Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dusza tłumu

Redakcja
Jest jak beczka z prochem - wystarczy mała iskra, a wybuchnie z prawdziwie destrukcyjną siłą

Tomek Kubik

Tomek Kubik

Jest jak beczka z prochem - wystarczy mała iskra,

   Tłum ludzi, transparenty z wojowniczymi hasłami, spiker wykrzykujący przez megafon swoje racje. Demonstracja, jakich wiele. Sceneria jak z teledysku wyborczego Piotra Ikonowicza - w powietrzu latają petardy i kostki brukowe, protestujący nacierają na policjantów z drągami w rękach, a nad tym wszystkim unosi się dusząca mgiełka gazu łzawiącego. Brakuje tylko Anji Orthodox rzucającej do dźwięków gitary buntownicze frazesy o tym, że "to nie tak miało być, przyjaciele". Za kilkanaście godzin nagłówki gazet krzyczeć będą o bitwie z policją, o koktajlach Mołotowa i zdemolowanych przez tłum elewacjach budynków. Dlaczego tam, gdzie spotyka się kilkaset albo kilka tysięcy osób, łatwo o rozbite szyby i przewrócone znaki drogowe? Co rozpala ich chęć destrukcji? Czy zawsze musi się tak dziać?
   Bardzo często słyszy się o wybuchach agresji tłumu. Dochodzi do nich również w Krakowie. Statystyki policyjne mówią, że w 2002 roku ze 100 funkcjonariuszy, którzy w Polsce zostali ranni podczas zabezpieczania masowych imprez, aż 30 pochodziło z Krakowa. Co powoduje agresywne zachowania ze strony tłumu - małego i dużego...

Tłum = agresja, ale…

   - Ludzie najczęściej zbierają się w grupie z jakiegoś powodu - i właśnie ten powód determinuje dalsze zachowanie tłumu - uważa psycholog policyjny, dr Dariusz Grzechnik. I ma wiele racji - przecież inaczej zachowuje się tłum w czasie papieskiej pielgrzymki lub koncertu, a inaczej podczas demonstracji lub meczu piłkarskiego. Ma to bardzo prostą, intuicyjnie uchwytną przyczynę. - To cel jest inny - tłumaczy dr Leśniak, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Jedni spotykają się np., żeby się pomodlić, inni - ewidentnie na rozróbę. Pierwszych jednoczy wiara lub autorytet Kościoła, drugich - wspólny wróg. To kolosalna różnica - cel spotkania praktycznie determinuje zachowanie tłumu. A ma on przy tym tendencję do ulegania skrajnościom. Nastrój, z jakim przychodzą ludzie, ulega wzmocnieniu w czasie zgromadzenia. Zjawisko to nosi nazwę polaryzacji grupowej. Poszczególne osoby nawzajem się indukują i nakręcają przysłowiową spiralę, która porywa za sobą kolejne jednostki. Efekt jest piorunujący. Radość przeżywana w tłumie zamienia się w prawdziwą ekstazę, gniew zaś - w płonącą wściekłość, która tratuje wszystko na swojej drodze. Idziemy sobie po przepustkę! - odgrażali się 11 września 2003 górnicy, łamiąc styliska kilofów i czyniąc z nich zaostrzone żerdzie, by pomaszerować z nimi w kierunku Urzędu Rady Ministrów. Rozwścieczony tłum potrafi nie liczyć się z niczym i z nikim.

Gdy rozum śpi...

   Co powoduje, że w tłumie dochodzi do wybuchu agresji? Niektóre demonstracje kończą się pokojowo - za to po innych zostaje chrzęszczące pod stopami szkło i porozbijane witryny sklepów. Widok ulicy Sławkowskiej po rajdzie kibiców Cracovii zimą 2001 r. był bardzo wymowny. Co może doprowadzić do takiej eksplozji? Na pewno długość lontu skraca sama obecność tłumu, który zawsze (niezależnie od celu) niesie pewien potencjał zachowań agresywnych. - Nawet idąca spokojnie piesza pielgrzymka w razie zaatakowania zachowa się bardziej konfliktowo niż gdyby brać pod uwagę aktywność jej członków z osobna - mówi dr Grzechnik. Z ludźmi zbitymi w masę dzieje się coś dziwnego, coś, co powoduje, że łatwiej o zachowanie gwałtowne i destrukcyjne. Co to takiego? Można spekulować. - Socjobiologowie uważają, że samo zagęszczenie osobników na małym terenie powoduje u nich wzrost poziomu agresji - uważa dr Leśniak. - Inni utrzymują, iż na ludzi pobudzająco działa przekroczenie "strefy intymnej" wokół ich ciała. Posiada ją każdy z nas i zwykle wynosi ona około 45 cm. Kiedy ktoś ją naruszy, co w tłumie jest przecież nieuniknione, ludzie mogą odczuwać silną potrzebę obrony swojej prywatności. Zostaje to skanalizowane w zachowaniach agresywnych. Destrukcyjność łatwo wzbudzić też w tłumie, który spotyka się z konkretnego powodu. Nie od dziś wiadomo, że ogromną rolę odgrywa tu frustracja. - Wystarczy lekceważenie, brak reakcji ze strony osób, do których demonstracja jest skierowana - mówi dr Grzechnik. - Nie mówiąc już o próbach lżenia tłumu i prowokowania go, co zawsze podgrzewa atmosferę. Dochodzi do tego anonimowość, zapewniająca poczucie bezpieczeństwa. - Rozmywa się odpowiedzialność, więc ludzie pozwalają sobie na rzeczy, na jakie w normalnych okolicznościach nigdy by się nie odważyli - uważa dr Leśniak. Pojawia się wówczas myślenie w kategoriach asekuracyjnych - w razie jakichkolwiek konsekwencji trzeba posadzić na ławie oskarżonych wszystkich. Z tej prostej kalkulacji wynika, że w grupie jest po prostu bezpieczniej, zwłaszcza jeśli robi się dokładnie to, co ona. Wtedy nie będzie się przez nią odrzuconym, a w razie zagrożenia z zewnątrz można liczyć na solidarność jej członków. O tym, że ten mechanizm działa w rzeczywistości, mogą opowiedzieć osoby mające z tłumem do czynienia z bardzo bliska. - Poczucie anonimowości u kibiców zapewniają czapki i szaliki - mówi komisarz Paweł Jamka z Komendy Wojewódzkiej Policji. - Kiedy jednak już się kogoś takiego wyłowi z tłumu i spyta, czemu np. rzucał kostkami brukowymi, zwykle odpowie po prostu - "Bo inni też rzucali". W grupie jeden kamyczek potrafi pociągnąć za sobą lawinę.

…budzą się upiory?

   Tłum jest jak beczka z prochem - wystarczy mała iskra, a wybuchnie z prawdziwie destrukcyjną siłą. W agresji przodują bez wątpienia kibice. - 1 czerwca 2003 r. po meczu Hutnika z Cracovią demolowali samochody i kioski. Za amunicję służyły im kamienie z torowiska - opowiada komisarz Jamka. - Do spontanicznych bójek między kibicami dochodzi zresztą bardzo często, i to nie tylko przy okazji meczu. Niemal codziennie niektóre osiedla po prostu toczą ze sobą wojnę. To, co dzieje się podczas meczów, przechodzi jednak czasem najśmielsze wyobrażenia. Pseudokibice robią wszystko, byle tylko dostać się na stadion, gdzie mogą rozpocząć rozróbę. Ma wręcz miejsce swoisty wyścig zbrojeń pomiędzy siłami porządkowymi a chuliganami, którzy wymyślają coraz sprytniejsze sposoby, aby wnieść na teren obiektu sportowego niebezpieczne narzędzia: - Zdarza się, że jeszcze przed meczem zakopują na stadionie siekierki albo noże - mówi podinspektor Ryszard Wasiluk ze sztabu Komendy Wojewódzkiej Policji. - Czasem nieletni pomocnicy pseudokibiców przerzucają kolegom nad ogrodzeniem przedmioty służące potem jako broń.

Tłum, czyli kto?

   Mówiąc o tłumie, nie można tracić z oczu jednostek, które się na taką grupę składają. Czy można wyróżnić specyficzne kategorie ludzi, którzy lgną do zbiorowości? Dr Grzechnik uważa, że tak: - To osoby silnie zdeterminowane, które nie widzą innych szans na rozwiązanie swoich problemów niż grupowe wystąpienie. Mogą też po prostu obawiać się bronienia swoich racji samemu, a w tłumie czują się bezpieczniej. Również osoby, które stają na czele tłumu, zwykle odznaczają się kombinacją specyficznych cech. - To ludzie, którzy mniej się boją niż inni, mają obniżony poziom lęku - mówi dr Grzechnik. - Do tego odznaczają się silną potrzebą władzy i wpływania na innych. Zwykle mają też doświadczenie w liderowaniu. Jeśli dobrze czują się w swojej roli, jednoczą tłum wokół wspólnego celu i nadawają mu rytm. Na ile pozycja lidera jest niezbędna? Czy niektóre wydarzenia nie mogą zachodzić w zbiorowości zupełnie spontanicznie? Tu zdania są podzielone. Czy tłum koniecznie potrzebuje prowokatorów? Propaganda komunistyczna celowała w poszukiwaniu ich w nawet najbardziej spontanicznych wydarzeniach. - Komu potrzebny był ten krwawy dramat? Kto wodził rej w zamachach na gmachy publiczne? Kto się krył za robotniczym pochodem? - pytały kroniki filmowe po wydarzeniach poznańskich w 1956 roku, podczas gdy premier Cyrankiewicz groził prowokatorom amputacją ręki. - Wiadomo, że ktoś musi zawsze rzucić pierwszy kamień, pierwsze hasło, nazwać rzecz po imieniu... Jednak doszukiwanie się prowokatorów na siłę - to po prostu chwyt socjotechniczny i manipulowanie emocjami słuchaczy - uważa dr Leśniak. Czasem potrzeba iskierki, ale może ona paść zupełnie przypadkiem, choć równie dobrze ogień może zostać zaprószony z premedytacją. Bardzo ciężko rozdzielić te dwa przypadki. Czyż górników w Warszawie ktoś otwarcie poszczuł na kordony policji? Wydaje się że nie, ale z drugiej strony można pytać, czy przywódcy związkowi naprawdę nie zdawali sobie sprawy, do czego zdolny jest tłum zrozpaczonych ludzi ze styliskami kilofów w rękach.

Rozbrajanie bomby

   Podczas gdy liczebność tłumu rośnie arytmetycznie, możliwość jego opanowania spada w postępie geometrycznym. Policja ma jednak sprawdzone sposoby radzenia sobie z takimi niebezpieczeństwami. - Ogromną rolę odgrywają rozmowy z liderami tłumu - opowiada dr Grzechnik. - Czasem wystarczy zaprosić ich na konkretne pertraktacje w sprawie, którą chcą załatwić. Dlatego tak ważne jest, by nie okazywać tłumowi lekceważenia. Wiele daje też pozbawienie bezpieczeństwa wynikającego z anonimowości. - W czasie Inwazji Mocy w 2000 roku otrzymaliśmy informację, że grupa ludzi usiłuje podpalić autobus - opowiada podinspektor Wasiluk. - Skierowałem wtedy helikopter nad to miejsce i poleciłem je oświetlić reflektorem. Zalanie autobusu strumieniem światła spowodowało, że kucająca wokół niego grupka momentalnie się rozbiegła. Jednak nie zawsze bywa tak łatwo. Jeśli tłum zachowuje się agresywnie i nie chce się rozejść, można próbować go podzielić na mniejsze, łatwiejsze do opanowania grupki. Tak stało się 13 września 2002 r. w Myślenicach, gdzie przed siedzibą TeleFoniki demonstrowali swoje niezadowolenie pracownicy z Ożarowa. - Tłum był rozgoryczony, determinacja przeradzała się w agresję, ludzie rzucali kamieniami i używali środków pirotechnicznych - wspomina komisarz Jamka. - Na szczęście nie doszło do użycia środków przymusu bezpośredniego. Naszym pododdziałom udało się skutecznie porozdzielać demonstrujących na mniejsze, a przez to mniej agresywne grupy. Czasem dochodzi jednak do bezpośredniej styczności, a wtedy, jak mówi podinspektor Wasiluk: - Agresja bardzo często kumuluje się na policjantach, bo to przecież oni stają twarzą w twarz z manifestującymi. Tłum zapomina, że policjanci wypełniają jedynie swoje ustawowe obowiązki, dbając o zapewnienie porządku publicznego, który taka manifestacja narusza. Najgorzej jest z pseudokibicami, których jedyną intencją jest często samo spowodowanie zadymy. Zanim dojdzie do walk z policją można próbować uspokoić tłum zebrany na stadionie poprzez wpływ na spikera. - Naprawdę wiele daje stosowanie przez niego właściwego sposobu komentowania meczu. Może on też próbować ochłodzić gorącą atmosferę - mówi komisarz Jamka. - Nie chodzi tu o proste apele "Uspokójcie się!", ale o przedstawienie wyraźnych konsekwencji nieodpowiedniego zachowania. Dzięki nadzorowi ze strony UEFA w pierwszej i drugiej lidzie pod względem bezpieczeństwa jest całkiem nieźle. Dobrze funkcjonuje też system ewidencjonowania kibiców i monitoringu stadionów. Problemy sprawiają mecze w niższych ligach. - W grę wchodzi tu po prostu lekkomyślność organizatorów - uważa podinspektor Wasiluk. - Często nie pamiętają, że to przecież na nich spoczywa obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa na stadionie. Policja może wkroczyć tylko na ich prośbę, kiedy sytuacja jest nie do opanowania dla ochroniarzy. A gdy w ruch pójdą już środki przymusu bezpośredniego, działa prawo "agresja powoduje agresję" - policjanci muszą liczyć się z ripostą. W starciu z pseudokibicami zasady są jasne - chodzi o opanowanie chuligaństwa. Nie zawsze jednak policjanci znajdują się w tak jednoznacznej sytuacji. - Nieraz po drugiej stronie barykady stoją ich koledzy, sąsiedzi, protestujący przeciw zamykaniu np. zakładów pracy - wyjaśnia dr Grzechnik. - W obliczu takich dylematów policjant zawsze musi trzymać się pewnych ram, jakie wynikają z jego funkcji. A nie jest to łatwe.

Bój to ich nie ostatni

   Wydaje się, że w XXI wieku demonstracje i rozruchy pozostaną nieodłącznym elementem dzienników telewizyjnych i czołówek gazet. Pozostaną też elementem pejzażu Krakowa - w 2002 roku policjanci w Małopolsce zabezpieczali 2084 imprezy masowe (w tym 702 sportowych), a w I półroczu 2003 już 1283. Każdego dnia średnio 6 takich wydarzeń. Internet oferuje bogatą dokumentację każdemu, komu przyszłoby do głowy zorganizowanie manifestacji. Mogą z tego skorzystać zarówno osoby, które chciałyby podczas wiecu naświetlić jakiś ważny, palący problem, jak również ci, którzy w zaciszu bojówkarskich zebrań pichcą ostateczny krach systemu korporacji. Sieć pełna jest informacji o miejskiej partyzantce i sposobach wywracania na nice porządku - również demokratycznego. Jest to jednak cena wolności słowa. _- Takie rzeczy kiedyś po prostu publikowało się w podziemiu. W dzisiejszych czasach nie ma sensu cenzurować czegokolwiek - _uważa dr Leśniak. A podstawowa wiedza na temat reakcji ludzi w tłumie przydać się może każdemu z nas. Tłum wciąga, i warto wiedzieć jak to robi, aby zachować kontrolę nad własnym zachowaniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski