Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dostać ćwierć tego co lekarz w USA

Rozmawiał Zbigniew Bartuś
Doktor Wojciech Wokulski
Doktor Wojciech Wokulski Bogusław Kwiecień
Rozmowa. - Nie my zrobiliśmy z medycyny biznes - mówi WOJCIECH WOKULSKI, dyrektor Zakładu Lecznictwa Ambulatoryjnego w Oświęcimiu

- Niedawno szukał pan lekarza podstawowej opieki zdrowotnej do jednej z waszych przychodni za 60 zł za godzinę i…

- Trudno znaleźć kogokolwiek do pracy za taką stawkę. W niektórych regionach Polski w ogóle nie ma chętnych.

- Laik przemnoży 60 zł przez ustawową liczbę godzin w miesiącu, czyli 168, i wyjdzie mu ponad 10 tys. zł. Panie na kasie w markecie nieopodal przychodni zarabiają na śmieciówkach kilkanaście razy mniej.

- Z całym szacunkiem, ale droga do zawodu lekarza jest o wiele dłuższa i trudniejsza. Nie muszę chyba dodawać, że praca ta wiąże się też z wielką odpowiedzialnością. Nie sądzę, by przeciętne wynagrodzenie lekarza rodzinnego w Polsce, czyli ok. 6 tys. zł, było szczególnie wyśrubowane.

To niedużo nawet w naszym kraju. W wielu profesjach zarabia się lepiej. Elektryk wziął ode mnie ostatnio dwa razy wyższą stawkę za dwa razy krótszy czas pracy. A już porównania z zagranicą wypadają dla nas druzgocąco. Na liście najbardziej intratnych profesji w USA cztery czołowe miejsca zajmują lekarze. Są wśród nich interniści, z zarobkami sięgającymi 200 tysięcy dolarów rocznie. Chcielibyśmy zarabiać jedną czwartą tej kwoty.

- To by było ponad 15 tys. zł miesięcznie. Nie za dużo jak na nasz biedny kraj?

- Jeśli różnice się jakoś nie nie wyrównają, lekarze nadal będą z Polski wyjeżdżać. Emigracja jest olbrzymia, młodych lekarzy
praktycznie nie ma, w oświęcimskim szpitalu nie było od lat żadnego rezydenta. To fatalnie, bo tradycyjnie starsi, doświadczeni lekarze przechodzili stamtąd do przychodni. Teraz nie ma ich kto zastąpić. Z braku świeżej krwi średni wiek lekarzy rodzinnych rośnie, w niektórych regionach jest to już 57 lat. U nas zaczyna być podobnie i nie wyobrażam sobie, co będzie za kilka lat. Naprawdę można się bać. I mówię to również jako pacjent.

- Ale przecież w ostatnich latach zarobki lekarzy mocno wzrosły. Podwyżki pochłonęły znaczną część zwiększonych nakładów na ochronę zdrowia. Są one dziś prawie trzy razy wyższe niż na początku wieku.

- To wciąż za mało, wystarczy porównać te nakłady do średniej europejskiej, a wyjdzie na to, że wleczemy się w ogonie
Europy. Tymczasem społeczeństwo chciałoby usług na europejskim poziomie. I politycy mu je obiecują, zwiększając zakres usług i wymagania. Nie wskazują tylko, kto miałby za to zapłacić.

- Mówi Pan jak biznesmen, a nie lekarz.

- Myśmy się nie wpuścili w ten kanał, to państwo zrobiło z lekarzy przedsiębiorców! W wyniku reformy z 1998 r. politycy wręcz zmusili nas do zakładania prywatnych praktyk. I dzisiaj ja - de facto - prowadzę firmę z budżetem ok. 12 mln zł. Skoro zatrudniam personel, muszę mu regularnie płacić, odprowadzać składki na ZUS i podatki, bo mi się skarbówka dobierze do skóry. Oglądam każdą złotówkę po kilka razy z każdej strony. Jak mi minister mówi, że mam zrobić więcej bez odpowiedniej ilości pieniędzy, muszę protestować. Żeby wypełnić kontrakty, cała masa lekarzy w Polsce pracuje codziennie od godz. 8 do 18. Wielu od lat nie miało urlopu.

- Waszemu ZLA podlegają cztery przychodnie w mieście i dwie na wsi. Kiedyś w każdej z nich pracowało kilku, nawet pięciu, lekarzy ogólnych, teraz w największej, która ma ok. 10 tys. pacjentów, jest trzech, a było nawet dwóch… Kolejki w sezonie grypowym są jak do mięsnego za komuny?

- W przychodni, o której Pan mówi, długo nie mogliśmy nikogo znaleźć w miejsce pani doktor, która uległa tragicznemu wypadkowi. Nikt nie chciał pracować za proponowane stawki. Owszem, kiedy lekarze zarabiali marne trzy stówki więcej od pielęgniarek, przychodnie stać było na zatrudnienie większej ich liczby. Dzisiaj już nie. Trzech to maksimum. Trzeba pamiętać, że na samym początku reformy było wiadomo, że na rynku utrzymają się jedynie przychodnie posiadające powyżej 10 tys. pacjentów.

- Dlaczego? Miesięczny przychód takiej przychodni to ponad 100 tys. zł. Mało?

- Każda placówka, i duża, i mała, ma podobne koszty stałe: czynsz, media, benzyna, podstawowy personel itd. Trzeba kupić sprzęt i wyposażenie. Najwięcej kosztuje diagnostyka pacjentów. Zbyt mała przychodnia nie dopnie budżetu. Nasza firma wykrwawia się do wewnątrz, przychodnie podbierają sobie pacjentów.

- Bo za pacjentem idzie finansowanie.

- Tak. A efekt jest taki, że my z dochodów jednej przychodni utrzymujemy inne. W przeciwnym razie musielibyśmy te mniejsze zamknąć, co ograniczyłoby dostęp pacjentów do lekarzy.

- Czy jesteście w stanie obecnymi siłami wykonać zadania nałożone na was przez ministra zdrowia w ramach tzw. pakietu onkologicznego? Pakiet zakłada zwiększenie roli lekarzy rodzinnych we wstępnym diagnozowaniu nowotworów…

- Bez zatrudnienia dodatkowych specjalistów fizycznie się tego zrobić nie da. Teraz zapewne wszyscy będą tych specjalistów szukać, a jest ich mało, więc - zgodnie z zasadą popytu i podaży - cena wzrośnie. Nie zapłacę, nie znajdę pracownika. Proste. Ministerstwo nie godzi się na zwiększenie naboru na akademie medyczne, co zwiększyłoby podaż lekarzy. My ponosimy konsekwencje. Największe - jako pacjenci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dostać ćwierć tego co lekarz w USA - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski