Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwunastu zwykłych ludzi?

Redakcja
Chcą podtrzymać serię 60 zwycięstw bez porażki Gdy po raz pierwszy profesjonaliści z NBA zagościli na Igrzyskach Olimpiskich w 1992 roku w Barcelonie, traktowani byli przez organizatorów z honorami godnymi głowy państwa, a dla zdumionych kibiców byli jeszcze jedną ciekawostką turystyczną.

Olimpijska reprezentacja USA w koszykówce

Olimpijska reprezentacja USA w koszykówce

Chcą podtrzymać serię 60 zwycięstw bez porażki

 Gdy po raz pierwszy profesjonaliści z NBA zagościli na Igrzyskach Olimpiskich w 1992 roku w Barcelonie, traktowani byli przez organizatorów z honorami godnymi głowy państwa, a dla zdumionych kibiców byli jeszcze jedną ciekawostką turystyczną.
 W pierwszej "Drużynie Marzeń" z niekrytą satysfakcją zagrali wszyscy najlepsi: Jordan, Pippen, Magic, Bird, Barkley, Malone. Po ulicach stolicy Katalonii poruszali się w asyście gęstego kordonu policyjnego, a niezliczone rzesze ochroniarzy gwarantowały im izolację od natrętnych dziennikarzy. Pierwszy Dream Team potwierdził swą niekwestionowaną dominację i odprawiał swych rywali średnio różnicą 44 punktów, pewnie sięgając po olimpijskie złoto.
 Cztery lata później na własnych śmieciach w amerykańskiej Atlancie kolejny Dream Team z O’Nealem, Malonem, Paytonem, Barkleyem nie wzbudzał już tak wielkiej sensacji. Gracze z NBA występowali bowiem przed publicznością, która na co dzień ma okazję śledzić zmagania amerykańskich profesjonalistów. Na parkiecie jednak reprezentacja USA prezentowała to, czego od niej wymagano, gromiąc rywali średnio różnicą 32 punktów i pokonując w finale silną przecież ekipę Jugosławii 95-69.
 W obecnej drużynie pod batutą Rudy’ego Tomjanovicha zagra 12 zawodników, ale bynajmniej nie wszystkie największe gwiazdy, stąd też nieco na siłę przyklejoną wydaje się etykietka "Drużyny Marzeń". Granta Hilla, który przeprowadza się z Detroit na Florydę wyeliminowała kontuzja, podobne kłopoty zdrowotne nie pozwolą wystąpić w Sydney Timowi Duncanowi. Dwaj mistrzowie NBA z LA Lakers powiedzieli stanowcze "nie", nie siląc się na jakieś wyszukane tłumaczenie. O’Neal wykpił się "sprawami rodzinnymi", a Kobe Bryant "przygotowaniami do ślubu" z blond pięknością Vanessą Lane. Nie zagra też Tom Gugliotta, który po przygodach z "herbatkami wzmacniającymi" i po skomplikowanym złamaniu nogi dochodzi dopiero do zdrowia. Gdy dodamy do tego, że włodarze ligi w ogóle nie brali pod uwagę nieokrzesanych i nieobliczalnych na parkiecie i poza boiskiem Iversona, Webbera, Marbury’ego, to deficyt pierwszoplanowych postaci w ekipie broniącej tytułu mistrza olimpijskiego wydaje się dość znaczny.
 Trzon zespołu tworzy więc młoda fala amerykańskiej koszykówki: rewelacja ostatnich dwóch sezonów, superskoczny skrzydłowy 23-latek Vince Carter i rok starszy, nie mniej widowiskowy i skuteczny Kevin Garnett. Dwóch gwiazdorów młodego pokolenia wspierać będzie błyskotliwy rozgrywający Jason Kidd i playmaker z żyłką strzelecką Gary Payton. W ekipie znalazł się tylko jeden i wcale nie najwyższy center Alonzo Mourning, a i on około 25 września wraca do domu, by być przy narodzinach swej córki. - Naszym atutem jest szybkość, sprawność i koordynacja. Jeśli wziąć pod uwagę skoczność, a nie centymetry, to okaże się, że to my gramy dużo wyżej nad obręczą niż rywale - uspokaja Rudy Tomjanovich. Tymczasem przynajmniej dwie nominacje olimpijskie wzbudzają spore kontrowersje. Vin Baker, coraz okrąglejszy skrzydłowy Seattle SuperSonics z górą od dwóch lat ma poważne kłopoty z motywacją do treningu, a w ubiegłym sezonie trafiał z linii rzutów wolnych niewiele częściej niż O’Neal. Również stracony sezon miał borykający się z kontuzjami 34-letni weteran Tim Hardway.
 Czy w Sydney reprezentacja USA złożona z profesjonalistów podtrzyma serię 60 zwycięstw bez porażki, czy może będziemy świadkami sensacji jak w latach 1972 i 1988, gdy amerykańscy gracze z uniwersytetów przegrywali w turniejach olimpijskich. Pocieszeniem Tomjanovicha niech będzie wiadomość, że i inne reprezentacje, które potencjalnie mogłyby się pokusić o detronizację Amerykanów też mają kłopoty kadrowe. W drużynie Jugosławii nie zagrają Vlade Divać i Aleksander Djordjević, wśród Litwinów zabraknie Sabonisa i Ilgauskasa.
 USA Sydney 2000:
 Steve Smith, 31 lat, 203 cm, Portland Trail Blazers, Jason Kidd, 27, 193, Phoenix Suns, Allan Houston, 29, 198, NY Knicks, Alonzo Mourning, 30, 208, Miami Heat, Tim Hardaway 34, 185, Miami Heat, Vince Carter, 23, 203, Toronto Raptors, Vin Baker 29, 211, Seattle SuperSonics, Ray Allen, 25, 195, Milwaukee Bucks, Antonio McDyess, 26, 208, Denver Nuggets, Gary Payton, 32, 193, Seattle SuperSonics, Sharif Abur-Rahim, 24, 206, Vancouver Grizzlies, Kevin Garnett, 24, 215, Minnesota Timberwolves.

(DEN)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski