Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Droga do zatracenia

Redakcja
Matka Wszystkich Dróg, Główna Ulica Ameryki, Droga Znoju i Łez, Most Wschodu z Zachodem

   Zjazd z zatłoczonej, sześciopasmowej autostrady w Bramingston. To już tutaj. Nie oznaczona żadną tablicą wstążka szosy, przedzielona wyblakłą żółtą kreską na środku. Wznosząca się i opadająca, wijąca się szerokimi zakrętami, wcinająca się w pustynię. Słupy telefoniczne, które wydają się bawić w chowanego z jadącymi po drodze krążownikami szos. "Nic tam nie było, żadnej istoty ani rośliny tylko powyrywane kule krzaków i piasek. Przeklęta, bezludna kraina, gdzie 3 godziny zajmowała nam jazda pomiędzy śladami cywilizacji, jeżeli mijane senne miasteczka w ogóle można było nazwać cywilizacją" - pisała w 1932 r. Mildred Pattschull o swej wyprawie Route 66.

Wielka Ucieczka

   Matka Wszystkich Dróg, Główna Ulica Ameryki, Droga Znoju i Łez, Most Wschodu z Zachodem - Droga 66 (Route 66) ma wiele nazw i jeszcze więcej mil do przebycia. W 1926 r. była jeszcze piaszczystą trasą dyliżansów "Pony Express" i "Butterfield Overland". Na początku lat 30. "66" spięła wschodnie wybrzeże z zachodnim, Chicago z Los Angeles.
   W drodze do ziemi obiecanej był także John Steinbeck, którego powieść z 1939 r. - "Grona gniewu" - po raz pierwszy rozsławiła trasę, którą poruszała się rodzina Joad. "66" sławę zawdzięcza również dwóm piosenkom: balladzie Woody Guthriego z 1935 r. "So long, it’s been good to know you", ale przede wszystkim "Get your kicks on Route 66" Bobby Troupsa. Zarejestrowany w 1946 r. hymn epoki turystyki motorowej rozsławił Nat King Cole, a odświeżały takie sławy jak Bing Crosby, The Rolling Stones, Manhattan Transfer.
   "Wszyscy wyjeżdżali wtedy na zachód, gdzie stany są kwadratowe" - pisał Thomas Wolfe. Amerykańskie rodziny rozparte w krążownikach szos wyruszyły zobaczyć - znane im dotąd tylko ze zdjęć - Grand Canyon, czerwonoskórych, meksykańskich banditos, rodeo, banki obrabowane przez Jessie Jamesa.
   Kilkuletni Jim Morrison jadąc z rodzicami "66" był świadkiem wypadku, w którym zginął Indianin. Od tamtej pory twórca legendarnej grupy The Doors głosił, że jego kariera zaczęła się właśnie wtedy - na pokrytej kurzem drodze, gdy duch zmarłego wojownika wybrał go na swe kolejne wcielenie.

Jak zdobywano Dziki Zachód

   Każdy w Stanach Zjednoczonych - z wyjątkiem kilku zasiedziałych farmerów - podróżował choć raz w życiu przez odcinek sześćdziesiątki szóstki. To droga zbudowana bardziej z mitu niż betonu i asfaltu. Wspomnienie o niej u każdego Amerykanina spotka się z żywą reakcją, której siła zależeć będzie od pokolenia. Młodsi pomyślą o telewizyjnej serii emitowanej w latach 60. przez CBS "Route 66", w której Martin Milner i George Maharis podróżują przez kraj w błękitnej corvetcie w poszukiwaniu przygód. Starsi pamiętają "trasę uchodźców z kurczącego się lądu", jak pisał Steinbeck. Ta droga stała się symbolem Ameryki, zanim - zdaniem starych "road warriors" - ich kraj nie pogrążył się w nijakości. Symbolizowała czasy Deana i Wayne’a, gdy nie było dietetycznej coca-coli, mężczyźni pili whisky, a nie czerwone wino, przygodny seks był bezpieczny i nikt nie miał pojęcia, ile nikotyny zawierają cygara. Kierowcy trucków, zamiast telefonów komórkowych mieli przy pasie colty, pili w trasie piwo i nosili buty ze skóry węża. Granice między stanami przypominały granice państwowe, a rangersi sami stanowili prawo. Złoty wiek skończył się w późnych latach 50., gdy prezydent Eisenhower zlikwidował starą trasę. Przed sześćdziesiątką szóstką dodane zostało słowo: "historyczna".

Buntownicy bez powodu

   W ciągu jednej nocy tętniące życiem miasteczka stały się miastami duchów. Piasek pustyni pokrył farmy, a kojoty wyparły konie. Nostalgiczna "66" stała się atrakcją jedynie dla Europejczyków, poszukujących Ameryki istniejącej już tylko na pożółkłych pocztówkach.
   "Zew drogi" na krótko wskrzesiła powieść "W drodze" Jacka Kerouaca. Buntownicy bez powodu próbujący - w drodze z jednego wybrzeża na drugie - zdobyć pieniądze na "podwójne tankowanie" - benzyny do auta i whisky dla siebie.
   "66" znowu stała się synonimem "trasy", tym razem jednak środkiem, by uciec od czegoś niż gdzieś dojechać. "Nic nam nie grozi. Statystycznie - bezpieczniejszy jestem tutaj, na _66 niż we własnej łazience" - pisał Kerouac do przyjaciela w Nowym Jorku. Bunt przeciwko amerykańskiej wersji "_małej stabilizacji", był bardzo romantyczny, ale oferował niewiele więcej niż pewność, że tą samą trasą co uciekłeś - dotrzesz z powrotem do domu. Albo i nie - jak Thelma i Louise podążające "66" ku zagładzie.
   Było to ostatnie, symboliczne zdobywanie zachodu. Jeszcze w latach 80. chłopcy, by stać się mężczyznami, szli do wojska, lub... ruszali w drogę, najlepiej wciąż "66". To drugie robili zwyczajowo absolwenci szkół, dla których samochód i droga były nieodłączną częścią "american dream".
   Dziś pewne jest tylko jedno - gdzie "66" się zaczyna (Grant Park Chicago) i gdzie się kończy (Ocean Ave., Santa Monica Blvd. w Kalifornii). 2 400 mil (3 840 km) wiedzie przez 3 strefy czasowe i 8 stanów: Illinois, Missouri, Kansas, Oklahomę, Teksas, Nowy Meksyk, Arizonę i Kalifornię.
   O pierwszym odcinku - czterech najmniej popularnych turystycznie stanach - nawet historycy drogi nie mogą powiedzieć nic ciekawego. Edward Beale w 1857 r. podróżując przez "Saharę Ameryki Północnej" - gdzie wiedzie obecnie trasa "66" - określił Arizonę jako "region pozbawiony jakiejkolwiek wartości. Po wjechaniu do niej jedyną rzeczą, jaką można zrobić - jest wyjechać".
   Tutaj jednak znajduje się najlepiej zachowany 80-milowy (130 km) odcinek: Seligman - unieśmiertelniony w notatkach Beala: "Indianie ukradli nam muła" - do Kingman, gdzie znajduje się jedno z muzeów "66".
   Drugie muzeum w dogorywającym Hackberry jest bardziej popularne, gdyż serwuje darmowe: kawę i nalepki na zderzaki. Stary John Pritchard z żoną Kerry prowadzi ten dobroczynny biznes. - Jako świątynia "66" utrzymujemy się wyłącznie z datków - śmieje się John, nalewając przybyszom kawę, a sobie szklankę whisky. Stoi przy mapie świata naszpikowanej jak skóra jeżozwierza kolorowymi pineskami wbitymi przez przybyszy. W Polskę wbite są 2.
   - Planujemy budowę "baru pod dwoma szóstkami", moja żona Kerry, będzie szefową, a ja klientem - marzy John.

Jeźdźcy Apokalipsy

   Pominięcie przez nową autostradę miejscowości Williams ma niewielki wpływ na interes fotografika "Ace" Emanuela. Uwiecznia on polaroidem turystów przebranych za kowboi, czerwonoskórych czy desperados. Do wyboru są trzy wymalowane na kartonie tła - wnętrza: saloonu, burdelu i więzienia. Burdel ma największe wzięcie. - Bożym Narodzeniem dla interesu jest autobus pełen Niemców. Bólem głowy są orientalni, uzbrojeni od stóp do głów w najnowocześniejszy sprzęt fotograficzny i próbujący zrobić sobie za darmo zdjęcie w ustawionej przeze mnie scenerii burdelu - kręci głową "Ace".
   Inne narodościowe proporcje panują w punkcie Harleya Davidsona. - Orientalni - z wyjątkiem Japończyków - na całe szczęście nie jeżdżą motocyklami - zapewnia Burt, mechanik z serwisu. W Williams jest jedyny punkt Harleya na 450-milowym odcinku pomiędzy Albuquerque a Kingman. Język niemiecki jest tutaj drugim urzędowym językiem. Na placu przed sklepem 20 "jeźdźców apokalipsy" rodem z Dortmundu, Frankfurtu i Berlina. Nazwy miast mają wyszyte - gotyckimi literami - na skórzanych kamizelkach.

Dolina Śmierci

   Williams jest również bazą wypadową do położonego 50 mil na północ Grand Canyonu, największej atrakcji turystycznej "66" i USA. Miejsce to jest tak zatłoczone, że za nocleg służą często fotele w gościnnym barze rodaka Stana Adamika, który odłączył się tutaj od wycieczki w latach 60.
   Za oknem słychać wycie wiatru. Nadciąga burza piaskowa. Następnego dnia trwają poszukiwania dwóch turystów. Spiker radiowy mówi ożywionym głosem, jakby komentował mecz baseballowy, że jeżeli nie odnajdą ich do południa, szanse przeżycia zmaleją do zera. 320-kilometrów piekła, opisanego w "Gronach gniewu" Steinbecka:
   - Jak wygląda pustynia?
   - Nie wiem. Widziałem raz zdjęcie pustyni. Były na nim wszędzie porozrzucane kości.
   - Ludzkie kości?
   - Niektóre, ale głównie zwierzęce.
   - Zobaczymy je?
   - Nie. Będziemy jechać w nocy.
   - Gdy zepsuje nam się auto - czy zginiemy?
   - Nie myśl o najgorszym, myśl o Kalifornii.
   Jack Rittenhouse w 1946 r. napisał książkę poradnik, jak bezpiecznie przebyć Dolinę Śmierci, gdyż tak wtedy, jak i dziś oznacza ona przedwczesny koniec trasy.
   Te same tablice z lat 50. stoją przy drodze: Teren bez wody! Strzeż się! Niewiele zmieniło się od czasów Steinbecka. Nie ma już tylko strażników przed wjazdem na pustynię sprawdzających stan opon, chłodnicę i ilość worków z wodą.

Przenigdy

   Otwarcie nowej autostrady "40" w ciągu tygodni doprowadziło - w Truxton - do zamknięcia większość firm. Z 9 stacji benzynowych nie ocalała żadna, z 20 barów drzwi nie zamknął tylko jeden - Frontier Saloon.
   - Jeżeli chcesz poznać ludzi i dowiedzieć się czegoś o mieście musisz iść do baru lub do kościoła. Bary mają tę przewagę, że otwarte są więcej dni w tygodniu i z reguły do późniejszych godzin - mawiał historyk Route 66 Tom Snyder.
   Kilku kierowców trucków w milczeniu pije budweisera przy barze, którego okna wychodzą na pustynię.
   - Lubię otwartą przestrzeń - słychać głos przy drzwiach - widnokrąg nie zaśmiecony nawet liniami telefonicznymi. W mieście udusiłbym się. Głos należał do krępego mężczyzny ubranego w kombinezon mechanika. To Henry - szef firmy. Kiedyś, za czasów świetności, zatrudniał 50 osób. Dzisiaj jego załoga liczy 3 członków rodziny.

Droga donikąd

   Gdy droga przeszła pod nadzór władz stanowych, w ciągu jednej nocy pozdejmowano wszystkie tablice. Ludzie jednak nie zapomnieli, porobili prowizoryczne, kartonowe znaki. - To nasza młodość i nikt nam jej nie zabierze - powtarzają.
   W mieszczącym się w dawnej destylarni muzeum w Kingman z reguły nie ma nikogo, oprócz recepcjonistki Emmy. - "66" posiadała w sobie romans, którego nie miał żaden inny szlak na świecie. Dostać prawo jazdy było kiedyś jak stracić dziewictwo. Pierwsze auto i podróż oznaczały początek dorosłości. Poderwać seksowną blondynkę, wyprosić od ojca cadillaca i uciec na plaże Kalifornii - to była wolność. Taka jak ślub Clarka Gable i Carole Lombard z 19 marca 1939 r., zawarty w kościele Metodystów, 100 m od muzeum.

Desperado

   Clark Gable i połowa mężczyzn przejeżdżających przez Seligman golili się u najsłynniejszego cyrulika drogi 66 - Angela Delgadillo. Na ulicy Floyd w dobie AIDS i wszystkich chorób zakaźnych goli się nadal brzytwą. - Przed 1978 r., gdy nowa autostrada ominęła nasze miasto, miałem tylu klientów, że musiałem robić zapisy na golenie. Przychodzili do nas ludzie wszelkiej maści: biedacy, żołnierze, kierowcy ciężarówek, meksykańscy desperados. Dużo Polaków uciekających z Chicago do Kalifornii. W tamtych czasach przejechać całą "66", było takim wyczynem, jak dzisiaj objechanie kuli ziemskiej. Włosi, Niemcy, nie mówiąc o czarnych - wszyscy narzekali i przeklinali każdą milę drogi. Tylko nie Polacy. Twardzi ludzie.
   Najsłynniejszy klient? - Gary Cooper - pokazuje białą od piany ręką na zdjęcie wiszące nad lustrem. Na zdjęciu napis "Ten człowiek ogoliłby w minutę kaktusa".
   Walka z zarostem zajmuje Angelowi przeciętnie cztery zamaszyste pociągnięcia brzytwą. - Ojciec dał mi dwie rady: pamiętaj, nigdy nie gol pod włos i traktuj wszystkich ludzi tak jakbyś chciał, aby ciebie traktowali. Golenie 3 dolary, dwie rady gratis.

Znikający punkt, znikający ja

   Oprócz Gary Coopera jeszcze jedna znana osoba upodobała sobie Seligman. To ulubiona okolica aktora Anthony Hopkinsa - kiedyś potrafił przelecieć tu na weekend z Anglii, wypożyczyć cadillaca i jechać tam, gdzie droga nie ma końca i jest się prawdziwie samotnym.
   I to jest sekret. Atlas pełen jest innych numerów ciekawych dróg. Magiczna "66" uosabia bycie w drodze, naturalny zew człowieka za otwartą przestrzenią, zostawienie za sobą wszystkiego i rozpoczęcie wszystkiego od początku. Ucieczkę w nieznane.
SŁAWOMIR BRZOZOWSKI
Fot. autor

ZEW DROGI

   Dekalog zaleceń przygotowany przez amerykańską drogówkę dla zmotoryzowanych europejskich turystów:
   1. Nie bierz autostopowiczów i nie jedź samemu autostopem. W przypadku awarii zostań przy pojeździe.
   2. Staraj się mieć zawsze połowę zbiornika paliwa. Istnieją 200-milowe odcinki między stacjami benzynowymi.
   3. Miej w aucie galon wody pitnej na osobę.
   4. Zamykaj samochód od środka. Zatrzymywanie się na poboczu jest nielegalne i szczególnie niebezpieczne w nocy.
   5. Co drugi dzień zostawiaj komuś wiadomość, gdzie jesteś (co roku kilkanaście osób znika na trasie bezpowrotnie).
   6. Na pustyni pokazują się fatamorgany, rób przerwy co 200 mil.
   7. Trzymaj ręce na kierownicy, gdy zatrzyma cię umundurowany szeryf, nie rób żadnych gwałtownych ruchów. Komenda "freeze" - oznacza stój nieruchomo.
   8. Naładowany telefon, apteczka, narzędzia, pianka do naprawy opon bezdętkowych, zapalniczka, nóż i dużo srebrnej taśmy klejącej są niezbędne w drodze.
   9. Przestrzegaj miejscowych praw i obyczajów. Rezerwaty indiańskie są oddzielnymi państwami na terytorium USA.
   10. Karta kredytowa jest dobra na zakupy w Nowym Jorku. Na Dzikim Zachodzie "cash is king", gotówka jest wciąż królem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski