Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Grynkiewicz and Mr Jaguarrr

Redakcja
Doktor Edward Grynkiewicz dyżuruje na oddziale ratunkowym szpitala powiatowego w Oświęcimiu. Jest późne popołudnie. Do tego czasu przyjął już ze stu pacjentów. Do wieczora zgłosi się jeszcze co najmniej ze trzydziestu. Ruch jak w ulu.

Lekarz z oświęcimskiego szpitala przeistacza się wieczorami w świetnego...didżeja

- Jak się tak pozna w ciągu roku kilkanaście tysięcy ludzi, to potem z każdej strony mówią człowiekowi dzień dobry - mówi.
Zdiagnozował właśnie kolejne dwa przypadki. Chwila oddechu. Doktor prowadzi do wąskiego jak okrętowa kajuta, zajmowanego głównie przez tapczan, pomieszczenia. Pora zamienić kilka słów o oryginalnym hobby: w weekendowe wieczory, gdy tylko doktor Grynkiewicz może zrzucić kitel, natychmiast za klubową konsoletą pojawia się DJ Jaguarrr...
Od pradziadka do pikania
Edward "Jaguarrr" Grynkiewicz ma 28 lat. I wszystko wskazuje na to, że niecodzienne historie to jego chleb powszedni. Przyjechał do Polski kilka lat temu. Urodził się w Mińsku na Białorusi. Jest z pochodzenia Polakiem.
- Jak rodzina uciekała przed Niemcami z Warszawy, to zawędrowała na wschód. A jak znowu Rosjanie szli na zachód, to nie pozwolili rodzinie wrócić do Warszawy. Rosjanie bardzo potrzebowali lekarzy. Pradziadek otrzymał ciekawą ofertę: albo zostaje, albo cała rodzina jedzie na Sybir. Odmowa mogła też skutkować znalezieniem się dwa metry pod murawą. W tej sytuacji... pradziadek z oferty skorzystał - opowiada Edward.
I tak ród Grynkiewiczów zapuścił swe korzenie na Białorusi. Z naszym bohaterem było trochę jak z jego pradziadkiem, któremu bracia Słowianie tak wielkodusznie pozwolili dokonać wyboru. Edward - inteligentny, pełen energii chłopak - mógł wybrać każdy zawód, pod warunkiem, że będzie to fach lekarza.
- Wychowałem się w przychodni i aptece. Wyjścia nie było. Jestem lekarzem w czwartym pokoleniu - uśmiecha się.
Mówi, że Białoruś to dobry kraj. Że ludzie, którzy chcą spokojnie pracować, bez nadmiernych ambicji, będą się tam dobrze czuli. - Bo to dobre państwo dla przeciętnego obywatela - podkreśla z nieodgadnionym błyskiem w oku.
On sam zdecydował jednak, że z przeciętnością nie chce mieć nic wspólnego. - Jak się chce dokonać skoku, Białoruś jest za ciasna... Choć i w Polsce czasem taki Łukaszenka by się przydał. Tutaj kłócą się, kto ma lecieć samolotem. A tam zawsze wiadomo, kto poleci... - uśmiecha się.
Raz po raz nerwowo pika telefon. To w końcu oddział ratunkowy. Tu decyduje się: życie albo śmierć.
Filozofia & fizjologia
Jak został lekarzem, wiemy. A jak został didżejem?
- Trzeba mieć hobby. Inne zajęcia jakoś nie przypadły mi do gustu - wyjaśnia.
Bawi się muzyką od kilkunastu lat, najpierw puszczał ją na szkolnych imprezach. Gdy wreszcie trafił do Polski, do Krakowa, rozesłał trochę maili, rozdał parę "demo" ze swoimi nagraniami menedżerom muzycznych klubów, aż wreszcie trafił na właściwego człowieka.
- Nigdy się nie napraszałem, a jednak telefony dzwoniły. Dogadaliśmy się i polubiliśmy ze Steko - opowiada.
Tajemniczy Steko to kultowa w Krakowie postać, człowiek zajmujący się od lat organizacją życia klubowego. DJ Jaguarrr także nie jest już dziś anonimowy. Jest np. rezydentem znanego krakowskiego klubu Shakers, rzut beretem od Rynku, przy Szewskiej.
Edward "Jaguarrr" Grynkiewicz wypracował własną filozofię w kwestii muzyki i dobrej zabawy. - Jest ona powiązana z fizjologią - uzupełnia z uśmiechem.
Otóż, wyznaje śmiałą tezę, iż "dwa eleganckie driny, w miłej atmosferze i miejscu, są lepsze niż wypita w domu flaszka "Absolwenta", szlifowana jeszcze dwoma piwami".
- Ludzie zaczynają cenić komfort, wygodę i to jest dobre. Wielu ciężko, do późna, nawet całodobowo pracuje. Dlatego nie stać ich już na totalne nocne szaleństwa. Dla nich mam spokojną, niekomercyjną muzykę, niekoniecznie od razu wyrywającą na parkiet, ale taką, przy której można do rytmu tupać nogą, porozmawiać, bo fajnie leci - objaśnia ideę swojego muzycznego projektu "Pre-party". - Jeszcze dobry drink i można stopniowo myśleć o śmielszym wejściu w imprezę. Coraz więcej osób rozumie, że taka kolejność ma o wiele więcej zalet niż wlanie w siebie morza taniego alkoholu i dopiero w tym stanie szukanie imprezy - tłumaczy.
Opowieść o hitach, z których po didżejskiej obróbce pozostaje jedynie "wokal pocięty na sample" (czyli krótkie urywki), wciąga jak biebrzańskie bagna. Z transu wyrywa dopiero uporczywe pikanie telefonu. W słuchawce zdeterminowany kobiecy głos. Nawet dr Jaguarrr nie może zbyt długo opierać się pielęgniarkom.
PAWEŁ PLINTA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski