Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dużo pokera i szachów, ciut karate, czyli jak to się robi we Wspólnocie

bigniew Bartuś
Skoro nasze życie zależy od Brukseli, bo powstaje tam 70 procent obowiązujących w Polsce przepisów, to kogo mamy wysłać do Europarlamentu: bezkompromisowych wojowników czy speców od kuluarowych gier? A może potrzebni są jedni i drudzy?

Gdy Rosjanie szykowali „wyzwolenie Krymu z rąk banderowców”, Parlament Europejski rozmyślał, co Unia powinna robić na Wschodzie. Przed europosłami leżał raport o zainicjowanej przez Polskę współpracy UE z Ukrainą, Białorusią, Mołdawią, Gruzją... Wtedy Paweł Zalewski (kiedyś PiS, dziś PO) zgłosił wraz z klubowym kolegą ustną poprawkę, zgodnie z którą Europarlament miał „potępić projekt South Stream.”

South Stream to spółka Gazpromu, włoskiego koncernu ENI i francuskiego EdF (właściciela m.in. elektrociepłowni Kraków), która chce zbudować gazociąg po dnie Morza Czarnego. Rura ma ominąć Ukrainę, Białoruś i Polskę, wzmacniając wpływy i zyski Gazpromu. Polskę (i kraje nadbałtyckie) omija już Gazociąg Północny – budowany przez Gazprom (51 proc. udziałów), niemieckie koncerny i holenderskiego potentata, przy silnym wsparciu kanclerzy Niemiec (Gerhard Schröder znalazł pracę w spółce Gazpromu). Radosław Sikorski przyrównał kiedyś umowę w tej sprawie do Paktu Ribbentrop-Mołotow. Teraz groziła nam powtórka, ale – mimo burzy w kuluarach i oporu liberałów – Parlament Europejski (PE) pod wpływem Zalewskiego uznał, że „realizacja South Stream powodować będzie dalsze uzależnienie Unii od rosyjskich dostaw gazu i tym samym zagraża bezpieczeństwu energetycznemu i suwerenności UE”. Komisja Europejska zawiesiła rozmowy z Rosjanami w sprawie wydania im pozwoleń dla gazociągu.

To dla Polski ważne. Zalewski wykorzystał odpowiedni moment. Na co dzień walczy się o coś takiego latami, na setkach spotkań, formalnych i nieformalnych, żmudnie wykuwając kompromisy, często w myśl zasady: ty mnie poprzesz w tej sprawie, to ja ciebie w innej. Grunt pod stanowisko Europarlamentu w sprawie gazociągu – i w ogóle polityki energetycznej Unii – też przygotowywany był przez Polaków latami. Wcześniej Jerzy Buzek, który przez pół kadencji kierował parlamentem, zaproponował stworzenie Wspólnoty Energetycznej, której sercem jest wspólny rynek energii.

– Będziemy razem, jako Unia, negocjować z Gazpromem obniżki cen gazu. Będziemy się dzielić nawzajem energią, której nam nigdy nie zabraknie – opisuje były premier, który otrzymał w tej sprawie poparcie PE, Komisji Europejskiej (czyli unijnego „rządu”) oraz Rady Europejskiej (w której zasiadają przedstawiciele rządów wszystkich państw). Wymagało to ponadpartyjnego współdziałania całej masy ludzi, tysięcy spotkań, setek kompromisów, wielu transakcji.

– Aby cokolwiek uzyskać, trzeba przekonać do swego stanowiska większość. To trudne. Wymaga umiejętności dogadywania się, zjednywania sojuszników. O wiele łatwiej wy- krzykiwać z ławy bojowe hasła i rozdzierać szaty. Ale to kompletnie nic nie daje – mówi Bogusław Sonik, od dwóch kadencji (czyli 10 lat) europoseł z Krakowa.

Jego klubowa koleżanka, Małgorzata Handzlik, podkreśla, że PE działa zupełnie inaczej niż parlamenty krajowe, w tym Sejm. – Nie ma tu prostego podziału na koalicję i opozycję. Decyzje są podejmowane podczas negocjacji między grupami politycznymi, czyli frakcjami. Największe z nich mogą wspólnie uzyskać większość, ale z doświadczenia wiem, że w PE i Unii nie chodzi tylko o znalezienie większości. Staramy się wypracować takie porozumienia, które wezmą pod uwagę stanowiska wszystkich grup – zauważa posłanka.

Bogusław Sonik ma za sobą kilka ciężkich i długotrwałych batalii, m.in. o możliwość wydobywania gazu z łupków czy o kompromis w sprawie dyrektywy tytoniowej. – Uchroniliśmy 30 tys. miejsc pracy, z czego wiele w Krakowie i okolicy – podaje.

Jak się wygrywa takie bitwy? Kto najskuteczniej zabiega o sprawy dla nas ważne, uzyskując efekt w postaci unijnych przepisów, stanowisk czy uchwał PE? Róża Thun, krakowska „jedynka” PO, uważa, że posłowie działający w „małych pokłóconych ze sobą frakcjach nie są nawet rozpoznawalni, więc nie odgrywają żadnej roli”. – Siła sprawcza posłów PiS i Solidarnej Polski jest żadna i choć głośno krzyczą na posiedzeniu, nikt nie traktuje ich wystąpień poważnie – dorzuca europoseł Jarosław Kalinowski z PSL.

– Skutecznie zabiegać o sprawy ważne mogą posłowie należący do dużej grupy politycznej – przekonuje Jarosław Wałęsa z PO. 28 posłów Platformy i PSL należy do największego (274 osoby) ugrupowania politycznego (czyli frakcji) w Europarlamencie – EPL, czyli chadecji (patrz ramka).

– Aby dopilnować w Brukseli interesów polskiego rolnika, ściśle współpracujemy z ekspertami z ministerstwa oraz przedstawicielstwem RP przy UE, pozostajemy w stałym kontakcie z organizacjami zrzeszającymi producentów różnych branż, stowarzyszeniami i organizacjami pozarządowymi. To najlepszy punkt widzenia oraz źródło wiedzy i doświadczenia – tłumaczy Jarosław Kalinowski. Dodaje, że regularnie spotyka się z posłami od rolnictwa z innych państw.
Róża Thun, znana z tworzenia misternych ponadpartyjnych koalicji w ważnych sprawach (jak obniżenie cen rozmów telefonicznych), opisuje brukselski mechanizm: – Mam jakiś pomysł, projekt nowego przepisu, który moim zdaniem poprawi życie 500 mln mieszkańców Unii, w tym 38 mln Polaków. Najpierw muszę do niego przekonać koleżanki i kolegów z odpowiedniej komisji, potem całej frakcji chadeckiej, która – choć największa – nie ma w PE większości, więc trzeba szukać sojuszników w innych frakcjach.

Marek Gróbarczyk z PiS podkreśla, że w PE najważniejsze decyzje zapadają poza salą plenarną, podczas bardzo czasochłonnych rozmów, negocjacji, czasem bardzo twardych. Poseł musi być uzbrojony w wiarygodne dane i ekspertyzy. Spotyka się ze wszystkimi zainteresowanymi, gasi pożary (w tym ataki lobbystów, którym nowa regulacja nie pasuje). – Superważne są spotkania nieformalne z członkami komisji, własnej frakcji i innych ugrupowań. Potrafię odbyć ich sto. Dlatego trzeba znać języki, najlepiej kilka. Nie da się z Niemcem czy Francuzem zaprzyjaźnić, zjednać ich przez tłumacza – mówi Róża Thun.

– Koalicje trzeba budować w każdej, nawet najmniejszej sprawie – podkreśla Bogusław Sonik.

Konrad Szymański z PiS zwraca uwagę, że w tej kadencji frakcja konserwatystów (do której należą posłowie PiS) budowała centroprawicową koalicję z chadekami i liberałami m.in. w sprawach wspólnego rynku, energii, klimatu, łupków czy dyrektywy tytoniowej. Kiedy między PO i PiS trwała w kraju totalna wojna, w Brukseli reprezentanci tych partii głosowali często ramię w ramię, kierując się interesem Polski.

Janusz Wojciechowski z PiS zwraca uwagę, że konserwatyści (EKR) odgrywają często rolę języczka u wagi, gdy największe frakcje – chadecy i socjaliści – nie mogą się dogadać. – Głos EKR bywa wtedy rozstrzygający, a ja, jako przedstawiciel frakcji konserwatystów, mogę zgłaszać inicjatywy i poprawki, których żadna inna grupa nie jest w stanie zgłosić. Np. akcję zmierzającą do pełnego wyrównania dopłat bezpośrednich dla polskich rolników przeprowadziła EKR, w której delegacja polska, w tym PiS, ma silne wpływy. W większej frakcji, zdominowanej przez Niemców czy Francuzów, Polacy często niewiele mogą – tłumaczy były prezes PSL.

Ryszard Czarnecki z PiS, jeden z najaktywniejszych polskich europosłów, jako koordynator frakcji konserwatystów monitorował wydatki wszystkich instytucji i agend unijnych. Funkcję tę zawdzięcza dobrej współpracy z innymi frakcjami.

Tak działa Unia. Nasza wspólna Unia. Mnóstwo szachów, czasem pokera, w dramatycznych sytuacjach trochę judo. Rzadziej przydaje się karate, sporadycznie – boks. Solowe popisy wokalne mają wagę brzęczenia muchy.

Zdaniem Czarneckiego na marginesie parlamentu, bez wpływu na cokolwiek jest tylko czterech naszych posłów – Solidarnej Polski, zasiadających w najmniejszej frakcji. Reszta doskonale rozumie działające w Brukseli mechanizmy i nauczyła się je w miarę skutecznie stosować. Wymaga to jednak wielu kompromisów oraz bliskiej, ponadpartyjnej współpracy, do której podczas wojny wyborczej raczej nikt nie będzie chciał się przyznać…

***

W Parlamencie Europejskim działa 7 grup politycznych, zwanych też frakcjami. Żadna nie ma bezwzględnej większości, nie ma też stałej koalicji – zawiera się je w konkretnych sprawach.

Największą frakcją jest EPL, czyli chadecja. Liczy 274 posłów, w tym 28 Polaków z PO i PSL. Liczniejsze są delegacje Niemców (42), Włochów (34) i Francuzów (30). Hiszpanie mają 25 osób.

Socjaldemokraci liczą 195 osób, w tym 7 Polaków z SLD-UP. Tu dominują Niemcy, Hiszpanie i Włosi (po 23 posłów). Liberałów jest 84, dominują Niemcy i Brytyjczycy (po 12), brak Polaków. Zielonych jest 58, w tym 16 Francuzów i 14 Niemców. Tu też nie ma Polaków.

Konserwatyści (EKR) mają 57 deputowanych, w tym 12 Polaków (7 z PiS, 4 z Polski Razem oraz Michał Kamiński, świeży nabytek PO). Dominują tu brytyjscy torysi (27), jest też 9 Czechów.

Nordycka Zielona Lewica ma 35 posłów, dominują Niemcy i Francuzi. Brak Polaków.

Najmniejsza w PE jest frakcja eurosceptyków (EWD) – 31 osób, w tym 4 Polaków z Solidarnej Polski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski