Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwie twarze Konwickiego [WIDEO]

Marcin Wilk, Urszula Wolak
Tadeusz Konwicki debiutował na łamach "Dziennika Polskiego" reportażem z Wybrzeża
Tadeusz Konwicki debiutował na łamach "Dziennika Polskiego" reportażem z Wybrzeża Andrzej Pisarski/FOTONOVA
Literacka... A jeszcze tak niedawno można było przynajmniej próbować podejść do tego legendarnego stolika u Bliklego w stolicy. W dzień powszedni około 11 widać było sylwetkę drobną, acz doskonale znaną. Pana Tadeusza.

Można było więc podejść wtedy, podsunąć mu - raczej nieśmiało i z drżącymi rękoma w uznaniu dla Mistrza - chociażby "Małą Apokalipsę", opowieść legendarną, wydaną poza cenzurą, którą co młodsi - na przykład podpisany pod tym tekstem - już w szkole czytali, a co starsi - trzymali gdzieś blisko serca albo w innym ważnym miejscu. Mówiła "Mała Apokalipsa" przecież ważne rzeczy o ważnych sprawach w epoce PRL-u.

Źródło: x-news/TVN24

Można było mu podsunąć też "Sennik współczesny", inną ważną książkę. Albo "Wniebowstąpienie". O, albo "Kompleks polski". Dużo było tych świetnych książek, które z nieśmiałością czytelnika wobec wdzięcznego Autora można było próbować podsuwać do podpisu.

Można wreszcie było spróbować podejść do Pana Tadeusza ze starym "Dziennikiem Polskim". A konkretnie: z dodatkiem literackim "Od A do Z", numer 8 z roku 1946. To tu debiutował jako autor tekstu i ilustracji Konwicki artykułem "Szkice z Wybrzeża".

Poza wielkimi sprawami zresztą sięgał też po sprawy na pozór błahe, choć literacko kuszące. W znakomitym wywiadzie-rzece, pełnym swady i dowcipu, "W pośpiechu" Przemysław Kaniecki pyta Konwickiego na przykład o "Kalendarz i klepsydrę" i obecne w nim... sady. Ot, po prostu. Sady. Pisarz odpowiada: "Na Górnej Kolonii pilnowałem sadu z koleżką, ale nie pamiętam z którym. Może przesadzam, ale było to coś w rodzaju przygody, takiej przygody, nawet bym powiedział, literackiej czy artystycznej".

Taki właśnie Tadeusz Konwicki był, że często życie przekuwał na literaturę, a literaturą odsłaniał życie. Oczywiście krytycy literaccy wyliczali skrupulatnie wszystkie literackie fortele autora "Kroniki wypadków miłosnych": oni-ryczność, groteskę, ironię, przewrotność. I z pewnością ten ważny pisarz zasługuje na ważne te kategorie.

Z drugiej strony na zdjęciach, które pozostawił i na które dzisiaj patrzymy z ogromnym smutkiem, jest bardzo taki nasz: trochę przygarbiony zwykłym życiem. Gdzieś obok, albo u niego na rękach jest też kot. Kot to przecież, jak powszechnie wszyscy wiemy, bardzo ważny element pisarskiego życia.
***
Po 7 stycznia 2015 roku, dzień powszedni, okolice godziny 11. Stolik u Bliklego w Warszawie. Nie ma już drobnej acz doskonale znanej postaci.
Brakuje Pana, Panie Tadeuszu.

...I filmowa
Kiedy wraz z Jerzym Kawalerowiczem pisał scenariusz do "Matki Joanny od Aniołów", nie spodziewał się, że dzieło wywoła oburzenie Watykanu. Protesty, inspirowane przez Kościół, doprowadziły w czasie trwania Międzynarodowego Festiwalu w Cannes, do zmiany daty projekcji filmu. Istniała bowiem obawa, że organizatorzy MFF będą zmuszeni wycofać dzieło z konkursu głównego. Tak się jednak nie stało.

I choć "Matka Joanna od Aniołów" nie zdobyła Złotej Palmy, opuściła Cannes z prestiżową nagrodą specjalną jury dla Jerzego Kawalerowicza.

Reżyser wraz z Tadeuszem Konwickim stworzyli dzieło kontrowersyjne, przedstawiające losy tytułowej przeoryszy opętanej przez szatana, którą z objęcia zła stara się wyswobodzić ksiądz Suryn, przybywający do klasztoru na ratunek. Między bohaterami narasta spodziewane napięcie nie tyle jednak natury duchowej i religijnej, co fizycznej i erotycznej.

Czwarty film w dorobku Tadeusza Konwickiego, do którego napisał scenariusz, utrwalił jego obraz jako twórcy zainteresowanego bohaterem introwertycznym, balansującego na granicy dobra i zła, między sacrum a profanum, poszukującym świętości i jednocześnie podejmującym wysiłek życia w codzienności, w której wzrasta podatność na rozmaite pokusy.

Taki był też bohater legendarnego "Salta" z 1965 roku, do którego Konwicki napisał scenariusz i które wyreżyserował. Tajemniczego mężczyznę, który opowiada różne wersje swego życiorysu napotkanym po drodze osobom, zagrał w nim etatowy buntownik, indywidualista - Zbigniew Cybulski.

Film został uznany przez amerykańskiego reżysera Martina Scorsese za jedno z arcydzieł polskiej kinematografii i w 2014 roku został wytypowany przez niego do prezentacji w Stanach Zjednoczonych oraz Kanadzie w ramach pokazu polskich filmów. Konwickiemu zawdzięczamy też scenariusze do takich filmów, jak: "Faraon", "Jowita", "Austeria", "Dolina Issy" i "Dziady".

Sięgał nie tylko po utwory mistrzów pióra, ale też i własne. Tak było w przypadku "Kroniki wypadków miłosnych", w której zagrał Nieznajomego i autobiograficznej powieści "Jak daleko stąd jak blisko". Ten ostatni, wyreżyse- rowany przez niego także film, międzynarodowa krytyka nazwała "popisem kreacyjnych możliwości kina, bez precedensu w kinie światowym".
Ale na premierze, jak przyznał w jednym z wywiadów, nie był.

Zresztą nigdy też nie widział na ekranie swojego filmu. Na zarzuty, że widywano go nieraz na czerwonym dywanie, odpowiadał, że owszem - przychodził, grzecznie się kłaniał i jak tylko gasło światło, uciekał. "To wynika z pewnych moich cech charakteru, z wychowania wileńskiego, w którym asceza, powściągliwość i rodzaj honoru były obowiązujące" - mówił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski