Fot. Grzegorz Tabasz
Grzegorz Tabasz: LEŚNY DZIENNIK
Jako główny element anglosaskiego Święta Duchów, czyli Halloween. Przynajmniej tak można wnioskować po ilości rzeźbionych w zębate paszcze dyń z zapaloną świeczką w środku, jakie będą lada chwila zdobić ogrody. Na targu wielkie kule pomarańczowej barwy sprzedają się nie do jedzenia, lecz głównie na dziwaczne maszkarony. Nowy obyczaj skutecznie wypiera tradycyjną pamięć o zmarłych obchodzoną 1 listopada, i pasuje do naszej kultury jak pięść do nosa. Co ma wspólnego hołd dla demonów podziemnego świata z naszymi Świętymi? Kilkanaście lat temu dynie uprawiano u nas dla zupełnie innych celów. Warzywa o wadze sięgającej często kilkudziesięciu kilogramów są pełne dużych pestek. Smaczne i zdrowe powinny być łuskane przez panów z piątym krzyżykiem na karku, gdyż dobrze pomagają w kłopotach z prostatą. Nasze babcie raczyły nimi wnuki, bo zawartość pestek skutecznie likwidowała wszelkie robaki w przewodzie pokarmowym. I to bez skutków ubocznych! Z wielkiego warzywa nic się nie marnowało: gruba i soczyście pomarańczowa skórka szła na smakowitą zupę takiej samej barwy. Miałem przyjemność skosztować i następnej wiosny obowiązkowo posadzę w ogrodzie dynie. Bardzo dużo dyni. Bowiem smażona jak powidło skorupa zamienia się w rewelacyjny dżem i jeszcze smaczniejsze nadzienie cukiernicze. Placki i bułeczki z dynią to poezja smaku! I jak tu można marnować pyszne warzywo dla jakichś tam duchów rodem z Irlandii czy Stanów Zjednoczonych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?