Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drogą F 26 przez Sprengisandur

Redakcja
Prawdziwą Islandię pozna się dopiero w jej interiorze. Pokonując dziesiątki, setki kilometrów, liczy się wtedy na oko Opatrzności i łaskawość żywiołów, bo przez wiele dni można nie napotkać żadnej żywej istoty.

Szlak F 26

Ograniczeni kilkunastoma dniami wyprawy nie planowaliśmy wypadów w głąb wyspy. Ale kiedy penetrując okolice jeziora Myvatn udało się nam wygospodarować całe popołudnie, pomyśleliśmy o Sprengisandur.
Są tylko dwie górskie drogi, które zagłębiając się w interior, przecinają wyspę w kierunku północ - południe. Obie bywają zamknięte dla wszelkiego ruchu aż do 1 lipca, a niekiedy dłużej. Naturalnie są to trakty żwirowe. Droga Kjölur F 35 na północy zaczyna się poniżej miejscowości Blonduos, w dolinie Blondurdalur, zaś na południu kończy się w Geysir. Uważana za łatwiejszą, w okresie krótkiego lata jest do przejechania zwykłym samochodem.
Za to Sprengisandur F 26 wiedzie od doliny Bardardalur, między Akureyri i jeziorem Myvatn, do doliny rzeki Fjorsy na wschód od Selfoss, gdzie przechodzi w inne trakty. Ta najdłuższa, licząca 250 km trasa między północą a południem w środkowej części biegnie przez ciemny polodowcowy sandr (piaszczysto-żwirowe osady). Przejezdna wyłącznie latem, opisywana jest jako pełna dramatyzmu i surowości, trudna, przewidziana dla samochodów stricte terenowych i kierowców wprawionych w pokonywaniu rzecznych brodów.
Chwila zastanowienia... Wybierając drogę F 26, znajdziemy się w największym dzikim obszarze Europy, poprzecinanym lodowcowymi rzekami bez mostów i kładek. Nie znamy koryt rzek, poziomu wód. Czy nasza toyota podoła przeprawom przez brody? Interior słynie z tego, że przez utonięcia w żywiołowych rzekach pochłania on więcej ofiar niż inne rejony w burzach śnieżnych i zdarza się, że wędrowcy przepadają bez śladu. Poza tym wyprawy w głąb wyspy winno odbywać się co najmniej w dwa samochody (możliwość wzajemnej pomocy), my zaś podróżujemy nawet bez obeznanego z terenem pilota, a na tak ogromnym pustkowiu brak punktów odniesienia powoduje dezorientację. Świadomość tych realiów wymagała rozwagi. Po przeanalizowaniu dokładnej mapy decydujemy się dotrzeć do środka Sprengisandur, po czym szerokim łukiem zjechać na Kjölur F 35 i wrócić do bazy nad jezioro Myvatn.
Przy zachmurzonym niebie, ale bez deszczu ruszamy od wodospadu Godafoss. Wpierw w dolinę Bardardalur, po dwudziestu kilku kilometrach zbaczając w lokalną drogę do wodospadu Aldeyarfoss z wielobocznymi słupami bazaltowymi i skalnymi misami. Odtąd szlak wiedzie nas na południe, gdzie resztki zieleni stają się jeszcze rzadsze. Gdy w okolicy Myri znikają ostatnie domy, droga 842 przechodzi w trakt F 26 trzymający się zachodniego brzegu rzeki Skjalfandafliot.
Nawierzchnia staje się coraz bardziej nierówna, wyboista, my zaś odtąd zmierzamy wprost ku Sprengisandur. Ślady grubych opon wiją się przez ponurą pustynię. Osiągamy wysokość około 700 m n.p.m. Niekończące się połacie szarej lawy przetykane bielą pól lodowych, wulkanami i hen na widnokręgu wyszczerbionymi górami składają się na unikatowe widoki. Płaskowyż islandzkiego interioru sięga 200 metrów jeszcze wyżej. Jest jakby bez granic, posępny, za to przesycony surowym pięknem. Zima jest tu ostra i długa, obfitująca w śniegi, głębokimi zaspami blokujące wszelkie przejezdne latem trakty. Lato zaś trwa ledwie kilka tygodni, ale nawet w lipcu czy sierpniu burze śnieżne wcale nie są rzadkością. W XVIII w. interior był miejscem wygnania wyjętych spod prawa. Sroga natura sprawiała, że życie na nim było udręką, a o nielicznych, którym udało się przetrwać, opowiadano legendy.
Kamienno żwirowe połacie wypełniają całe wnętrze wyspy. I podobnie jak na innych pustyniach, tak i tutaj aura bywa aż nadto żywiołowa: pogodne niebo w mgnieniu oka potrafi zaciągnąć się deszczowymi chmurami, a porywisty wiatr w kilka sekund ledwie widoczne ślady przesłonić kurtyną z ziemi i piasku. Dalej i wyżej widok wciąż się poszerza. Obłoki kurzu na horyzoncie zwiastują zbliżanie się jakiegoś samochodu: po kilku minutach mijają nas dwie terenówki - jedyne napotkane tego dnia w interiorze. Dobra widoczność sprawia, że na wschodzie pokazuje się oddalony o 50 km Herdubreit (1682 m n.p.m.), piękny wulkan o charakterystycznie ściętym wierzchołku, wyrastający jakieś 1000 m ponad otaczającą go lawową równinę (dla geologów w naszej grupce to idealny model góry uformowanej w wyniku podlodowcowej erupcji wulkanu ok. 11 000 lat temu). Po jej prawej stronie ciągnie się rozległa kaldera wulkanu Askja, której gwałtowna erupcja w 1875 r. spowodowała ogromne zmiany w ukształtowaniu krajobrazu. Głębiej majaczy we mgle biała czapa lodowego giganta Vatnajökull. Zarysy innych gór na widnokręgu są bardzo odległe.
Ulegając upojnej przestrzeni, zatrzymujemy się kilkakrotnie, i tak kilometr za kilometrem posuwamy się wśród szarych piasków, kamieni i skał trwających tu od tysięcy lat. Trasa początkowo o wyraźnym zarysie stopniowo go traci. Odcinkami zasypana bądź biegnąca po skalnym podłożu staje się zupełnie niewidoczna. Wypatrując tyczek wyznaczających właściwy kierunek, docieramy do kamiennej wyżyny Sprengisandur. W sercu wyspy wchodzi on w obszerne obniżenie między lodowcami Vatnajökull i Hofsjökull. Wkoło, jak okiem sięgnąć tylko czarne żwiry naniesione z obu topniejących kolosów. Kiedy niedaleko Laugafell (879 m n.p.m.) stajemy na wysokości 800 m n.p.m., sprzyjająca nam jako tako pogoda zaczyna się zmieniać. Robi się szaro, widoki rozmywają się we mgle. Wzmaga się wiatr, siecze deszcz. W sam raz, bo sięgnąwszy celu możemy zawracać. Wykręcamy zatem na północ ku drodze F 821, która sprowadza w głęboką dolinę Eyjafiardara. Stroma, wąska droga tarasowana przez potężne głazy, które trzeba omijać, oraz przecinające ją w wielu miejscach rozlewiska zmuszają naszą toyotę do poruszania się z prędkością kalekiego piechura. W obfitym deszczu ten 30-kilometrowy odcinek ostrego zjazdu okazuje się najtrudniejszym etapem naszej wyprawy...
Dopiero na Ring Road w Akureyrii deszcz ustał. Zziębnięci, lecz zadowoleni późną porą docieramy do schroniska w Reykjahlid. Spełniły się nasze pragnienia: zobaczyliśmy Islandię, jaką niewielu ogląda, a właśnie o taką przygodę upomina się dusza prawdziwego wędrowca.
KRYSTYNA SŁOMKA
FOT. AUTOR
Droga F 26 to szlak znany już pierwszym osadnikom na Islandii. Był jedynym, jaki prowadził przez środek wyspy. Konno przemierzali go duchowni z południowego biskupstwa w Skalholt, nawiedzając wiernych we wschodnich rejonach wyspy, zaś mieszkańcy wschodu i północy wędrowali nim na południe do Thingvellir na ustawodawcze posiedzenia Althingu (parlamentu). Ludzi ci bojaźliwi i przesądni, w obawie przed banitami, duchami i złośliwymi trollami, pokonywali tę trasę tak szybko, jak tylko mogli, niejednokrotnie wyczerpując konie. W ich języku "wyczerpać" znaczyło "sprengja", co w połączeniu z określeniem podłoża "sandr" dało nazwę Sprengisandur właściwą tej części Interioru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski