MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Drugiego traktatu nie będzie

REMIGIUSZ PÓŁTORAK
To były inne czasy i inni przywódcy. Charles de Gaulle i Konrad Adenauer, podpisując 22 stycznia 1963 roku porozumienie o współpracy, okazali się wizjonerami, jakich dzisiaj nie ma.

NIEMCY/FRANCJA. Szorstka przyjaźń między głównymi rozgrywającymi w UE, widoczna w ostatnim czasie, jak w soczewce odbija problemy, z którymi zmaga się wspólnota. 50 lat po Traktacie Elizejskim trudno jednak wyobrazić sobie inny tandem.

Zmienia się też układ sił w Europie, tak samo jak pozycja Starego Kontynentu wobec światowych potęg. Błędem byłoby jednak nie docenić niemiecko-francuskiego duetu, który mimo problemów nadaje ton kulejącej co prawda, ale jednak integracji europejskiej.

- Nie możemy oczekiwać, że wszystko będzie decydowało się w tym tandemie. Z drugiej strony, oś Paryż - Berlin, nawet jeśli nie współpracuje tak ściśle jak dawniej, ciągle stanowi podstawę Unii Europejskiej. Dzisiaj problemem jest jednak kryzys osobowości. Obecni politycy na pewno nie są politykami formatu de Gaulle'a i Adenauera - uważa dr Krzysztof Koźbiał z Instytutu Europeistyki UJ.

Wymiernym przykładem są niespełnione zapowiedzi nowego traktatu między Francją a Niemcami. Zapowiedział go prezydent Francois Hollande dokładnie rok temu, obiecując, że sprawę doprowadzi do końca, jeśli tylko wygra wybory. Dzisiaj obydwie strony są zdecydowanie bardziej sceptyczne. Pomysł definitywnie upadł, bo ani dla Berlina, ani dla Paryża redagowanie takiego dokumentu nie jest teraz priorytetem.

Co nie oznacza, że chłodne z początku relacje między przywódcami (ona - przedstawicielka chadecji, głośno popierająca Sarkozy'ego, on - socjalista) trochę się poprawiły. - Można mieć nadzieję, że coś bardziej osobistego nawiązuje się między Hollandem i Merkel. Przeszli już na "ty", witają się też pocałunkiem, a nie oficjalnym podaniem ręki, jak przedtem - przyznaje na łamach "Liberation" jeden z bliskich współpracowników francuskiego prezydenta.

Od tego do harmonijnej współpracy - która na użytek rocznicy podpisania Traktatu Elizejskiego musiała być reaktywowana - droga jest jednak daleka. I nie chodzi tylko o rozbieżności w doraźnych interesach, widoczne w najbardziej kryzysowym okresie dla Unii Europejskiej.

Dla przykładu: Hollande, wiedząc że to nie musi podobać się niemieckiej kanclerz, dwukrotnie (w czerwcu i październiku) postawił na sojusz z krajami Południa. Merkel z kolei, wbrew francuskiemu prezydentowi, który zmierzał do izolacji Wielkiej Brytanii w ostatnich rozmowach o budżecie, postarała się, aby premier David Cameron pozostał w grze. Nie mówiąc już o tym, że tradycja wspólnych listów w przededniu ważnych szczytów europejskich - aby określić polityczne priorytety - umarła śmiercią naturalną.

Bardziej groźna dla niemiecko-francuskiego duetu wydaje się rosnąca dysproporcja ekonomiczna. Dr Koźbiał przekonuje, że różnica nie jest jeszcze aż tak bardzo znacząca. Faktem jest jednak, że Niemcy - bardzo konkurencyjni, dzięki przeprowadzonym reformom - nie mają teraz żadnej konkurencji. Francuska gospodarka, druga pod względem wielkości w strefie euro, ma produkt krajowy brutto na poziomie niemal 2 bilionów euro, pół biliona mniej niż sąsiedzi zza Renu.

- Niemcy zawsze mieli gospodarkę nastawioną na eksport, ale też taką, która odpowiednio reagowała na zmieniającą się rzeczywistość. Natomiast reformy przeprowadzone jeszcze za czasów Gerharda Schroedera m.in. na rynku pracy, pozwalające na przesunięcie wieku emerytalnego do 67 lat - okazały się po kilku latach na tyle skuteczne, że Niemcy tak naprawdę są o kilka lat do przodu przed innymi czołowymi państwami europejskimi. We Francji dzisiaj wydaje się to nie do pomyślenia - mówi Krzysztof Koźbiał.
Ogromna różnica jest też w liczbie młodych bezrobotnych. Nad Sekwaną ich odsetek (25,1 proc.) jest trzykrotnie większy niż w Niemczech.

- Niektórzy twierdzą, że Polska mogłaby zająć miejsce Francji i utworzyć nowy tandem, ale wydaje się to mało prawdopodobne. Bardziej korzystna, i to dla wszystkich stron, byłaby współpraca na linii Berlin - Paryż - Warszawa. Dlatego, że każdy z tego tercetu ma coś do zaproponowania - przekonuje dr Koźbiał.

Na razie jednak, mimo wielu rozbieżności, żadna ze stron nie może sobie pozwolić na demonstracyjne osłabienie współpracy francusko-niemieckiej.

Zresztą, nieprzypadkowo 577 deputowanych z Paryża pojechało wczoraj do Berlina, aby podtrzymywać przyjaźń. Nawet szorstką.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski