Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Druga warstwa

Redakcja
Coraz więcej wspomnieniowych stron pojawia się na ekranie obydwu moich komputerów.

Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY

Kiedy sięgam w głąb pamięci, okazuje się, że wizerunek lat minionych zaczyna przypominać stare obrazy, których poprzednio położone tło zostało dokładnie zamalowane przez artystę, wykorzystującego stary materiał do nowego celu, by – na przykład – na dawniejszym portrecie świętej Cecylii pokazać sylwetkę urodziwej i bogato wystrojonej mieszczki adorowanej przez młodzieńców z jej sfery. Podłoże to samo: płótno lub kawałek deski czy kartonu, ale całkiem inny kawałek świata.

Porównuję efekty swojej dotychczasowej pracy nad wspominkami sięgającymi daleko w głąb poprzedniego stulecia, dziwiąc się wielce, że żyjąc tak długo i opisując jedynie to, co widziałem, mogę przywołać sceny z odległej hitlerowskiej okupacji Krakowa, widziane oczami dziecka. W tym ponurym kalejdoskopie znaleźć potrafię i egzekucję czterdziestu zakładników na rogu Lubicz i Strzeleckiej, i zabawy pętaków zbierających w dniach po wyzwoleniu miasta "prawdziwą” broń wraz z amunicją, czemu towarzyszy myśl, że mieliśmy cholerne szczęście, nie wylatując przy tym w powietrze. Tyle tylko, że wrzuciwszy stosowną ilość prochu do pieca kuchennego spowodowaliśmy wraz z kolegami "wyfrunięcie popiołu” a potem spalenie się kawałka mej czupryny. Szczęśliwie wszystko się dobrze skończyło.

Wojna była wtedy codziennością malców. Jedni widzieli w niej poszerzoną przestrzeń organizowanych zabaw, inni – jak ich rówieśnicy z powstania warszawskiego – byli kurierami, łącznikami, a nawet obrońcami barykad względnie pogromcami niemieckich czołgów. Jak to teraz zatrzymać w jednym wspomnieniu opisującym doświadczenie dziecka dorastającego w Krakowie pod koniec pierwszej połowy XX wieku? Czasem zastanawiam się nawet, co było dla mnie ważniejsze: chodzenie "na grandę” do przyklasztornego ogrodu oo. karmelitów bosych na rogu Lubomirskiego i Rakowickiej, czy snucie dziecinnych marzeń o założeniu Związku Miłości Ojczyzny, którego członkowie rozlepialiby ulotki nawołujące do działań niepodległościowych? A że rzeczywistość zmuszała do głębokiej konspiracji, przeto jedynym wtajemniczonym w wielkie przedsięwzięcie byłem ja sam. I skąd wzięły się w styczniu 1945 łzy na mojej twarzy na widok wielkiej biało-czerwonej flagi wywieszonej na Basztowej, naprzeciw Barbakanu?

Tak to się działo, że kpiąc z pompatycznych wystąpień wiecowych nowej władzy i wraz z innymi mieszkańcami Krakowa skandując: "Mi–ko–łaj–czyk, Mi–ko–łaj–czyk!”, jednocześnie bez większego sprzeciwu uznawałem "nowe materialistyczne podejście” do rzeczywistości? Z prasy pożerałem z równym zaciekawieniem "Dziennik Krakowski” (później i do dzisiaj – "Polski”), "Głos Anglii”, wydawany przez ambasadę brytyjską w Warszawie, jak i na koniec "Młodą Rzeczpospolitą”. Ba! W ślad za starszym bratem usiłowałem czytać (i rozumieć!) "Piasta” oraz "Gazetę Ludową”.

Teraz z perspektywy przeszło półwiecza mogę sobie mędrkować i mówić: "To było słuszne, a to bzdurne, wręcz – głupie”. Ale faktów nie przekreślę. I dlatego we wspomnieniach znajdą się wszystkie warstwy obrazów nakładających się na siebie. Trzeba być uczciwym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski