Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dostąpić szczerego szczęścia

Redakcja
Na estradę wbiega mężczyzna we fraku. Kłania się i siada przy fortepianie. Z poważną miną opowiada, jak wyglądałaby rozmowa Beethovena z Debussym. Jego słowa przerywają salwy śmiechu publiczności. Po kilkudziesięciu sekundach artysta, nadal z kamienną twarzą, odwraca się do fortepianu, kładzie palce na klawiaturze i to, co powiedział słowami, opowiada muzyką.

Piwo na początek

W_jego improwizacji można usłyszeć cechy charakterystyczne dla stylu obydwu twórców. Publiczność się śmieje i brawami daje znać, że rozpoznaje, kiedy "przemawia" Beethoven, a kiedy Debussy.
Po chwili muzyka cichnie i znów padają z estrady słowa, często bardzo kąśliwe. O Liszcie artysta mówi, iż "tym różnił się od romantyków, że był zdrowy"; o Bachu, że "miał dwadzieścioro dzieci, więc świetnie znał się na polifonii". Bezceremonialnie traktuje także awangardzistów. Stuka palcem w fortepian, szarpie struny.
- _Nigdy nie jestem złośliwy wsłowach. Ja tylko stwierdzam: "wybitny kompozytor", poczym gram strasznie złośliwy fragment muzyczny
- mówi artysta.
Jego koronnym popisem jest wykonanie Beethovenowskiej "Ody do radości" we wszystkich stylach muzycznych. Publiczność z zachwytem śledzi, jak ta sama melodia brzmi w renesansie, baroku, romantyzmie, jak opracowałby ją Wagner, Ravel, Skriabin. W ten sposób przy zabawie, jakby mimochodem, Waldemar Malicki przedstawia słuchaczom historię muzyki w pigułce.
- Dawniej nawet się denerwowałem, gdy znajdowano wmoich koncertach aspekt edukacyjny. Dziś uważam, że nie ma wtym nic złego. Niech tam będzie zawarta edukacja. Może dzięki moim występom ktoś bez strachu zacznie chodzić nakoncerty. Wten sposób pomagam innym muzykom. Właściwie powinienem mieć 10 procent od____ich honorariów - podkreśla Waldemar Malicki.
Było dokładnie tak, jak w dowcipie: "Czy mówi pani po francusku? Nie wiem, nie próbowałam".
- Moim nauczycielem wLublinie, wśredniej szkole muzycznej był Włodzimierz Dębski, ojciec Krzesimira. Kiedyś powiedział domnie: "Malicki, zaimprowizujcie coś". Zaimprowizowałem iwtedy dowiedziałem się, że umiem to robić. Wcześniej nie wiedziałem. Myślałem, że jestem normalnym pianistą, jak inni, że gram jedynie znut. Jak mi kazał, to ze strachu położyłem ręce naklawiaturze i____zacząłem grać - wspomina artysta.
Improwizacja okazała się specyficzna, pełna humoru.
- Szybko zdałem sobie sprawę, że jestem parodystą, karykaturzystą. Improwizuję wróżnych stylach. Nie wyrażam siebie, tylko żartuję. Dlatego też, choć bardzo interesowałem się kompozycją imnóstwo pisałem, zrezygnowałem ztego. Komponowanie polega naeliminacji pomysłów, improwizowanie zaś nagromadzeniu ich wjak największej ilości. Improwizator puszcza wodze fantazji, skacze na____głęboką wodę. Zauważyłem, że jeżeli komponuję, to robię to samo, parodiuję jakiś styl, czyli piszę nieprawdziwie.
Pomysł koncertów-żartów zrodził się z zabaw towarzyskich przy piwie. Waldemar Malicki grał, a jego przyjaciele pękali ze śmiechu. Z czasem zaczął coraz precyzyjniej opracowywać utwory i tak powstał pierwszy program koncertowy. Dziś żarty pracowicie przygotowuje, pisze szczegółowe scenariusze. Dokładnie ustala ramy muzycznych dowcipów, bo twierdzi, że nic tak dobrze nie wychodzi, jak przygotowana improwizacja. Nie znaczy to jednak, że nie pozostawia sobie swobody podczas występów.
- Gdy mam dobrą publiczność, która reaguje, śmieje się, pozwalam sobie na____więcej. Dlatego też nigdy nie udało mi się zagrać dwóch takich samych koncertów - dodaje.
Żarty muzyczne przygotowuje nie tylko po polsku, ale także po niemiecku, hiszpańsku, włosku, francusku, rosyjsku i przede wszystkim po angielsku. - Polska publiczność nie jest tak muzycznie wykształcona. Niemiecka czy angielska widownia łapie najmniejsze niuanse - podkreśla. - Najczęściej gram dla różnego rodzaju międzynarodowych korporacji. Jednak najlepszy koncert w____moim życiu zagrałem dla międzynarodowego towarzystwa brydżystów. Stopień osłuchania brydżystów był fantastyczny.

Trudne słowo

Na własnej stronie internetowej zamieścił trzy różne biografie: krótką dla konferansjera, dłuższą, tzw. galową oraz najdłuższą - filharmoniczną. Zrobił to, ponieważ uznał, że będą one bardzo pomocne dla wszystkich, którzy zapraszają go na koncerty. - Organizatorzy mogą sobie odrazu wybrać, wjaki sposób chcą mnie zapowiedzieć. Nie muszą się zastanawiać, co jest ważne w____mojej biografii. Powinni jedynie wiedzieć, ile mają czasu, aby mnie przedstawić - podkreśla.
Dwie dłuższe biografie więcej miejsca poświęcają działalności "klasycznej" Waldemara Malickiego. Można w nich odnaleźć informacje, że pianista ukończył z wyróżnieniem Akademię Muzyczną w Gdańsku w klasie prof. Jerzego Sulikowskiego, że doskonalił swe umiejętności pod kierunkiem Paula Badury-Skody, Jorga Demusa i Erika Werby w Wiedniu, a także, że występował ze wszystkimi polskimi orkiestrami i najlepszymi solistami, m.in.: Andrzejem Hiolskim, Stefanią Toczyską, Teresą Żylis-Garą, Kają Danczowską, Krzysztofem Jakowiczem i Konstantym Andrzejem Kulką. Koncertuje na całym świecie - od Waszyngtonu po Duszanbe. Nagrał 38 płyt z muzyką solową i kameralną, m.in. dla wytwórni w Polsce, Niemczech, Belgii, Francji i Japonii.
Wraz z żoną Tamarą Granat stworzył także duet fortepianowy, specjalizujący się w grze na cztery ręce i na dwa fortepiany. I choć granie muzyki klasycznej obecnie stanowi zaledwie ok. 20 proc. jego zamówień koncertowych, bardzo sobie ceni te występy.
Będąc na estradzie filharmonii i grając np. Mozarta albo Bartoka, dusi w sobie chęć improwizacji. - Staram się rozwijać świadomość artystyczną. Jestem jak aktor, który wieczorem gra Hamleta, anocą występuje wkabarecie - mówi Waldemar Malicki. - UBrahmsa lub Bartoka kompozytor nie zostawia wykonawcy nawet grama dowolności. ULiszta jest już inaczej. Wniektórych utworach możnadoimprowizować, ale trzeba wiedzieć, co, kiedy iwjakim stylu.
Przez dwa lata prowadził internetowy blog. W grudniu 2004 r. pisał: "…najlepsza muzyka poza kolędami to oczywiście Bach". W następnym roku donosił: "12 września wykonałem z orkiestrą FN (dyr. Antoni Wit) koncert Wojciecha Kilara. Kiedyś nagrałem go na płytę (w tym samym składzie). W międzyczasie utwór stał się składnikiem repertuaru koncertujących pianistów i zaczyna ťobrastaćŤ w interpretacje. Przyjemnie jest to obserwować".
Pisał również: "(…) nagrałem muzykę do filmu Agnieszki Holland Copying Beethoven. Tutaj - oprócz nagrania - "uczyłem" grać na fortepianie Eda Harrisa (Beautyful Mind, Truman Show, Enemy At The Gates), który gra tam rolę Beethovena. Film opowiada o ostatnim roku życia twórcy, któremu w pracy (kopiowaniu) pomaga młoda kompozytorka Anna Holtz, w filmie Diane Kruger (Helena z filmu Troja). Ed Harris w ciągu ostatnich 7 miesięcy na potrzeby filmu nauczył się od zera grać na fortepianie. Muzyka nagrana została na fortepianie marki Buchholtz (Warszawa, ok. 1835 r.). Mam nadzieję, że piszę coś ciekawego. Nie chcę się narzucać z przesadną ilością informacji".
Tłumaczył także: "Zdałem sobie sprawę, że prawie w ogóle nie gram normalnych koncertów z afiszem, biletami i publicznością, która chciałaby wspólnie ze mną spędzić trochę czasu przy muzyce. (…) Zastanowiłem się nad tym stanem rzeczy i wyjaśnię to w najbliższym czasie".
Pianista jednak nie wyjaśnił, bo blog się urywa. Dlaczego? - Nie wytrzymałem, bo pisanie wcale nie jest łatwe. Wolę poimprowizować, niż pisać. Cyzelowanie każdego słowa, wielokrotne poprawki, to nie dla mnie. Nie mam na____to czasu - podkreśla.

Pod lasem

Jego życiowym mottem jest wolność i umiar. Nigdy nie pracował na etacie. Mieszka pod Warszawą. Z okien jego domu rozpościera się widok na las, w którym można zabłądzić. To właśnie z tej samotni, w której znajduje się kilka fortepianów, w tym pianoforte Erard z 1838 r., wyjeżdża w świat nie tylko na koncerty, ale także na kursy mistrzowskie, które prowadzi m.in. w Meksyku, Islandii, Kolumbii, USA, Japonii i, najwięcej, w Finlandii.
- Jeżeli przychodzi domnie ktoś zsonatą Beethovena, to pokazuję mu zasady, jakie rządzą tym utworem poto, by mógł je zastosować donastępnych sonat Beethovena. Jestem liberałem, dlatego nigdy nie stosuję nakazów izakazów. Pokazuję tylko logikę tkwiącą wmaterii muzycznej. Jeżeli ktoś zgadza się ze mną -świetnie. Jeżeli nie, ale mnie przekona-____także świetnie - podkreśla.
Nigdy nikogo nie uczył żartów muzycznych, bo twierdzi, że jest to niemożliwe. - Możnanauczyć techniki gry, ale przecież nie możnanauczyć poczucia humoru - tłumaczy.
Z zagranicznych wojaży wraca zawsze do domu, do żony i syna Maksymiliana. - Maksymilian nauczył się gry nafortepianie, razem grywaliśmy dla przyjemności. Jednak teraz syn wybrał studia politologii wAnglii, porzucił fortepian iodczasu do____czasu całkiem nieźle rapuje - mówi Waldemar Malicki.
Od kilku lat opanowała go nowa miłość: tzw. young-timery, czyli samochody powstałe po 1945 r. - Mam już siedem takich aut. Niektóre są całkowicie sprawne dzięki wybitnym fachowcom, jakich znalazłem - chwali się pianista. Ze swojej kolekcji najczęściej używa kabrioletu marki Cadillac.
- Bardzo go lubię. Może dlatego, że to auto pochodzi z1958 roku, więc jesteśmy wtym samym wieku - podkreśla. - Stary samochód sprawia więcej przyjemności niż długonoga blondynka - dodaje po namyśle.
W środowisku muzycznym Waldemar Malicki był znany od lat. Wszyscy podziwiali go za wielką zręczność gry, doskonałe improwizacje we wszystkich stylach, ale także jako świetnego solistę i doskonałego kameralistę. Powszechną popularność przyniósł mu jednak dopiero program telewizyjny "Co tu jest grane?", który przygotowywał wraz z reżyserem Jackiem Kęcikiem.
- Pewnego dnia przyjechałem naPragę. Zostawiam auto naparkingu iwidzę, że biegną domnie dwaj menele. Myślę, będą kłopoty, apanowie kłaniają się wpas imówią: "Proszę się nie martwić osamochód, popilnujemy panie Malicki". Wtedy dopiero zdałem sobie sprawę, że jestem na____topie - podkreśla.
Program cieszył się dużą popularnością, otrzymał nagrody m.in. na gdańskim Festiwalu Dobrego Humoru i... zniknął z anteny telewizji publicznej. - Nie tracę nadziei, że wrócimy. Prowadzimy także rozmowy zprzedstawicielami telewizji włoskiej. Może zWłochami uda nam się wyprodukować taki program? - zastanawia się Waldemar Malicki.

Bawić muzyką

- Jestem pianistą totalnym. Dla mnie słowo "pianista" oznacza człowieka, który gra nafortepianie poto, aby opowiedzieć swoją własną prawdę o____świecie - stwierdza. Uważa się także za pianistę dworskiego, a raczej korporacyjnego. - Wtym ujawnia się moja druga natura: lubię bawić innych. Wiem, że to zapewne wynika zniskiej samoakceptacji, ale jestem szczęśliwy, gdy zdobędę sympatię słuchaczy. Sprawia mi to ogromną przyjemność - mówi.
Waldemar Malicki idealnie pasowałby do czasów, gdy muzycy zabawiali władców. - Jestem takim pianistą, jacy kiedyś istnieli, lecz, niestety, wwiększości wymarli, żywą skamieniałością, kopaliną. Oby nas było więcej iabyśmy wrócili dotakiego rozumienia muzyki, jakie panowało 200 lat temu. Muzykowanie traktowano wówczas jako dostąpienie szczerego szczęścia. Okazuje się, że możnasłuchać muzyki bez poczucia konieczności towarzyskiej, bez składania daniny własnemu snobizmowi, bez ulegania marketingowi. Poprostu słuchać zradością - mówi Waldemar Malicki.
Jednak nawet w naszej epoce ma co robić. Biją się o niego przede wszystkim prywatne korporacje, zapraszają na zamknięte koncerty. Ciągle w podróży, w rozjazdach, bo występuje na ponad stu koncertach rocznie. - Uwielbiam grać, koncertować. Jak nie pojawiam się naestradzie przez parę dni, cierpię. Agdy widzę afisz koncertowy, naktórym mnie nie ma -bo nie gram -____jestem zaniepokojony. Może już nie żyję?
Agnieszka MalatyŃska-Stankiewicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski