Dwa razy Czesław

To właśnie w Krakowie nikomu nieznany piosenkarz ze śmiesznym akcentem zdobywał swe pierwsze muzyczne szlify. Kiedy jeszcze nie był sławny na całą Polskę, gromadził wąską grupę swych fanów w klubie Alchemia na Kazimierzu.

Dlatego teraz wraca tam co roku, aby podczas dwóch wieczorów spłacić dług wdzięczności wobec krakowskiej publiczności.

Ciotka Czesława ze strony ojca w wyniku powojennej zawieruchy osiadła na stałe w Krakowie. Nic więc dziwnego, że matka, chcąc, aby syn zachował kontakt z polską mową i kulturą, wysyłała go regularnie na wakacje pod Wawel. Czesiu początkowo nie przepadał za tymi wyjazdami.

Wydawało mu się, że jego polscy rówieśnicy są zupełnie inni niż on. Mury runęły dopiero, kiedy poznał krakowskich studentów. Żywiołowy i dowcipny muzyk z Danii stał się wśród nich wielce lubianą postacią – stąd często bywał na imprezach i w krakowskich klubach.

– Pewnego razu postanowiłem wziąć swoich duńskich przyjaciół i zagrać z nimi w Krakowie dla swoich polskich przyjaciół. Pierwszy koncert odbył się w Łaźni, która była wtedy jeszcze przy placu Nowym. Przyszło nań tylko pięć osób, ale to było nieważne. Bo zainteresował się nami nieżyjący już znany menedżer jazzowy, Kuba Andrzej Florek. I on bardzo uwierzył w to, co robiliśmy – cztery lata jeździł z nami po całej Polsce. A jego przyjaciele jazzmani chwytali się za głowy i pytali: „Co ty z nimi robisz? Przecież oni nie potrafią grać!”. Jak Kuba umarł, mieliśmy przerwę. Ale potem sam zacząłem wszystkie te kontakty odświeżać. I zaczęliśmy od Alchemii
– podkreśla.

Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Czesław stał się gwiazdą polskiej piosenki, a przy tym celebrytą, którego każdy krok jest uważnie śledzony przez media.

W jego życiu nie brak skandali, które tylko przynoszą mu dodatkowej popularności. Choć ma nadal mieszkanie w Krakowie, częściej bywa w Warszawie. Teraz zawita do Krakowa, aby promować swój ostatni album „Księga emigrantów. Tom 1”.