Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drużyna dopiero rośnie [WIDEO]

Rozmawiali Przemysław Franczak i Łukasz Madej
Fot. Przemysław Franczak
Rozmowa z KAMILEM STOCHEM, najlepszym polskim skoczkiem narciarskim.

– We wtorek zdobył Pan siódmy tytuł mistrza Polski w karierze, Adam Małysz ma ich 21. Trudno będzie go dogonić.

WIDEO: Stoch pobił rekord i został mistrzem Polski, drugi Andrzej Stękała. "On aspiruje do pierwszej drużyny"

Źródło: Press Focus/x-news

– Nie zamierzam gonić Adama, bo gdybym chciał to zrobić, to nie starczyłoby mi na to życia. Tym bardziej że ja jednak trochę dłużej rozkręcałem się niż Adam. Nie ma poza tym we mnie ciśnienia, żeby być najlepszym z najlepszych na każdym polu, w każdej statystyce. Nie muszę sobie ani nikomu innemu nic udowadniać. To byłoby bez sensu. Ja po prostu skaczę dla siebie, dla kibiców, dla swoich najbliższych. I tyle, ile zdołam osiągnąć, tyle będzie.

– Wygrał Pan w Zakopanem, bijąc przy okazji rekord Wielkiej Krokwi (141,5). Mieć go w garści to spełnienie marzenia z dzieciństwa?

– Zawsze jest miło pobić rekord, zwłaszcza że im dłuższy skok, tym większa z niego przyjemność, więcej radości. Najważniejsze są jednak zwycięstwa w zawodach. Oczywiście, kiedy wygrywasz i przy okazji uda ci się oddać rekordowy skok, to jest to taki prezent z bonusem. Ja jednak specjalnie na rekordy nie poluję. Przed zawodami nigdy nie sprawdzam, jaki jest i do kogo należy najlepszy wynik na danej skoczni.

– To dobrze, że sezon już się skończył?

– Właśnie to jest takie dziwne uczucie, bo nie potrafię do końca wytłumaczyć, czy się cieszę, że się kończy sezon, czy że zaczyna się dla mnie coś nowego. Sezon był naprawdę bardzo trudny, pojawiło się kilka sytuacji, które sporo mnie nauczyły. Nie mogę mówić, że był zły czy pechowy, był po prostu inny niż wszystkie. Generalnie uważam, że nie tylko dla mnie, ale też całej drużyny, skończył się dobrze i to daje fajne perspektywy na przyszłość.

– Zważywszy na okoliczności, czyli kontuzję i inne problemy ze zdrowiem, można powiedzieć, że wycisnął Pan z niego maksimum?

– Tak, uważam, że zrobiłem wszystko, co mogłem. W każdym konkursie, w którym startowałem, oddawałem skoki na sto procent swoich możliwości i tak samo przygotowywałem się do zawodów. Nie mam sobie nic do zarzucenia, było za to wiele sytuacji, które nie były ode mnie zależne.

– Mistrzostwa świata w Falun nie siedzą w głowie? Jak nie spojrzeć, indywidualnie dla Pana udane nie były.

– Ale chciałem zdobyć w Szwecji medal i to się udało zrealizować, z drużyną. Z tego jestem bardzo zadowolony. Poza tym moja kariera nie skończyła się na tych mistrzostwach. Przede mną jest – mam nadzieję – jeszcze ładnych kilka lat skakania i do następnej dużej imprezy postaram się przygotować jak najlepiej. I myślę, że pomogą mi w tym też doświadczenia z tego sezonu.

– W mistrzostwach Polski w Zakopanem nie wystartował Pan w konkursie drużynowym, bo w tej chwili nie ma Pan drużyny.

– No tak, moja drużyna dopiero mi rośnie (śmiech). Z jednej strony żałowałem, że nie będę startował, bo skakało mi się teraz naprawdę dobrze, ale z drugiej – będzie więcej czasu na odpoczynek.

– Za Pańskim i Pańskiej żony klubem Evenement Zakopane już rok działalności. Rozwijacie się?

– Muszę powiedzieć, że wszystko wygląda naprawdę fajnie. Oczywiście, było kilka problemów organizacyjnych, natomiast cieszę się, że byli przychylni ludzie, którzy nam pomogli, coś się ruszyło. Próbujemy robić wszystko, co w naszej mocy, żeby pomóc w rozwoju zwłaszcza młodzieży, dzieciom. Tylko że potrzebujemy do tego obiektów. Bo nie mając dobrych skoczni do szkolenia dzieci tutaj w Zakopanem, można sobie robić kluby, jeździć po wszystkich miejscowościach i zbierać chętnych, ale co z nimi później zrobić? Można im pokazać w telewizji, co to są skoki narciarskie. Chciałbym, żeby w tej materii coś drgnęło.

– Wakacje już zaplanowane?

– Jeszcze nie, na razie urlop będę spędzał w domu, z rodziną. Ale plany wyjazdowe też są, raczej w miejsce, gdzie nie ma śniegu. Bardzo długie te wakacje jednak nie będą. Będziemy mieć teraz dwa – trzy tygodnie luzu. A potem zaczną się już pierwsze zgrupowania.

Tytuł dla górali
Andrzej Zapotoczny, Jakub Kot, Andrzej Stękała i Maciej Kot, czyli ekipa AZS Zakopane, zdobyli na Wielkiej Krokwi tytuł drużynowych mistrzów Polski.
19-letni Stękała został tym samym najbardziej utytułowanym zawodnikiem MP – dzień wcześniej sensacyjnie zdobył srebro w konkursie indywidualnym. AZS (973,6 pkt) z dużą przewagą wyprzedził Wisłę z Wisły (921,5) z Żyłą i Zniszczołem w składzie oraz Wisłę Zakopane (885,3) z Murańką i Kubackim. Na kolejne zawody w Zakopanem nie trzeba będzie czekać do zimy. 2 sierpnia zawita tu cykl Letniego Grand Prix.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski