Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwie twarze Ameryki

Redakcja
Różni ich niemal wszystko. Wiek, pochodzenie, życie rodzinne, droga do polityki, przekonania, kolor skóry. Łączy ogromna ambicja i ten sam cel - zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych. W listopadowych wyborach uda się go zrealizować tylko jednemu z nich. Zostawmy na boku programy polityczne i przyjrzyjmy się z bliska obliczom republikanina Johna Sidneya McCaina III i demokraty Baracka Husseina Obamy Jr.

Krzysztof Kawa

Pomalowany na żółto Gabinet Owalny, 132 pokoje i 32 łazienki na sześciu kondygnacjach przy Pennsylvania Avenue w Waszyngtonie mogą mieć tylko jednego gospodarza. Czy będzie to Barack Obama czy John McCain?

Pod koniec 1995 r. Hermene Hartman z magazynu "N'Digo" w Chicago otrzymała telefon od Baracka Obamy. Nieznany szerzej Afroamerykanin poprosił, by zapoznała się z jego świeżo wydaną biografią. Hartman przeczytała "Dreams From My Father: A Story of Race and Inheritance" i uznała, że nie będzie jej recenzować. Historia życia Obamy - ojciec Kenijczyk, biała matka, dzieciństwo w Honolulu i Dżakarcie - wydawała się zbyt egzotyczna dla czarnoskórych czytelników.
Obama wyczuwał intuicyjnie, że dobrze opowiedziana historia może porwać tłumy. Dlatego w czasie, gdy co tydzień nagabywał Hartman pytaniem: "Czy przeczytałaś wreszcie moją książkę?", pracował już nad drugą. Wydał ją osiemnaście miesięcy po wejściu do senatu w 2004 r. Wkrótce wyruszył w podróż po Ameryce, podczas której promował swą opowieść, a poprzez nią swoją osobę. Po kolejnych czterech miesiącach ogłosił, że będzie kandydował na prezydenta. Wtedy już nie był anonimową postacią. Cztery lata wcześniej "N'Digo", jako pierwsze wydawnictwo w USA, umieściło jego twarz na okładce.
"Baby Face Obama" - taki przydomek zyskał w latach 80. Dziś, jako 47-latek nadal wygląda bardzo młodo, stając się ulubieńcem fotoreporterów. W przeciwieństwie do Johna McCaina, który wywołane dyzenterią i innymi chorobami plamy na twarzy często zasłania czapeczką bejsbolową.
Gdyby o wyborze na prezydenta decydowało doświadczenie, John McCain byłby murowanym faworytem listopadowej potyczki. W czasach kultu młodości wiek jest jednak ciężarem. W sierpniu weteran z Wietnamu skończył 72 lata i gdyby udało mu się wygrać wybory, byłby najstarszym politykiem, który trafił do Białego Domu. Gdy czyni mu się z tego zarzut, daje za przykład żywotność swojej 96-letniej matki Roberty McCain.
Jego wysoką sprawność fizyczną potwierdzają lekarze. W 1993 i w 2000 roku przeszedł operacje wycięcia tkanek z lewego ramienia, szyi oraz okolic brwi, zapobiegając niebezpieczeństwu wystąpienia raka skóry.
Testy psychologiczne, jakim został poddany po powrocie z obozu jenieckiego w Wietnamie w 1973 r., wykazały, że ciężkie przeżycia nie zrujnowały jego psychiki. McCain przyznał psychiatrom, iż w trakcie posiłków słyszy głosy strażników, lecz potrafi się od tego uwolnić i szybko wraca do rzeczywistości. W długich okresach samotności nauczył się zamykać w swoim własnym świecie, a jego umysł zachował szczegóły starych filmów i książek, co pozwoliło mu przetrwać. Ostateczna diagnoza brzmiała: "John McCain jest w dobrym zdrowiu psychicznym". Dobre samopoczucie republikańskiego kandydata na prezydenta USA od lat usiłuje zepsuć część weteranów wojny w Wietnamie, przekonując, iż rys martyrologiczny w jego biografii jest przejaskrawiony. Powołują się przy tym na stwierdzenia jednego z wysoko postawionych działaczy Komunistycznej Partii Wietnamu. Według 70-letniego Phung Van Chunga, McCain był niemal od początku niewoli bardzo łagodnie traktowany, gdyż Wietnamczycy, gdy tylko wyszło na jaw, iż amerykański pilot jest synem dowódcy floty na Pacyfiku, chcieli użyć go jako karty przetargowej w negocjacjach. Ponadto Chung oburza się, iż McCain odmawia heroizmu wietnamskiemu wieśniakowi Mai Van On, który - nie zważając na bomby - rzucił się do wody, by wyłowić tonącego wroga. Choć bowiem senator spotkał się z Onem w Hanoi w 1996 roku, dziękując za uratowanie życia, nie zająknął się o nim w oficjalnej biografii.
McCain został zestrzelony w bombowcu A-4 Skyhawk 26 października 1967 r. podczas 23. misji bojowej w Wietnamie. Katapultował się i, zaplątany w spadochron, wpadł do jeziora Truc Bach w centrum Hanoi. Został uwięziony i spędził w celi ponad pięć lat. Bardzo długich lat. Był torturowany, miesiącami przetrzymywany w karcerze. Wietnamczycy przedstawili mu ofertę wypuszczenia, lecz odmówił, gdy nie zgodzono się uczynić tego samego z pozostałymi więźniami. Skrajnie wyczerpany, chciał popełnić samobójstwo w celi, ale w ostatniej chwili strażnik zdążył odciąć linę. Podpisał oświadczenie: "Jestem czarnym kryminalistą i piratem powietrznym. Zawdzięczam życie wietnamskim lekarzom". Do dziś nie może sobie tego wybaczyć. W 1973 r. wrócił do kraju. Upokorzony, ale niezniszczony. Stał się bohaterem narodowym, prezydent Richard Nixon przyjął go w Białym Domu.
W Wietnamie zyskał przydomek "Crip" ("Ułomny"), bo trafił do niewoli z obiema połamanymi rękami i nogą oraz raną postrzałową w okolicach pachwiny. Pierwsze wojenne rany odniósł dwa miesiące przed zestrzeleniem, gdy na lotniskowcu USS Forrestal przypadkowo została odpalona jedna z rakiet. Ułomność nie zmiękczyła go. Był twardy jak skała i tego samego wymagał od pozostałych więźniów. Tym, którzy zadawali się z wrogiem, wygarniał prosto w twarz: "Obozowe szczury". Był za to dodatkowo bity przez strażników i ta niezłomność tworzy dziś jego legendę.
Zresztą pracowali na nią już jego dziadek i ojciec. W książce "Faiths of My Fathers" senator z Arizony stawia pomiędzy nimi znak równości. Obaj byli admirałami, na ich cześć jeden z amerykańskich niszczycieli zyskał imię "USS John S. McCain". McCain III potrafił wyjść z cienia ich sławy i stworzyć własną legendę. Urodził się w strefie Kanału Panamskiego, gdyż akurat tam przed wojną służył ojciec. Kolejne służbowe przydziały Johna S. McCaina II rzucały rodzinę po bazach w New London w Connecticut, Pearl Harbor na Hawajach i wyspach Oceanu Spokojnego. Po drugiej wojnie osiedli w Północnej Wirginii i tam obecny kandydat na prezydenta ukończył Episcopal High School, a następnie wstąpił do Akademii Marynarki Wojennej w Annapolis. Uczył się marnie, wśród 795 uczniów zyskał 790. wynik. Został zapamiętany jako chłopiec cichy, interesujący się sportem i, wobec ciągłej nieobecności ojca, mocno związany z matką. Okres buntu przechodził łagodnie, wykłócał się o długość włosów.
Służył na lotniskowcach, m.in. w trakcie kryzysu kubańskiego w 1962 r. i w ten sposób trafił też do Wietnamu. Gdy wrócił, usłyszał od ojca: "Zrobiłeś wszystko najlepiej, jak mogłeś. To wszystko, czego oczekuje się od każdego z nas".
Stopniowo wracał do zdrowia. Ukończył National War College w Waszyngtonie i rozpoczął pracę jako łącznik marynarki wojennej z Senatem. W 1981 r. odszedł ze służby w stopniu komandora. McCain III nie należy do mężczyzn, którzy lubią opowiadać dzieciom, jak to Wietnamczycy, bijąc do nieprzytomności i łamiąc ręce, przez cztery dni trzymali go rozciągniętego na linach, a wreszcie wrzucili do balii pełnej jego krwi. Andy McCain tylko raz widział, jak ojciec reaguje emocjonalnie - było to wtedy, gdy zdechł ich pies.
"Ojciec ma poczucie humoru i w jego towarzystwie zawsze jest dużo zabawy" - twierdzi 48-letni Doug, obecnie pilot American Airlines. Doug i Andy to przysposobieni przez McCaina synowie Marries Carol Shepp. W 1965 r. przyszła na świat ich wspólna córka Sidney. Jego druga żona, Cindy, którą poślubił po rozwodzie z Marries Carol, urodziła Meghan, Jimmy'ego i Jacka. Państwo McCain adoptowali też z sierocińca w Bangladeszu Bridget, która w 2000 roku, gdy McCain po raz pierwszy walczył o nominację prezydencką z George'em W. Bushem, stała się celem brudnej kampanii wyborczej (jego przeciwnicy przedstawili ją jako "czarne dziecko z nieprawego związku").
Pierwsza trójka dzieciństwo spędziła bez ojca. Sidney bardzo dobrze zapamiętała scenę powitania po powrocie z Wietnamu. "Przytulił mnie i długo nie chciał puścić" - wspomina na łamach "New York Times".
Kolejny cios spadł na dzieci, gdy McCain postanowił opuścić matkę dla poznanej w 1979 r. w Honolulu innej kobiety. "To było bardzo, bardzo trudne" - mówi Andy, który podobnie jak brat i siostra nie wziął udziału w ślubie, a macochę zobaczył dopiero wiele lat później w biurze senackim ojca.
McCain twierdzi, iż nigdy nie namawiał dzieci, by robiły kariery w wojsku. Ale i tak trzech z czterech synów służyło lub nadal pozostaje w armii (19-letni Jimmy walczy w Iraku).
W przeciwieństwie do Obamy, rzadko pokazuje się z dziećmi w trakcie kampanii, a one same także strzegą się przed korzystaniem z wpływów ojca. Gdy podczas podróży do Francji Meghan nie mogła znaleźć noclegu, wolała przespać się na zapleczu księgarni, niż zwrócić o pomoc do amerykańskiej ambasady. Słynny piosenkarz Moby przyznał, że dopiero po wielu latach znajomości z Sidney (notabene do niedawna członkini Partii Demokratycznej) dowiedział się, kim jest jej ojciec.
Rodzina trzyma się razem, a ojciec nie zaniedbuje okazji, by skrzyknąć dziatwę na rafting po rzece Kolorado albo zasiedzieć się z synami do późnych godzin nocnych przy grze w karty. Na tym cukierkowym wizerunku McCaina cieniem położyły się opublikowane w lutym przez "New York Times" zarzuty, jakoby senator z Arizony przed ośmioma laty miał romans z lobbystką Vicki Iseman. Dziennikarze nie przedstawili jednak żadnych przekonujących dowodów i komandor wyszedł zwycięsko z kolejnej bitwy. W chwili składania przez kandydata na prezydenta stosownego oświadczenia u jego boku dzielnie trwała żona Cindy. Gdy John McCain przychodził na świat w 1936 roku, nie tylko nie było na nim Baracka Obamy Jr., ale nawet jego rodziców. Stanley Ann Dunham (pierwsze imię po ojcu, który spodziewał się syna) urodziła się bowiem podczas II wojny światowej. W następnych latach rodzina Dunhamów w poszukiwaniu lepszego życia przeniosła się do Honolulu. Tam, w klasie rosyjskiej University of Hawaii, Ann poznała pierwszego w historii tej uczelni studenta z Afryki. Barack Obama senior, członek plemienia Luo, przyjechał dzięki stypendium Fulbrighta z wioski Nyangoma-Kogelo w Kenii, w której jako mały chłopiec pasał z ojcem kozy. Twierdził, że wcześniej zdążył rozwieść się z żoną Kezią, z którą miał już dwóch synów. Poślubił Ann w 1961 roku, gdy małżeństwa osób odmiennych ras były w Stanach Zjednoczonych wielką rzadkością. Szczęście nie trwało długo, wkrótce Obama senior porzucił żonę i dwuletniego synka Baracka, wyjeżdżając na studia doktoranckie w Harvardzie.
Ann ponownie wyszła za mąż, tym razem za studenta z Indonezji, Lolo Soetoro, a gdy ten w 1966 r. postanowił wrócić do kraju, podążyła za nim. W Dżakarcie pracowała jako antropolog, a także w ambasadzie USA i dla Fundacji Forda, specjalizując się w programach pracy dla kobiet. Swoim dzieciom wysoko zawieszała poprzeczkę. Baracka budziła o 4 nad ranem, by zdążył przed szkołą na dodatkowe lekcje angielskiego. Przynosiła do domu płyty Mahalii Jackson i przemowy Martina Luthera Kinga.
Młody Barack Obama żył w świecie wielu idei i kultur. W biografii wspomina, że podczas pobytu w Dżakarcie wielkie wrażenie wywarła na nim fotografia z magazynu "Life", na której czarny chłopiec wylał na siebie środek chemiczny, by wybielić sobie skórę. Substancja wyżarła naskórek, pozostawiając dziecko w niemym przerażeniu. Dopiero to zdjęcie uświadomiło mu tragizm życia ludzi o odmiennym kolorze skóry.
Sęk w tym, że zdaniem archiwistów "Life", takiego zdjęcia magazyn nigdy nie opublikował. Zapytany o to przez "The Chicago Tribune", kandydat na prezydenta odparł: "W takim razie mogłem to znaleźć w magazynie "Ebony", albo... kto może wiedzieć, gdzie to było?" Nauczyciele w szkole katolickiej, do której uczęszczał, szybko zauważyli cechy przywódcze Baracka. Nauczycielka Farmina Katarina Sinaga wspomina: "W eseju na temat Kim chciałbyś zostać, gdy dorośniesz, Obama napisał, że marzy, by zostać prezydentem. Nie dodał tylko jakiego kraju, podkreślił jednak, że chciałby uczynić ludzi szczęśliwymi".
W rubryce "wyznanie" obok jego nazwiska wpisano "muzułmanin", lecz dziennikarze nie doszukali się śladów, by kiedykolwiek praktykował tę religię. Prawdopodobnie, zgodnie z obowiązującą w szkole tradycją, zaszeregowano go w ten sposób ze względu na wiarę ojca, a w tym wypadku ojczyma. Barack chodził z nim do meczetu, ale sporadycznie, bo Lolo Soetoro przedkładał nad religię uciechy życiowe, nadto był zajęty ciężką pracą dla armii indonezyjskiej, a później Western Oil Company. W Roman Catholic School Obama modlił się cztery razy dziennie, tak jak pozostali uczniowie, w obrządku rzymskokatolickim.
W klasie zdominowanej przez muzułmanów trzymał się na uboczu. Siedział w ostatniej ławce i rysował postacie dziecięcych bohaterów - Spidermana i Batmana. Był rzadko zaczepiany, gdyż, jak wyjaśnił jego dawny kolega ze szkoły Yunaldi Askiar, "miał budowę byka i trzeba by trzech, by dać mu radę".
Nie prowadził też bujnego życia towarzyskiego po powrocie na Hawaje. Drugie małżeństwo Ann Dunham rozpadło się w 1970 roku, Soetoro lubił wypić i ganiać za spódniczkami. Ann, choć miała z nim córkę, zdecydowała się wraz z Mayą i Barackiem znów zamieszkać w Honolulu. Syn trafił do prestiżowej szkoły Punahou, gdzie czarnoskórych uczniów była ledwie garstka. Nim ją ukończył, Ann znów poczuła zew Azji. Syn wolał jednak pozostać na Hawajach i matka, wyjeżdżając do Indonezji, z bólem serca zaakceptowała tę decyzję. "Zawarłem niepisane porozumienie z dziadkiem Stanleyem i babką Madelyn, że będę mógł mieszkać z nimi, a oni dadzą mi swobodę, dopóki nie będę przysparzał problemów" - napisał Obama w biografii.
Oboje bardzo przeżywali rozstanie, często pisywali do siebie listy. Obama nie może sobie darować, iż nie było go przy jej łóżku, gdy po powrocie do USA przegrywała walkę z rakiem. Zapytany przez dziennikarza Associated Press o najwartościowszą pamiątkę, stwierdził, że jest nią fotografia klifów South Shore of Oahu na Hawajach, gdzie wraz z przyrodnią siostrą Mayą, zwracając się nad oceanem w kierunku Indonezji, rozsypali prochy matki. W pierwszej książce Obama przyznaje, że w młodości "podjął kilka złych decyzji". Dziś cieszy się, że zdążył opowiedzieć o alkoholu, marihuanie i kokainie, zanim jego grzeszki wyciągnęli na światło dzienne rywale z Partii Republikańskiej.
Serge F. Kovaleski, reporter "The New York Times", przeprowadził ponad trzydzieści rozmów ze szkolnymi kolegami Barry'ego (takiego imienia używał wówczas Obama). Vinai Thummalapally określił go mianem "wzoru umiaru i rozsądku". Co rano uprawiał jogging, chętnie grywał w koszykówkę, świetnie skakał w dal (dzięki czemu zyskał przydomek "Barry O'Bomber"), czytał mnóstwo książek i był bardzo koleżeński. "Jeśli ktoś poczęstował go jointem, nie odmawiał. Paliliśmy, albo wypiliśmy jedno piwko ekstra, ale on nigdy nie robił tego tak często, jak inni w kampusie. Na pewno nie można go określać mianem imprezowicza" - powiedział Thummalapally. Keith Kakugawa przyznał, że często namawiał Barry'ego na picie z nim piwa, ale nigdy nie widział, by ten palił trawkę. Z kolei Amiekoleh Usafi stwierdziła: "Nigdy bym nie powiedziała, że nadużywał narkotyków. Był ponad tym".
Profesor Roger Boesche przypomina sobie, że w prywatnym Occidental College w Los Angeles Obama należał do grupy studentów, którzy lekcje i książki traktowali bardzo serio. Interesował się filozofią i pismami Nietzsche'go, Freuda, Sartre'a. Słuchając muzyki The Rolling Stones, Led Zeppelin, The B-52 czy też The Flying Lizards, dyskutował z kumplami o sowieckiej agresji na Afganistan, reformach Jimmy'ego Cartera, przemocy w Ameryce Środkowej lub kryzysie energetycznym. Zaangażował się w działalność Black Students Association, kontaktował z członkami Afrykańskiego Kongresu Narodowego.
Edukację kontynuował w nowojorskim Columbia College, gdzie uzyskał tytuł licencjata na politologii ze specjalizacją stosunki międzynarodowe. Dzięki pożyczce od działacza społecznego Geralda Kellmana Obama kupił starą hondę i w 1985 roku wyjechał z Nowego Jorku do Chicago. Choć mógł robić karierę prawniczą, pomagał biednym i bezrobotnym na ulicach "Wietrznego Miasta" jako pracownik socjalny. Był zafascynowany karierą burmistrza Chicago, pierwszego Afroamerykanina na tym urzędzie, Harolda Washingtona. W książce "Dreams From My Father" opisuje także, jak wielki wpływ na niego miał Jeremiah A. Wright Jr., pastor z kościoła Trinity United Church of Christ. Wzruszony jego kazaniem "Audacity to hope" ("Zuchwalstwo nadziei"), taki właśnie tytuł dał swej drugiej książce.
Nieoczekiwanie ciosem stała się dla niego śmierć Harolda Washingtona w 1987 r. W tym czasie Obama przeżył też mocno zawód miłosny. Udręczony, po raz pierwszy w życiu poleciał do Kenii (podczas podróży w 2006 roku, już jako senator, został przyjęty niczym gwiazda rocka). Ojca, który zginął w wypadku samochodowym w 1982 r., po raz ostatni widział jako 10-latek. Podczas jego odwiedzin na Hawajach otrzymał w prezencie piłkę do koszykówki i płyty z muzyką afrykańską. Pewnego wieczoru, gdy zasiedzieli się przy telewizorze, ojciec kategorycznie nakazał synowi kłaść się spać. Nie pomogły protesty matki i babki. Rozczarowany chłopiec zamknął się w pokoju i zaczął odliczać dni do jego wyjazdu.
Obama senior wrócił do rodzinnego kraju jako zgorzkniały ekonomista z kolejną amerykańską żoną, Ruth. Tam, zdaniem reportera "The Washington Post", miał z nią dwóch synów. Dwoje kolejnych potomków urodziła mu Kezia, z którą odświeżył dawną zażyłość (w myśl afrykańskiej tradycji ciągle pozostawała jego żoną), miał także jednego syna ze związku z inną Kenijką. Nieświadom tego Obama junior zyskał więc pięciu przyrodnich braci.
Poznawszy historię ojca, poprzysiągł sobie, że nie pójdzie w jego ślady i będzie miał dość siły, by wcielić swoje ideały w czyn.
Zaczął bardzo prozaicznie. Ponieważ honda odmówiła posłuszeństwa, kupił za pięćset dolarów używanego datsuna 210 hatchback. Pordzewiały, wymalowany na żółto samochód z dziurawą podłogą miał jedną zaletę - sprawny silnik. Potrzebował go, by opuścić Chicago i wyruszyć do Bostonu.
W 1988 r. dostał się do Harvard Law School i został pierwszym czarnoskórym redaktorem naczelnym pisma "Harvard Law Review". Po studiach wykładał jako adiunkt na University of Chicago. W 1996 r. został wybrany do Senatu stanu Illinois. Cztery lata później przegrał walkę o partyjną nominację w wyborach do Izby Reprezentantów USA. W 2004 r. dostał się jednak do Senatu. To wówczas, podczas konwencji Partii Demokratycznej w Bostonie, po raz pierwszy porwał tłumy błyskotliwym przemówieniem.
Gdy wykrystalizowały się jego marzenia o prezydenturze, pozostało mu zdobyć poparcie dla tego pomysłu żony. Prawniczka Michelle Robinson, z którą ożenił się w 1992 r., postawiła tylko jeden warunek: albo papierosy, albo prezydentura. Przez lata walczyła z mężem, by rzucił nałóg i wreszcie znalazła odpowiedni pretekst do wymuszenia na nim deklaracji. Uraz do tytoniu wyniosła z dzieciństwa, gdy powietrze w domu zatruwali jej rodzice. Chciała też, by Barack poświęcił się dla Malii, chorej na astmę jednej z ich dwóch córek. Dopięła swego - Obama rzucił palenie kilka dni przed ogłoszeniem swej kandydatury.
Michelle wywodzi się z domu, w którym dzieci miały poczucie bezpieczeństwa. Obama nie zaznał takiej stabilizacji, dlatego bardzo pragnął jej w swoim nowym życiu. Michelle mu ją zapewniła, dzięki czemu stał się jeszcze mocniejszy. John McCain zawdzięcza żonie nie mniej. To dzięki koneksjom i pieniądzom Cindy Lou Hensley z Phoenix drzwi do politycznej kariery stanęły przed nim otworem. Jamesowi W. Hensley'owi, pilotowi bombowca B-17 zestrzelonego w trakcie wojny nad kanałem La Manche, zięć przypadł do gustu. Dlatego piwny baron najpierw stworzył dla męża jedynej córki stanowisko w dziale public relations Hensley\*Company, a następnie wsparł finansowo jego pierwszą kampanię polityczną. W roku 1982 McCain zdobył fotel w Izbie Reprezentantów, a pięć lat później został senatorem. Dzięki udziałom żony i jej rodziny w największych browarach na świecie jest jednym z najbardziej majętnych polityków w Kongresie.
W ostatnich dniach sierpnia zamożność obu kandydatów stała się przedmiotem publicznej polemiki. Barack Obama kreuje się na reprezentanta biedniejszego elektoratu, starając się nie eksponować faktu, iż jego ubiegłoroczne dochody, m.in. ze sprzedaży dwóch bestsellerowych książek, wyniosły 4 miliony dolarów, dzięki czemu mógł kupić luksusową rezydencję w Chicago. Jego sztab chętnie wytyka bogactwo rywalowi i tylko czyha na takie okazje, jak ta, gdy John McCain na pytanie dziennikarza Politico. com, ile posiada domów, odparł po dłuższym zastanowieniu: "Mój personel skontaktuje się z panem w tej sprawie". Redakcja błyskawicznie otrzymała od ludzi Obamy listę siedmiu rozsianych po całym kraju willi i apartamentów McCaina. W dołączonym filmie wideo, który przedstawiał owe nieruchomości, pokazano na końcu Biały Dom z komentarzem - "A oto dom, do którego nie możemy pozwolić mu się wprowadzić".
Pomalowany na żółto Gabinet Owalny, 132 pokoje i 32 łazienki na sześciu kondygnacjach przy Pennsylvania Avenue w Waszyngtonie mogą mieć tylko jednego gospodarza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski