Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drożyzna w sklepach. Będzie jeszcze gorzej! Przez podatek handlowy i inne daniny nakładane przez rząd oraz karę dla Biedronki

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Fot. Jarosław Jakubczak/ Polska Press
Małopolskie jabłka w cenie brazylijskich pomarańczy, kiszone ogórki z Charsznicy droższe od cytryn z Chile, cebula i pietruszka ścigające cenowo awokado i bakłażany… Średnie ceny owoców i warzyw wzrosły w porównaniu z końcówką 2019 r. o prawie 18 proc., ceny popularnych wędlin o 10 procent, a ceny pieczywa o ponad 8 proc. Jeszcze szybciej drożeją usługi (finansowe o 28 proc., fryzjerskie – o 11 proc., wizyta u stomatologa – też o 11 proc.) i opłaty, zwłaszcza za mieszkanie i prąd. Rachunki za wywóz śmieci to kosmos: są trzy razy wyższe niż trzy lata temu i o ponad 50 proc. wyższe niż rok temu. A będzie jeszcze gorzej, bo to głównie my, klienci, poniesiemy koszty podatku handlowego i innych danin wprowadzonych przez rząd oraz – najprawdopodobniej – gigantycznej kary nałożonej na sieć Biedronka przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów za wykorzystywanie przewagi wobec polskich dostawców.

Wzrost cen przeraża coraz więcej krakowian i Małopolan, zwłaszcza że większość z nas nie załapała się na efektowne – bo ponad 9-procentowe w 2020 roku - podwyżki płac, o których informuje GUS, a świadczenia emerytów i rencistów rosną od kilku lat trzykrotnie wolniej od wynagrodzeń w większych firmach. Dane prezentowane przez GUS dotyczą sektora przedsiębiorstw zatrudniających powyżej 9 osób, a tymczasem ogromna rzesza mieszkańców naszego regionu pracuje w mikrofirmach, w których zarobki są – w zależności od lokalizacji – od 30 do nawet 50 proc. niższe od średniej w firmach średnich i dużych, a więc mieszczą się między obecną płacą minimalną (2800 zł) a 3,5 tys. zł brutto.

Wzrost płac zatrzymał się także w budżetówce. Z kolei emerytury z ZUS są coraz niższe w relacji do dochodów z pracy. W przypadku kobiet oscylują wokół 2 tys. zł brutto, a wśród nowych emerytek dominuje grupa próbująca przeżyć za 1,5 tys. zł brutto.

Dochody miliona Małopolan stoją w miejscu, gdy ceny rosną najszybciej od 8 lat

Ujmując rzecz brutalnie: wzrost zarobków i świadczeń około miliona Małopolan nie nadąża za najwyższym od ośmiu lat wzrostem cen, zwłaszcza że ów wzrost bije rekordy w najistotniejszym z ich punktu widzenia koszyku dóbr: czyli najczęściej kupowanych produktów i usług.

– Jak wynika ze zleconych przez nas badań, konieczność płacenia więcej za te same towary i usługi jest już dla Polek i Polaków bardziej denerwująca niż pandemia

– mówi Diana Borowiecka z Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor.

W badaniu Maison&Partners dla BIG InfoMonitor „wzrost cen produktów i usług” jako przyczynę frustracji podało aż 36 proc. respondentów, podczas gdy negatywne wieści w mediach – 27 proc., a obawy o zdrowie – 25 proc. Zaledwie dla 12 proc. badanych przyczyną frustracji są obawy o uratę pracy… Trzeba tu zastrzec, że wiele zależy od wieku: wśród emerytów odsetek sfrustrowanych wzrostem cen wynosi aż 45 proc. , gdy w grupie wiekowej od 18 do 24 lat jest to 24 proc. (głównym powodem zmartwień wśród młodych jest brak kontaktu z ludźmi – wskazuje go jedna trzecia badanych).

A będzie jeszcze gorzej (drożej). Z powodu nowych danin ustanowionych przez rząd

Niestety, eksperci nie mają dobrych wieści dla osób zmartwionych galopadą wydatków.

– Wprawdzie pod koniec 2020 r. średnie ceny rosły nieco wolniej niż wcześniej, ale było to zjawisko przejściowe. Styczniowy odczyt GUS będzie z pewnością istotnie wyższy, w efekcie kumulacji kilku efektów: wprowadzonego przez rząd podatku handlowego, wzrostu cen energii, paliw, płacy minimalnej, opodatkowania spółek komandytowych, opłaty cukrowej i innych kosztów

– komentuje dr Sonia Buchholtz, ekspertka ekonomiczna Konfederacji Lewiatan.

Wprowadzony od 1 stycznia przez PiS podatek handlowy wynosi od 0,8 proc. albo 1,4 proc. w zależności od wielkości przychodu ze sprzedaży. Pełne dane za styczeń nie są jeszcze znane, ale już w pierwszych tygodniach roku widać było dynamiczny wzrost cen większości kluczowych towarów, co może sugerować, że właściciele sklepów starają się przerzucić koszty nowego podatku na klientów. Tym bardziej, że podatek objął najpopularniejsze wśród Polaków sieci handlowe, z Biedronką, Lidlem, ale też rodzimym DINO czy krakowskim Kocykiem na czele.

Nakłada się na to ogólny – i to znaczny - wzrost kosztów funkcjonowania stacjonarnych sklepów w pandemii. Ponoszą one koszty zabezpieczeń (m.in. specjalnych osłon oraz środków do dezynfekcji, a także częstszego sprzątania obiektów, w tym magazynów), ale też – dynamicznie rosnących wynagrodzeń. Na koniec grudnia średnia pensja w małopolskim handlu (w firmach powyżej 9 pracowników) dobiła do 4,9 tys. zł, co jest rekordem w historii; praca za ladą czy przy kasie stała się ryzykowna, a zarazem trudno o pracowników, więc pracodawcy muszą płacić więcej. A to wpływa na ceny towarów.

Kolejnym czynnikiem nakręcającym inflację jest… lockdown. Zamknięcie galerii handlowych mocno ograniczyło możliwość dokonywania zakupów niektórych towarów, a także usług. Tymczasem popyt na wiele produktów pozostaje wciąż wysoki. Im mniejsza konkurencja wśród handlowców, tym większa tendencja do windowania cen.

Kto zapłaci 723 mln zł kary nałożonej przez państwowy urząd na Biedronkę

Eksperci wskazują także inne, wysoce prawdopodobne, źródło wzrostu cen: rekordową karę – 723 mln złotych! - nałożoną przez UOKiK na detalicznego potentata, czyli portugalską Biedronkę (3 tys. sklepów w całej Polsce). Urząd zarzucił sieci wykorzystywanie przewagi kontraktowej wobec około 250 producentów i dostawców z branży spożywczej. Miało ono polegać na wymuszaniu dodatkowych rabatów w sposób nieuczciwy i niezgodny z obyczajami - na długo po sprzedaży produktu. Rabaty owe sięgały rzekomo 5-10 proc. wartości produktu i miały stanowić ekstrazysk właściciela sieci, Jeronimo Martins.

Sprawa wydaje się skomplikowana, także dlatego, że Jeronimo jest jednocześnie drugim po Orlenie detalistą w Polsce (z przychodami 60 mld zł rocznie) oraz największym płatnikiem podatku dochodowego oraz innych podatków w całym polskim handlu (podczas gdy wiele innych obcych sieci nie wpłaciło przez lata do polskiego budżetu państwa ani grosza). Nałożona przez UOKiK kara to około jednej trzeciej rocznego zysku spółki, przeznaczanego dotąd na dalszy rozwój sieci, czyli tworzenie nowych obiektów oraz gruntowną modernizację (podnoszenie komfortu i bezpieczeństwa) już istniejących.

Sieć przekonuje, że wcale nie wykorzystywała swych dostawców, a wręcz przeciwnie – większości z nich pozwoliła się rozwinąć jak nigdy w dziejach. Zarazem dzięki olbrzymiej skali działalności Biedronki i jej dostawców Polacy zyskali niskie ceny. Z powodu kary mogą je teraz stracić. O ile sąd (gdzie cała afera zapewne się skończy) podzieli argumentację UOKiK.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski