- Pamięta Pan swój pierwszy duet?
- Doskonale. Nagrałem go w 1987 roku z Bohdanem Smoleniem - „Dziewczyny, które mam na myśli”. Była to taka parodia duetu Julio Iglesiasa i Willy Nelsona w piosence „Dziewczyny, które kiedyś kochaliśmy”. To było z przymrużeniem oka. Ze względów prawnych, kłopotów z publishingiem, nie znalazła się ona na tej mojej obecnej płycie. Ale przez następne lata byłem znów na duety oporny. Coś tam zaśpiewałem na swoim koncercie benefisowym z Ireną Jarocką i Dorotą Stalińską. W 2000 roku nagrałem drugi duet z mężczyzną - z Norbim, a prasę obiegła plotka, że to... mój syn.
- Duet to wyższa szkoła wokalnej jazdy?
- Zanim zacząłem śpiewać jako solista, przez dziesięć lat pracowałem w kwartecie, w zespole Trubadurzy, więc hasło: „Jeżeli śpiewać, to nie indywidualnie” nie jest mi obce. W kwartecie to jakby dwa duety śpiewały. Mówię to oczywiście z przymrużeniem oka. Ale kiedy już zacząłem śpiewać indywidualnie, często byłem namawiany do duetów. Na przykład mój menedżer Andrzej Kosmala już w latach 70. walczył ze mną i namawiał, abym nagrał piosenkę ze Zdzisławą Sośnicką. A ja opierałem się wszystkimi siłami.
- Dlaczego?
- Dziś, kiedy przypominam sobie tamte czasy, myślę, że moje zachowanie miało źródło w dzieciństwie. Otóż wychowałem się za kulisami Teatru Muzycznego w Łodzi. Mój ojciec był aktorem, śpiewakiem operowym i operetkowym - i nie mogłem znieść, kiedy do obcych kobiet - a nie do mojej mamy - śpiewał: „Ach myszko, to była cudna noc, słodka noc”. Już wtedy wyczuwałem nieszczerość i teatralność tych miłosnych wyznań. I byłem obrońcą mojej mamy, choć nie do końca rozumiałem wtedy meandry życia. Stąd duety początkowo niezbyt dobrze mi się kojarzyły.
- Spotkanie w studiu nagraniowym drugiego artysty to bardziej inspiracja czy rywalizacja?
- Jaka tam rywalizacja? Chcemy po prostu ze sobą dobrze i szczerze zabrzmieć. Mamy jeden wspólny cel: nagrać piosenkę, która spodoba się publiczności. Możliwość spotkania się z tak znakomitymi wykonawcami jak na tej płycie, to dla mnie wielka radość.
- Czy wszystkich artystów, z którymi Pan zaśpiewał na swej nowej płycie, znał Pan już wcześniej osobiście? Czy były też takie spotkania, które odbyły się pierwszy raz, właśnie dzięki wspólnym nagraniom?
- Płyta powstawała praktycznie 10 lat. I tak powinno być z nagrywaniem duetów. Nie akcja jednorazowa, tylko poznawanie się rozłożone w czasie. W zasadzie znam wszystkich, choć w wypadku Edyty Bartosiewicz czy Norbiego najpierw poznałem ich nagrania. Ale jeździmy przecież po kraju z koncertami, spotykamy się w studiach telewizyjnych i trudno nie wpaść na siebie.
- Z kim najłatwiej, a z kim najtrudniej było „zgrać” się w studiu?
- Edyta Bartosiewicz tak mnie, a przede wszystkim siebie, wykończyła, że po nagraniu zadzwoniłem do mojego menedżera Andrzeja Kosmali: „Andrzej! Nigdy więcej duetów”. Ale po czasie przekonałem się, że jej perfekcjonizm przyniósł efekt.
- To był okres, gdy Edyta wycofała się z rynku muzycznego. Jak Pan w tamtym okresie przekonał ją do zaśpiewania?
- W tamtych latach był wysyp młodych gwiazd. Starannie przyglądałem się nowościom naszego rynku przebojów. Jako miłośnik dobrej muzyki i jako uczestnik tego muzycznego wyścigu. Nowych płyt słucham zazwyczaj przy obiedzie i rzadko się zdarza, bym jakąś wysłuchał do końca. Ale zdarzyło się: płyty Edyty Bartosiewicz słuchałem przez kilka miesięcy. Nie znałem jej osobiście, ale w kilku wywiadach powiedziałem o mojej fascynacji tą dziewczyną. Czy to do niej dotarło? Powiedziałem o tym też w mojej wytwórni płytowej BMG. I jakoś te wszystkie sygnały się spotkały. Producenci płyty „To, co w życiu ważne” - Paweł Jóźwicki i Biljana Bakić - doprowadzili do nagrania tego duetu. Zrobiliśmy też teledysk, a potem Edyta wystąpiła ze mną na dwóch festiwalach sopockich i w kilku programach telewizyjnych.
- Gdyby na następne okrągłe urodziny zdarzyła się okazja nagrania kolejnej płyty w duetach, kogo by Pan zaprosił?
- Trudne pytanie, bo jest taki wysyp talentów, tylu wspaniałych młodych ludzi śpiewa. Ale mam zaległe duety do nagrania: z Marylą Rodowicz, z którą obiecujemy sobie ten duet od lat, oraz z Edytą Górniak, z którą w 2008 roku zaśpiewaliśmy w Sopocie „My, Cyganie” i wtedy ona publicznie, na scenie, obiecała mi takie nagranie. A na razie myślami jestem przy mojej płycie z nowymi piosenkami, która ma już nawet piosenkę tytułową: „Ja już nic nie muszę”.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?