Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwie strony medalu

Redakcja
Jeśli zdrowie pozwoli, krakowianin Grzegorz Sudoł powinien walczyć w Barcelonie o medal Fot. Wacław Klag
Jeśli zdrowie pozwoli, krakowianin Grzegorz Sudoł powinien walczyć w Barcelonie o medal Fot. Wacław Klag
W miniony weekend swoje mistrzostwa Polski rozgrywali spadkobiercy sławy Roberta Korzeniowskiego. W Nowej Dębie (województwo podkarpackie) maszerowali na dystansie 20 km. Mistrzem kraju w chodzie został Rafał Fedaczyński (AZS AWF Katowice) w czasie 1.24.57 godz, który wyprzedził o 13 sekund Rafała Augustyna (OTG Sokół Mielec) i o 52 sekundy Grzegorza Sudoła (AZS AWF Kraków).

Jeśli zdrowie pozwoli, krakowianin Grzegorz Sudoł powinien walczyć w Barcelonie o medal Fot. Wacław Klag

LEKKOALETYKA. Grzegorz Sudoł kroczy do Barcelony

Brąz cieszy, czy nie bardzo? - zwracam się do 32-letniego chodziarza z Krakowa, pracownika naukowego AWF.

- Skoro poprzednio dwa razy byłem mistrzem Polski w tej konkurencji, to obecnie brązowy medal nie jest wielkim osiągnięciem - mówi Grzegorz Sudoł. - Ale trzeba spojrzeć na te zawody i medal z drugiej strony. Wystartowałem schorowany, mocno osłabiony. Podczas wiosennego zgrupowania w Meksyku uległem zatruciu salmonellą. Po powrocie do kraju od niedawna zacząłem leczenie. Udział w mistrzostwach przypadł na trzeci dzień przyjmowania antybiotyków. Nawet z trenerem Ilją Markowem wahaliśmy się, czy wyjść na trasę, bo wiedziałem, że to będzie trudne dla mego organizmu.

- Jednak nieco wcześniej w krakowskim mityngu, w stawce międzynarodowej zajął Pan wysokie, czwarte miejsce, najwyższe z Polaków w tych zawodach od zakończenia kariery przez Roberta Korzeniowskiego...

- Tak, bardzo mnie ucieszył ten wynik po meksykańskiej "przygodzie". Jednak w Krakowie maszerowaliśmy na 10 kilometrów, natomiast w mistrzostwach Polski dwa razy dłużej. Dlatego teraz na 16. kilometrze "odcięło mi prąd". Od początku nadawałem ton walce wraz z Rafałem Fedaczyńskim, potem on mi uciekł, kontrowałem, ale brakło już sił i jeszcze mnie wyprzedził były kolega klubowy Rafał Augustyn. Szkoda, że nie wygrałem w Nowej Dębie, to moje rodzinne strony, miałem dużo kibiców na trasie...

- Czyli wina choroby?

- Już trzeci raz wracam z Meksyku chory. Mam jakiegoś pecha do tego pięknego kraju. Teraz dmucham na zimne i w następnym roku już nie planuję wybrać się za ocean. Nie tylko ja zachorowałem, leczy się też kilka osób z lekkoatletycznej kadry.

- Czy te dolegliwości przeszkodzą w przygotowaniach do mistrzostw Europy w Barcelonie?

- Mam nadzieję, że nie. Obecnie przebywam za zgrupowaniu w Sankt Moritz. Pierwszy raz przyjechałem do tego wysokogórskiego kurortu w Szwajcarii, zwykle o tej porze roku trenowałem w francuskim Font Romeu. Chcę w Alpach się wzmocnić, stopniowo dojść do zdrowia i formy. W Sankt Moritz będę do 9 lipca, potem pobyt w Spale i 20. tego miesiąca wyruszę do Hiszpanii, aby tam dobrze się zaaklimatyzować.

- 30 lipca to dla Pana najważniejsza data w tym roku!

- Właśnie tego dnia w Barcelonie odbędzie się chód na 50 kilometrów, czyli moja korona konkurencja. Skoro rok temu na mistrzostwach świata w Berlinie byłem czwarty, to teraz wypada walczyć o medal. Konkurencja będzie duża, bo wszyscy rywale z Berlina mają stanąć na starcie. Jestem dobrej myśli. Na trasie w Barcelonie będą mi towarzyszyć z polskiej ekipy Artur Brzozowski (niestowarzyszony) oraz Łukasz Nowak (AZS AWF Poznań). Z kolei w stolicy Katalonii na 20 kilometrów mają wystartować Rafał Augustyn (Sokół Mielec), Dawid Tomala (AZS AWF Katowice) i krakowski chodziarz Jakub Jelonek.

Rozmawiał JAN OTAŁĘGA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski