Grzeczny, inteligentny, rzeczowy, w niczym nie przypominał niebezpiecznego typa - znajomi 33-letniego Wojciecha M. są zaskoczeni po jego poniedziałkowym zatrzymaniu przez krakowską policję i Centralne Biuro Śledcze. Niektórzy, owszem, podejrzewali go o ciemne interesy jak handel kradzionymi samochodami albo telefonami komórkowymi, ale nikt nie wpadł na to, że członek zarządu Hutnika ma domu arsenał broni i sprzęt do produkcji narkotyków.
Autor: Marcin Banasik
Wojciech M. jest rodowitym nowohucianinem, mieszkającym do tej pory na jednym z osiedli przy placu Centralnym. Podobnie, jak wielu młodych mieszkańców tej przemysłowej dzielnicy zaangażował się w ruch kibicowski. W przeciwieństwie do większości nastolatków, nie zakochał się jednak ani w Wiśle, ani Cracovii. Wybrał trzecią drogę, czyli lokalnego Hutnika.
W połowie lat 90. ubiegłego stulecia zaczął być częstym gościem na trybunach stadionu na Suchych Stawach, który wtedy pękał w szwach. Nowohuccy piłkarze zajęli trzecie miejsce w I lidze i dzięki temu dostali się do fazy grupowej prestiżowego Pucharu UEFA.
Z trybun na członków zarządu
Jednak największe sukcesy w historii Hutnika, były początkiem jego upadku. Forma zawodników zaczęła szybko spadać, coraz więcej meczów kończyło się przegraną, a trybuny pustoszały.
Nie zniechęciło to Wojciecha M. do porzucenia biało-błękitnego szalika. Co więcej, jak wielu młodych kibiców zaczął coraz bardziej angażować się w sprawy klubu i zrzeszać w nieformalnych grupach. Wojciech M. działał w ekipie Butchers’98. Poza wspieraniem drużyny na trybunach na Suchych Stawach, odpowiadali oni za oprawę podczas meczów i wspierali Hutnika na wyjazdach.
Nierzadko ten doping zamieniał się w starcia z kibicami drużyny przeciwnej i policją. „O Hutniku mówi się, że nie boi się podjąć walki, że jest to grupa bardzo ambitna i nie boi się używać sprzętu” - tak przed ekipami kibiców z Nowej Huty ostrzegali się fani piłkarzy z Ostrowca Świętokrzyskiego.
Z roku na rok sytuacja finansowa klubu coraz bardziej się pogarszała. Od tonącego w długach Hutnika wszyscy zaczęli się odwracać - od sponsorów po władze miasta. W końcu sześć lat temu Hutnik ogłosił upadłość z 6 mln zł na minusie. Wtedy właśnie przyszłość klubu wzięli w swoje ręce sami kibice i założyli Stowarzyszenia Nowy Hutnik 2010. Wojciech M. od początku był w jego władzach, cieszył się dużym szacunkiem wśród fanów nowohuckiej drużyny.
Skarbnik z kradzieżą i wyrokiem na koncie
W zarządzie odrodzonego klubu, przed Wojciechem M. postawiono obowiązki skarbnika. Pomóc w tym miało jego doświadczenie w prowadzeniu firmy budowlanej. Przez ostatnie lata mężczyzna odpowiadał za budżet Hutnika, który rocznie oscyluje w granicach 300 tys. zł.
Jego kolegom z trybun nie przeszkadzał fakt, że w 2007 roku M. został skazany przez krakowski sąd za kradzież samochodu w Nowej Hucie. Usłyszał wyrok 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 4 lata. Przyznał się do winy, dlatego uniknął surowszej kary.
W kolejne tarapaty wpadł prawie pół roku temu. W sierpniu 2015 roku lokalne media w Skarżysku-Kamiennej rozpisywały się o bójce na jednej ze stacji benzynowych. Zatrzymał się wtedy na niej Wojciech M., podróżujący wraz z innym mężczyzną. W pewnym momencie podjechało do nich inne auto, z którego wysiadło czterech zamaskowanych sprawców. Skarbnik Hutnika i jego towarzysz zostali zaatakowani maczetami. Obaj z obrażeniami rąk i nóg trafili do miejscowego szpitala. Policja nie ujęła sprawców napadu.
Osoby związane z Hutnikiem, których pytamy o Wojciecha M. potwierdzają, że nie był święty. - Podejrzewaliśmy, że może być zamieszany w handel kradzionymi autami czy telefonami. Ale nikomu nie przyszło do __głowy, że prowadzi aż tak groźne interesy - mówi nam jeden z rozmówców.
Jeszcze w ubiegłą niedzielę 33-latek ściskał dłonie i wręczał puchary zwycięzcom w turnieju piłkarskiego w Nowej Hucie. Wojciech M. często pojawiał się na różnego rodzaju wydarzeniach sportowych. Nie tyle jako członek zarządu, ale bardziej jako kibic.
- Pomimo, że wywodził się ze środowiska kibicowskiego, nie chodził w bluzie z kapturem. A w towarzystwie potrafił rzeczowo wypowiadać się na __każdy temat - dowiadujemy się od anonimowego rozmówcy.
Nie rzucał się w oczy, lubił cień
Mężczyzna, na pozór, prowadził przeciętne życie. Mieszkał w bloku, miał średniej kasy samochód. Nikt go nie widział pijącego alkohol, nie pali też papierosów. W tym miesiącu miało się urodzić jego drugie dziecko z wieloletnią partnerką.
Starał się także nie zwracać na siebie uwagi także w środowisku sportowym. Jego znajomi żartują, że bardziej rzucał się w oczy w czasach, gdy był zwykłym kibicem. Nawet po objęciu stanowiska w zarządzie klubu, nie zamienił „młyna” (sektora zajmowanego przez najbardziej wiernych kibiców), na lożę VIP. Jako skarbnik nigdy nie stał w pierwszym rzędzie. W krakowskim świecie piłkarskim nikt go nie kojarzy.
Tymczasem w ostatni poniedziałek w mieszkaniu i garażu Wojciecha M. funkcjonariusze znaleźli prawdziwy arsenał - karabin maszynowy, materiały wybuchowe, kamizelki kuloodporne i maczety. Członek zarządu Hutnika posiadał również pełną gamę narkotyków, od kokainy po mefedron. Z zabezpieczonego sprzętu wynika, że za pomocą garażowego laboratorium mężczyzna sam produkował środki odurzające.
Bez kibiców, Hutnik zostanie sierotą?
Po aresztowaniu Wojciecha M., władze Hutnika nabrały wody w usta. W krótkim oświadczeniu czytamy, że przestępczy proceder 33-latka nie ma nic wspólnego z działalnością klubu. „Do czasu wyjaśnienia sprawy Stowarzyszenie wstrzymuje się z komentarzami” - czytamy w lakonicznym komunikacie.
By uniknąć trudnych pytań, członkowie zarządu solidarnie wyłączyli telefony komórkowe. Nawet na stronie internetowej Nowego Hutnika 2010, Wojciech M. widnieje już tylko jako członek zarządu, a nie skarbnik.
Wśród kibiców jest duży niepokój. Wielu z nich boi się, że kłopoty z prawem Wojciecha M. negatywnie wpłyną na wizerunek klubu.
- Nowy Hutnik 2010 został założony przez kibiców, kiedy było dramatycznie, kiedy nikt nie miał ochoty temu klubowi pomóc. I nadal nie ma ochoty. Jesteśmy osamotnieni w walce o przetrwanie klubu - mówi jeden z kibiców.
Dlatego też nikt specjalnie nie docieka, skąd są pieniądze na bieżącą działalność. Kibice Hutnika, z którymi rozmawialiśmy, nie powiedzą tego wprost, ale można wyczuć, że dla nich liczy się każdy, kto zaangażuje się w ratowanie klubu przed upadkiem. Przyznają, że liczy się działanie, pomoc (najlepiej finansowa).
- Nie można każdego prześwietlić, czym się zajmuje prywatnie. Problemy kogoś z zarządu klubu są oczywiście niemiłym doświadczeniem, ale łączenie tego z działalnością klubu byłoby niesprawiedliwe - mówi nam jeden z kibiców.
Ale M. był skarbnikiem klubu. Trudno więc będzie rozdzielić jego działalność od spraw klubu. I jest raczej pewne, że śledczy będą chcieli bliżej przyjrzeć się finansom Hutnika.
Kibice wybierają milczenie
-Teraz rządy w __klubie objęła młoda ekipa. To co się tam dzieje to typowa partyzantka. Nie ma konkretnej wizji zarządzania klubem - mówi jeden ze starszych kibiców Hutnika.
Ostatnie wybory zarządu klubu trwały aż miesiąc, dwie konkurujące ze sobą grupy nie mogły porozumieć się co do wyboru władz. Część osób zrezygnowało z zasiadania w tym gremium W końcu szefem został dotychczasowy prezes Adam Gliksmana, od lat towarzysko powiązany z Wojciechem M.
Prezes Hutnika, tuż po zatrzymaniu Wojciecha M., stwierdził, że nic nie wiedział o jego nielegalnych interesach. I nie chciał komentować ustaleń policji.
Kibice również ucinają rozmowy. Zasada piłkarskich trybun jest taka, że jak ktoś nawet coś wie, to milczy. W tym środowisku najbardziej znienawidzeni są konfidenci. - Cisza w __tym temacie jest najlepszym wyjściem - to najczęstsza odpowiedź kibiców, z którymi próbowaliśmy rozmawiać na temat działalności Wojciecha M.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?