Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dylemat po meczu z Legią

Tomasz Bochenek
Paweł Kapusta to prezes Świtu
Paweł Kapusta to prezes Świtu fot. Andrzej Banaś
Dawne sławy krakowskich boisk: Paweł Kapusta. – Mecz z Legią? Nie, nie czułem wielkich emocji. To był taki czas, kiedy wszystko przychodziło mi bardzo łatwo. Zresztą gry w piłkę nigdy nie traktowałem jako potencjalnego zawodu, sposobu na zarabianie pieniędzy, robienie kariery. Grałem, bo to lubiłem – wspomina Paweł Kapusta.

Rocznik 1975. Chłopak z Nowej Huty, wychowanek Hutnika. Mistrz Polski juniorów z 1993 r. – Z tego zespołu ja i Robert Ziółkowski przeszliśmy do pierwszej drużyny. Byłem wtedy w wysokiej formie, naprawdę dobrze zaprezentowałem się w sparingach. No i na mnie postawiono. Nie traktowałem jednak tego jako czegoś niesamowitego. Wtedy w Hutniku wszystko działo się jakoś tak naturalnie. Nie było „spiny”, rodzice nie nakręcali chłopaków, nie było tak, żeby ktoś czyjąś karierą kierował. Od trampkarza do juniora starszego nie przegraliśmy chyba żadnego meczu i każdy z nas był przekonany, że ze wszystkim damy sobie radę.

Debiut w ekstraklasie Kapusta zaliczył w 2. kolejce sezonu 1993/94. Wszedł w końcówce, Hutnik zremisował z Legią 0:0. – Co zapamiętałem? Przede wszystkim rywalizację między Leszkiem Piszem a Andrzejem Sermakiem. Nie tylko moim zdaniem, Sermak był wtedy najlepszym środkowym pomocnikiem w Polsce. W drużynie był natomiast jednym z tych, którzy mieli bardzo fajne nastawienie do młodych. W dorosłą piłkę umiejętnie wprowadzali nas też Siergiej Szypowski, Leszek Kraczkiewicz, Leszek Walankiewicz, Jurek Kowalik, Mirek Waligóra.

Kapusta w ekstraklasie później już jednak nie zagrał. Dlaczego? – Trener Piotr Kocąb powiedział, że żeby być dobrym zawodnikiem – i z perspektywy czasu przyznaję mu rację – trzeba zrezygnować ze szkoły, z dwoma treningami dziennie nie da się jej pogodzić. Ja byłem wtedy przed maturalną klasą w Technikum Elektrycznym, uczyłem się dobrze, miałem świadectwo z paskiem. I to był dla mnie straszny dylemat: iść do szkoły wieczorowej, w ogóle odpuścić?

Postawił na szkołę. Wypadł z pierwszej drużyny, po treningach z juniorami został wypożyczony do Karpat Siepraw. I tam, w trzeciej lidze (teraz byłaby to druga) spędził ponad trzy lata. – Na początku była to dla mnie zupełnie inna sportowa rzeczywistość. W Hutniku był techniczny futbol, w Karpatach – kopnięcie z linii obrony do przodu i tam trzeba było walczyć. To nie była gra w piłkę, ale walka wręcz _– uśmiecha się nasz bohater. – _Potem Adam Krawczyk zbudował drużynę w oparciu o byłych gwiazdorów krakowskich klubów i wtedy fajnie to już wyglądało. Grałem w środku pomocy, z boku bądź jako napastnik. W __jednej rundzie byłem królem strzelców.

Kolejne i trzy pół roku spędził w Kablu. I tak jak niemal wszyscy, którzy w tym klubie grali, wspomina go świetnie. – Tam na pierwszym miejscu były relacje międzyludzkie, a na drugim sport.Atmosfera była świetna, a z czego się brała? Czy ja wiem... Wiadomo, że środowisko piłkarskie jest trochę imprezowe. A tam dobry klimat był... Funkcjonował hotel, na miejscu pracowaliśmy – ja przez chwilę na siłowni. Dużo czasu spędzaliśmy razem. A __człowiekiem, który tę atmosferę spinał, był Paweł Tarnowski.

Po jesieni 2000 r. działalność zakończył zarówno zespół, jak i cały klub. Kapusta był w Kablu do ostatnich dni. Potem grał jeszcze w Rabie Dobczyce, w Sieprawiu, Pozowiance i Płaszowiance.

Skończył Akademię Ekonomiczną. W zawodowym życiu był m.in. dyrektorem działu handlowego. Obecnie pracuje w Alpha Software, jako specjalista ds. systemów ERP (programy wspomagające zarządzanie firmą). –_ Generalnie, jestem cały czas handlowcem _– mówi.

Od połowy 2013 roku jest też prezesem Świtu Krzeszowice. I z tą akurat funkcją chciałby się jak najszybciej rozstać.

– Tak naprawdę, w piłce chciałem funkcjonować jako trener młodzieży, to zajęcie mnie cieszy. W Zielonkach trenowałem młodych, potem zrobiłem tam szkółkę. I pojawiła się szansa, by zrobić to w Krzeszowicach, na większą skalę. Dostałem z wiarygodnego źródła informację, że tam tak naprawdę nie będzie pierwszej drużyny. Pojechałem na walne zebranie, zostałem wybrany prezesem... Okazało się, że wpakowałem się na minę. 70 tysięcy długu, etaty na czas nieokreślony, trzeba było restrukturyzować klub. Doświadczenie ekstremalne.

Liczy, że jego misja zakończy się na najbliższym walnym, 13 marca. – I odpuszczę sobie piłkę nożną na parę lat – zapowiada.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski