać na mojej płycie.

- Są też na niej krakowscy artyści. Pierwszy z nich reprezentuje młode pokolenie: Piotr Orzechowski czyli Pianohooligan.

- Poznałam go kilka lat temu. Mieliśmy wtedy wspólny występ. Wiedziałam więc co on potrafi. Jak na swój młody wiek Piotrek ma wielkie osiągnięcia. Dlatego przygotowując płytę, wiedziałam od razu, że to on powinien reprezentować młode pokolenie polskich pianistów. Jest bardzo otwarty, balansuje między jazzem a klasyką, a po naszym koncercie zauważyłam, że potrafi operować napięciem w czasie dłuższego utworu. No i tak wczuł się w głębię „Rebeki”, że potrafił napisać pomysłowy aranż tej piosenki, którą zresztą sam mi podpowiedział.

- Dominik Wania choć wykłada już na Akademii Muzycznej w Krakowie też nadal reprezentuje młode pokolenie polskich pianistów - wszak to rocznik 1981.

- I on też lubi długie formy. Choć jest jazzmanem z krwi i kości, również interesuje się muzyką poważną - i nagrał piękną płytę z Ravelem. Byłam niedawno na koncercie Piotra Barona, z którym Dominik grał i zachwyciły mnie jego długie sola, którymi potrafił zagospodarować sporą przestrzeń dźwiękową. To także łączy go z Piotrkiem.

- No i Grzegorz Turnau: choć postrzegany jest jako melancholijny pan z Mogilan, na płytę wnosi zaskakującą nutę humoru. To Pani tak na niego działa?

- Bardzo lubię koncerty Grzesia i chodzę na nie nawet wtedy, kiedy na nich nie śpiewam. (śmiech) Bo wbrew temu, co się mówi, to wielka dawka pozytywnej energii. Potrafi bowiem spojrzeć na życie i świat z dystansu. Stąd zapewne nie jest zawsze tak strasznie poważny i potrafi żartobliwie podejść do tematu. Tak dzieje się właśnie na mojej płycie, którą podsumowujemy razem piękną i pozytywną piosenką „Gram o wszystko”. Co więcej - wersję CD otwiera z kolei jego piosenka do tekstu Ewy Lipskiej - „Krótka bajka”. Dlatego Grzegorz jest takim najjaśniejszym punktem tego koncertu i wydawnictwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski