Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Druhna Dziunia promieniała dorbocią. I zawsze pomagała...

Majka Lisińska-Kozioł
Władysława Maria Francuz
Władysława Maria Francuz Jan Hubrich
Wspomnienie. W gorący sierpniowy czwartek na cmentarzu w Borku Fałęckim rodzina, przyjaciele, sąsiedzi i wychowankowie odprowadzili na wieczną wartę harcmistrz dr Władysławę Marię Francuz, założycielkę Zespołu Pieśni i Tańca „Małe Słowianki”.

Żyła po swojemu. Nie brała zwolnień lekarskich, nie łykała pastylek, omijała lekarzy, nie robiła badań. Pewnie dlatego nowotwór płuc rósł sobie w jej piersi kilkanaście lat. Wykryto go przypadkiem. Za późno. Uwielbiała być aktywna. I była. Nie odmawiała pomocy. Wystarczył jeden telefon i zaczynała działać.

Pewnie dlatego na cmentarzu i w kaplicy były tłumy. Padło wiele podniosłych słów i popłynęły łzy, gdy zebrani usłyszeli słowa harcerskiej piosenki: „Idziemy w jasną, z błękitu utkaną dal, drogą wśród łąk, pól bezkresnych. I wśród mórz szumiących fal. (...) Idziemy naprzód i ciągle pniemy się wzwyż, by zdobyć szczyt ideałów, świetlany, harcerski krzyż”. Tak jest, gdy odchodzi człowiek nietuzinkowy. Powtarzała, że każdy ma do dyspozycji trzy piękne słowa: proszę, dziękuję, przepraszam. Dodawała do nich jeszcze jedno: potrafię. I nie poddawała się.

- Ciocia nie była domowa - wspomina Katarzyna Hrynkiewicz (z domu Spólnik), nauczycielka muzyki w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących przy ul. Tynieckiej. - Właściwie cały czas była w pracy. Kochała to. Kochała też ludzi i uwielbiała zwierzęta. Każdy, kto był w kłopocie, mógł na nią liczyć. Umiała doradzić. Pamiętała o urodzinach bliskich i przyjaciół. Odkąd pamiętam, była przy mnie. Przyjaźniła się z moim tatą - opowiada pani Katarzyna. Harcmistrz Stanisław Spólnik był wieloletnim komendantem hufca ZHP Kraków Podgórze. - Lubiły się z moją mamą - dodaje. - Dlatego trzymała mnie do chrztu. To moja ukochana ciocia.

W założonym przez druhnę Dziunię Zespole Pieśni i Tańca „Małe Słowianki” Katarzyna Hrynkiewicz tańczyła przez prawie 12 lat. - To był niezwykły czas. Radosny. Dobry. Bo ciocia była dobra. Z „Małych Słowianek”, koncertujących na całym świecie, stworzyła wielką rodzinę. - Nie zapomnę nigdy dumy wymalowanej na jej twarzy, gdy wchodziliśmy na scenę - dodaje chrześnica.

W ciągu 42 lat zespół dał tysiące koncertów. A gdyby policzyć wszystkich tancerzy, wyszłoby, że przez zespół przewinęło się prawie 4000 wychowanków. Odwiedzili prawie 30 krajów.

Kilka lat w „Małych Słowiankach” tańczyła też Natalka Dobosz, dziś studentka Politechniki Krakowskiej: - Druhna - tak do niej na ogół mówiono - lubiła mieć oko na wszystko, więc stale zaglądała na treningi, podpowiadała, dbała, byśmy trzymali poziom. I trzymaliśmy.

Krakowianka - mówiono o druhnie Francuz. Jej rodzina mieszkała w szarej kamienicy przy ul. Zagrody na Dębnikach. Potem rozjechali się po świecie, ale gdy Dziunia walczyła z chorobą, każdy miał swoje zadanie do wykonania. Małgosia, szczuplutka i uśmiechnięta siostra druhny Francuz, przyjechała z Rzymu i była na jej każde skinienie. - Wzruszała mnie ta siostrzana miłość i bliskość - opowiada Katarzyna Hrynkiewicz

Znajomi opowiadają, że Dziunia miała sentyment do folkloru. Często zakładała czerwone korale albo zarzucała na ramiona kwiecistą chustę. - To był jej styl - opowiada Katarzyna Hrynkiewicz. - Lubiłam ją w tej dyskretnej czerwieni i kwiatach. Lubiłam jej zadbane dłonie i wypielęgnowane paznokcie. Z upodobaniem nosiła pierścionki. To właściwie były jej jedyne babskie słabości. Nie farbowała włosów, nie robiła makijażu. Nie musiała. Promieniała dobrocią.

Trzy lata temu, przyjaciele zorganizowali jej benefis. Na spotkanie przybyli: rodzina jubilatki - mąż Janusz, córka Beata i syn Jacek, wnuki: Karolina, Paulina, Simon i Dawid - bardzo liczna grupa byłych instruktorów Hufca Kraków Podgórze, byłych harcerek z Dębnik, komendant oraz przewodniczący Kręgu Seniorów ZHP Komendy Chorągwi Krakowskiej, wychowan- kowie i reprezentacja zespołu „Małe Słowianki”, pracownicy m.in. Politechniki Krakowskiej, Kawalerowie Orderu Uśmiechu, współpracownicy.

Druhna Francuz przyznała, że pierwszy raz uczestniczy w tak niezwykłej zbiórce harcerskiej, w której bierze udział tak wiele bliskich jej osób. A gdy zapłonęła symboliczna harcerska watra, przyszedł czas na wspomnienia. Ktoś zauważył: - W ciągłej pracy na rzecz innych jakby niespostrzeżenie przemykały lata. I cóż, że przemknęły, skoro Twoje serce jak zawsze bije rytmem młodości i nie brak Ci zapału ani siły do wspierania kolejnych pokoleń, podejmowania nowych wyzwań.

I tak było. Lata mijały, a ona nie zwalniała tempa. Z pasją działała w Uniwersytecie Trzeciego Wieku Politechniki Krakowskiej. Ostatnio seniorzy byli grupą szczególnie jej bliską. To z nimi chętnie dzieliła się energią i pomysłami. Jakiś czas temu opowiadała, że dzięki uniwersytetowi osoby starsze mogły uczestniczyć w sympozjach, wystawach, warsztatach i wycieczkach. Zdobywały wiedzę z zakresu kultury, techniki czy medycyny. Udało się zorganizować dla nich ponad 500 wydarzeń. Od lat była zajęta, pełna pomysłów. Telefon odbierała niezależnie od pory dnia.

W dniu pogrzebu ktoś napisał: „Nie mam słów, żeby opisać żal, jaki mi towarzyszy. To był zaszczyt móc Druhnę znać...” i zacytował harcerską piosenkę: „Nie zgaśnie tej przyjaźni żar, co połączyła nas, nie pozwolimy, by ją starł nieubłagany czas. Kto raz przyjaźni poznał moc, nie będzie trwonić słów. Przy innym ogniu, w inną noc do zobaczenia znów...”.

Pasuje jak ulał.

WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 16

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski