Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Duet REBEKA. Jesteśmy na szczycie wznoszącej się fali

Rozmawiał Paweł Gzyl
Rebeka wystąpi w Krakowie 14 kwietnia w klubie Studio
Rebeka wystąpi w Krakowie 14 kwietnia w klubie Studio Fot. Arek Nowakowski
Rozmowa z Iwoną Skwarek i Bartkiem Szczęsnym, czyli duetem REBEKA, o najnowszej płycie - „Davos”

- Wasza debiutancka płyta została przyjęta entuzjastycznie przez krytykę i słuchaczy. Ustawiliście sobie tym samym bardzo wysoko poprzeczkę na przyszłość. Odczuwaliście to podczas pracy nad drugim albumem?

Bartek: Nie odczuwaliśmy takiego ciśnienia z zewnątrz. Może dlatego, że sami mieliśmy ambicję, aby stworzyć lepszą i ciekawszą płytę. Dlatego, że przy pierwszej czuliśmy, iż dopiero się uczymy. Potem zagraliśmy mnóstwo koncertów, które pokazały nam kierunek, w którym powinniśmy podążać. Do tego w międzyczasie zrobiliśmy sprzętowe zakupy, mieliśmy więc nowe instrumenty wysokiej jakości. To oznaczało, że nie będziemy musieli walczyć ze sprzętem, tylko wreszcie w pełni skupimy się na ekspresji.

- Od wydania debiutu Rebeki minęły aż trzy lata. Nie chcieliście pójść za ciosem i na fali popularności pierwszej płyty od razu zrobić drugą?

Iwona: Myślę, że fala naszej popularności rosła powoli. I dopiero teraz jesteśmy na szczycie. Dlatego to właśnie obecnie jest najlepszy moment na nowy album. Poza tym, przez te trzy lata nie było tak, że chodziliśmy sobie na spacerki i myśleliśmy jaka ta płyta będzie. To przede wszystkim były godziny spędzone w aucie podczas podróży na koncerty. Całe szczęście, że nie zrobiły się nam hemoroidy. (śmiech) Nie jesteśmy też tego typu twórcami, że wystarczy nam przycupnąć w hotelu i poklikać na laptopach, żeby zrobić nową piosenkę. Musimy na spokojnie wejść do studia, otoczyć się syntezatorami i posiedzieć kilka dni.

- Wspominacie o koncertach: na czym polegał ich wpływ na brzmienie nowego materiału?

Bartek: Iwona kupiła sobie wreszcie „piec” gitarowy – i dzięki temu zaczęła używać mocniejszej ekspresji. Dlatego na drugą płytę zarejestrowaliśmy jej partie zupełnie inaczej. Przystawialiśmy mikrofon do wzmacniacza – i nagrywaliśmy. Dzięki temu dźwięki gitary wypadły na „Davos” ostrzej. Poza tym Iwona nauczyła się używać na koncertach wielu efektów. Podłączenie ich do gitary czy syntezatora dawały dziwne dźwięki – i można je usłyszeć na nowej płycie, czego nie było na pierwszej.

- Nowoczesna technologia ma duży wpływ na kształt Waszych piosenek?

Iwona: Bartek kupił niedawno pierwszy automat perkusyjny. I jego zastosowanie w znacznym stopniu zmieniło warstwę rytmiczną premierowych utworów. Tym razem bity są bardziej złożone, czasami się rozpadają. Oczywiście dzieje się to tylko w niektórych utworach.

Bartek: Kupiłem ten automat właściwie jako ciekawostkę. Nie spodziewałem się, że tak mocno wpłynie on na moją kreatywność.

Iwona: Nowoczesna technologia ma wpływ na wszystko, to, jaka kamera jest użyta do kręcenia teledysku może sprawić czy coś wygląda jak materiał ze „Złotopolskich”, czy raczej jak hollywoodzka produkcja. Dzięki wsparciu Lotto i Narodowego Instytutu Audiowizualnego możemy sobie pozwolić na wysoki poziom klipów, co od zawsze było znakiem rozpoznawczym Rebeki.

- Wasze koncerty przyciągają tłumy widzów. Zadajecie w ten sposób kłam obiegowej opinii, głoszącej, że występy elektronicznych artystów są nudne.

Iwona: To my mamy kontrolować muzykę, a nie muzyka nas. Jesteśmy więc ponad instrumentami – i mamy wzrokowy kontakt z publicznością. Często artyści wpatrują się w monitory komputerów, a widzowie myślą, że oni odbierają e-maile albo oglądają filmy na YouTube. Tymczasem my używamy komputerów tylko jako kontrolerów i wozimy ze sobą tony sprzętu, co prawda rujnujemy swoje kręgosłupy, ale dzięki temu gramy na żywo. Tu wystarczy lekko przekręcić gałkę – a wszystko się zmienia.

Bartek: No i używamy tradycyjnych instrumentów. Gdyby ten cały elektroniczny sprzęt się nagle rozpadł, bylibyśmy w stanie zagrać nasze piosenki na dwie gitary i głos. To daje poczucie bezpieczeństwa.

- No właśnie: jak powstają Wasze piosenki? Z gitarą albo przy pianinie?

Iwona: Kiedy próbujemy zacząć komponować przy pianinie – nigdy nam nie wychodzi. Dlatego tworzymy zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Najpierw jest jakieś urocze brzmienie lub atrakcyjny dźwięk, najczęściej zagrany na syntezatorze, a potem tworzę do tego linię melodyczną. Tak było choćby z jednym z najlepszych utworów, które zrobiliśmy – „What Have I Done”. Najpierw dostałam od Bartka elektroniczny bit – i kiedy go usłyszałam, zagrałam dwa akordy na syntezatorze, zamknęłam oczy i zaśpiewałam go od a do z. Tak to działa.

- Po raz pierwszy zaśpiewałaś na „Davos” po polsku – w utworze „Białe kwiaty”. I muszę przyznać, że napisałaś wyjątkowej urody tekst.

Bartek: Koleżanka Iwony zaprosiła ją do udziału w akcji, polegającej na integracji społeczności jednego z osiedli w Poznaniu. Jego mieszkańcy zabrali się za uprawianie ogródka przyblokowego. Na tym ogródku miał się odbyć koncert.

Iwona: Poprosiłam więc tych mieszkańców o wybranie piosenek, które chcieliby usłyszeć. W efekcie spędziłam dwa tygodnie z Maanamem, Krajewskim czy Markiem Grechutą. To sprawiło, że poczułam polskie teksty – dzięki czemu siadłam i napisałam własny tekst, na który czekałam kilka lat.

- Na koncertach na pewno najlepiej sprawdzi się utwór „Falling” – bo to świetne disco!

Bartek: To rzeczywiście wyjątkowo energetyczna piosenka, trochę w kontrze do reszty płyty, która jest raczej mroczna. Ewidentnie przesuwamy w tym nagraniu granice tego, co do tej pory robiła Rebeka. To takie puszczenie oka do słuchaczy – ale w pełni świadome.

- Płytę kończy utwór „Wake Up”. To pierwszy raz, kiedy napisałaś piosenkę z zaangażowanym politycznie tekstem.

Iwona: Stało się to dzięki lekturze „Szanse etyki w zglobalizowanym świecie” Baumanna. Jej przesłanie idealnie mi korespondowało z tym, co działo się w ostatnich dwóch latach na świecie. Tytułowe „Wake Up” kieruję jednak nie do szarego człowieka, ale do światowych przywódców. Bo każdy z nich jednym swoim słowem może wywołać zabójcze konsekwencje. Stąd ta piosenka jest taka dzika – i na końcu rozlegają się w niej głosy ludzi z różnych stron świata, którzy zadają pytania: „Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Skąd przyszliśmy?”.

- A skąd tytuł płyty nawiązujący do „Czarodziejskiej góry” Tomasza Manna?

- Chodzi o magiczne miejsce, w którym człowiek odrywa się od rzeczywistości. Dla nas jest nim nasze studio. Stajemy się w nim innymi ludźmi, nastawiamy się na muzykę, tworzymy różne historie – i niepokojące, i zabawne. Potem, wydając płytę, zapraszamy ludzi do tego świata. „Dajcie się porwać temu czarowi” – zachęcamy. Tak było na „Helladzie”, tak jest teraz na „Davos”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski