Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dyktatura potrójnego A

Redakcja
Niewielu z nas ich zna, potrafi wskazać z imienia i nazwiska. Nieznane są szkoły, do których chodzili i kościoły, w których się modlą. Nie przeczytamy w brukowcach, jak wabią się ich psy. Nie obejrzymy na pierwszych stronach gazet zdjęć z ich wakacji w Toskanii. Nawet nie spróbujemy zrozumieć tajemnego kodu, którym - jak kciukiem skierowanym w górę lub w dół - decydują o życiu i śmierci. Ale to właśnie oni dyktują warunki tej gry.

Na nic zda się zaklinanie rzeczywistości - choć "wielka trójka" ma wiele za uszami, jednak to nie agencje ratingowe spowodowały kryzys zadłużeniowy w Europie

- Faceci, którym nie udało się załapać na Wall Street, idą do Moody's - to szydercze zdanie miał wypowiedzieć niebywale wkurzony były trader wielkiego banku inwestycyjnego Goldman Sachs. Zacytował je Michael Lewis w głośnej już książce Big Short (opisuje kulisy pierwszego, kryzysowego "tąpnięcia" z 2008 roku).

- Ludzie zarabiający rocznie kwoty siedmiocyfrowe, wyłudzali od durniów zarabiających kwoty pięciocyfrowe najwyższy możliwy rating dla najgorszych kredytów - jeszcze dosadniej miał wyrazić się specjalista od obligacji z Morgan Stanley (innego wielkiego banku inwestycyjnego).

Trudno oprzeć się wrażeniu, że "faceci i babki" z Moody's, Fitcha oraz Standard & Poors, niekiedy bywają przerażeni mocą, którą posiedli. S&P niedawno obniżył rating Francji. Dwie godziny później S&P poinformował, że się pomylił. Tymczasem oprocentowanie obligacji francuskiego rządu podskoczyło do poziomu nie notowanego od wprowadzenia euro. Agencja przeprosiła i z urokiem pięcioletniego dziecka wydała komunikat o "pomyłce technicznej"...

W stylu westernowym

Historia powstania i rozwoju agencji ratingowych jest typowo amerykańska. Pierwsze powstały ponad 100 lat temu w USA, dla oceny pojawiających się nowych instrumentów - obligacji emitowanych m.in. dla finansowania rozwoju kolei. Przez dziesięciolecia agencje nikomu nie wadziły. Z czasem instytucje finansowe zaczęły wpisywać do regulaminów obowiązek kierowania się ich ocenami w podejmowaniu inwestycyjnych decyzji. Przez lata rynek wydawania ocen wiarygodności kredytowej okrzepł. Trzy wielkie agencje kontrolują dziś 95 procent tego rynku (S&P i Moody's mają po 40 proc. tego "tortu", a Fitch 15 proc.).

Agencje ratingowe były odpowiedzią na potrzeby inwestorów, którzy w gąszczu informacji i raportów starali się dociec sedna. Giełdowy kapitalizm to konieczność podejmowania błyskawicznych decyzji w szumie informacyjnym o rozmiarach oceanu. Przez lata agencje wypracowały więc prosty (krytycy powiedzieliby - "prostacki") system trzyliterowych oznaczeń okraszonych dodatkowo plusami i minusami. Czy nam się to podoba, czy nie, bez protestów staliśmy się poddanymi w dyktaturze potrójnego A. Ponieważ kryzys wlał się do naszych domów strumieniem informacji z ekranów telewizorów i szpalt gazet, teraz już nawet dzieci w szkole wiedzą, że trzyliterowy rating AAA jest najwyższy.

Agencje ratingowe, choć "po europejsku" kojarzą nam się z niezależnymi instytucjami wydającymi kryształowo obiektywne opinie, tak naprawdę są (całkiem "po amerykańsku") prywatnymi firmami, którym emitenci płacą krocie za ocenę wiarygodności papierów wartościowych, aby te w ogóle wzbudziły zainteresowanie inwestorów. Aby to zrozumieć, wystarczy przykład jednego z większych polskich miast, które musiało niedawno jednej z agencji zapłacić kilkaset tysięcy złotych za opinie o przygotowywanej emisji miejskich obligacji (dokładniej - za ocenę wiarygodności kredytowej miasta). Bez tej opinii miasto mogłoby rozpisane z mozołem plany zdobycia kapitału na inwestycje zamknąć w pancernej szafie na długie lata. Bez ratingu poważni inwestorzy nie kupią obligacji...

Wszyscy oni po jednych pieniądzach...

Czy kilka prywatnych firm, których podstawowym celem jest osiągnięcie zysku dla właścicieli, powinno mieć prawo do skazywania całych narodów na lata stagnacji i biedy? Kto dał taką władzę "facetom" z agencji ratingowych? Kto ich wybrał; kto im zaufał; kto ich kontroluje? Takie pytania - choć podejrzanie "dramatyczne" - zadają sobie politycy i analitycy. Niedawno nawet przedstawiciele Komisji Europejskiej w oficjalnej wypowiedzi potępili fakt, że "o losie Europy decydują trzy amerykańskie firmy"...

Warto tej "trosce" polityków o los Europy atakowanej przez "amerykańskie firmy" (nie są tak do końca amerykańskie) przyjrzeć się bliżej. Warto sprawdzić, dlaczego ratingi decydują nie tylko o powodzeniu tej czy innej emisji papierów wartościowych mniejszej lub większej spółki, ale także o rentowności obligacji państwowych. Otóż do dzisiejszej pozycji agencji ratingowych przyczyniły się same rządy, a dokładniej państwowi regulatorzy rynków. W USA - z mocy obowiązującego prawa - ułatwienia w emisji obligacji mają instytucje, które mogą się pochwalić dobrym ratingiem sprawdzonej i wiarygodnej agencji. Jednocześnie w USA status takich "wiarygodnych agencji" nadano właśnie agencjom S&P, Moody's oraz Fitch. Dodatkowo, na całym świecie rządowe instytucje nadzorujące rynki finansowe nakazywały bankom szacowanie ryzyka inwestycji na podstawie ocen agencji ratingowych. Im większe ryzyko, tym większe - obciążające bilans - rezerwy. Krótko mówiąc, to rządy (politycy) dały agencjom ratingowym władzę do rąk. "Wszyscy oni po jednych pieniądzach" - tak rzekomy spór polityków z finansistami komentują giełdowi gracze na internetowych forach...

Czas na zmiany?

Komisja Europejska jest po to, aby regulować. KE próbuje więc regulować działalność agencji ratingowych. Pomysłów jest kilka - m.in. taki, aby karać agencje za nietrafione prognozy. Coraz więcej mówi się także o powołaniu konkurencyjnej dla "wielkiej trójki" europejskiej agencji ratingowej. Wiara w to, że byłaby to instytucja niezależna, graniczy z naiwnością. Europejscy politycy - dla opacznie rozumianego "dobra" politycznego przedsięwzięcia, jakim jest wspólna waluta - przez lata ignorowali fakt okłamywania Eurolandu przez Greków w sprawie deficytu (choć nie było tajemnicą, że Ateny dokonywały manipulacji wskaźnikami). Poza tym pozostają pytania: kto miałby taką agencję powołać? kto miałby w takiej agencji pracować?; kto i komu płaciłby za ratingi? Jeśli zaś owe oceny byłyby wydawane "urzędowo", to z pewnością inwestorzy traktowaliby je tak, jak na to zasługują, a więc z - delikatnie mówiąc - ograniczonym zaufaniem. Trudno "urzędowo" nakazać komukolwiek inwestować w obligacje czy waluty, no chyba, że byłby to - już na szczęście zapomniany - tzw. rubel transferowy.

Argumentem przeciw agencjom są częste błędy w ocenach. Zaczęło się od upadku Enronu, którego rating jeszcze na kilka dni przed bankructwem oceniany był przez agencje na inwestycyjnym poziomie A. Później agencje wystawiały wysokie oceny niezrozumiałym dla przeciętnego zjadacza chleba instrumentom pochodnych opartych na amerykańskich hipotekach. Niemal z dnia na dzień okazało się, że niewiele są warte i wybuchł kryzys subprime. O najwyższych ocenach wystawianych bankowi Lehman Brothers tuż przed jego upadkiem, już nawet nie wspominajmy. Na początku grudnia 2009 r. "wielka trójka" agencji ratingowych wystawiała greckim obligacjom rating sugerujący pełną wiarygodność. W tym samym czasie wszyscy wiedzieli, że grecki dług sięga 130 proc. PKB; że Grecy mają wrodzoną awersję do płacenia podatków, a ich związki zawodowe nie oddadzą bez walki pracowniczych przywilejów. No właśnie - wszyscy wiedzieli...
Na nic zda się zaklinanie rzeczywistości - choć "wielka trójka" (S&P, Moody's, Fitch) ma wiele za uszami, jednak to nie agencje ratingowe spowodowały kryzys zadłużeniowy w Europie. Kryzys spowodowali politycy manipulujący budżetami i pozwalający na narastanie długu publicznego. Powodem nie była niewiedza polityków, lecz chęć utrzymania się przy władzy. Obecne pretensje polityków do agencji ratingowych przypominają żale kierowcy, który poparzył się kawą podczas prowadzenia auta, do ulicznego sprzedawcy, który mu tę gorącą kawę sprzedał.

Warto - za wieloma ekonomistami - powtarzać, że za obecny kryzys zadłużeniowy w strefie euro odpowiadają nie agencje ratingowe, lecz rządy, które prowadziły nieodpowiedzialną politykę fiskalną przez całą dekadę. Najlepszym zaś komentarzem do niedawnego ataku Moody's na polskie banki (agencja zmieniła perspektywę ratingu dla działających w naszym kraju banków ze stabilnej na negatywną) jest spokój ciułaczy, którzy - wszystko na to wskazuje - nie pobiegli wypłacać oszczędności.

JACEK ŚWIDER

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski