Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dyrygenci diabła

Joanna Lubecka
Rok 1941. Herbert von Karajan dyryguje
Rok 1941. Herbert von Karajan dyryguje Fot. Archiwum
Sztuka III Rzeszy. Dwaj wielcy dyrygenci związali się z reżimem Hitlera * Wilhelm Furtwangler i Herbert von Karajan zapłacili za to nierówną cenę * Pierwszy został potępiony, drugi zrobił światową karierę

Czy miłość do sztuki, muzyki może usprawiedliwiać współpracę z nieludzkimi systemami? Współtworzenie kultury w reżimie totalitarnym jest przecież jego legitymizacją. Czy światowej sławy niemieccy dyrygenci w III Rzeszy nie zdawali sobie z tego sprawy, czy może świadomie korzystali z profitów, jakie dawała im narodowo-socjalistyczna władza?

Filharmonicy Berlińscy
Filharmonicy Berlińscy to elitarna niemiecka orkiestra, której prowadzenie było i jest marzeniem światowej sławy dyrygentów. Orkiestra została założona w 1882 r. w wyniku secesji części muzyków z państwowej orkiestry berlińskiej i szybko zaczęła odnosić sukcesy jako Berlińska Orkiestra Filharmoniczna.

W okresie międzywojennym, tuż przed 1933 r. orkiestra mimo sławy, stała na skraju bankructwa. Szansę na „zagospodarowanie” słynnych filharmoników wykorzystał minister propagandy Joseph Goebbels, który sam uchodził za wielkiego melomana. Orkiestra została przejęta przez narodowo-socjalistyczne państwo i w ten sposób uratowana przed bankructwem.

Muzycy czuli się wdzięczni i zobowiązani. W ramach rewanżu wystąpili dwukrotnie na zjazdach partyjnych NSDAP w Norymberdze, a nawet zagrali z okazji urodzin Hitlera. Około 20 proc. berlińskich filharmoników należało do NSDAP. Wiedli oni uprzywilejowane życie, nie musieli służyć w armii, całą wojnę mogli bez przeszkód uprawiać swój zawód, a dodatkowo byli hołubieni przez dygnitarzy Rzeszy Niemieckiej. Po wojnie 80 proc. muzyków z okresu hitlerowskiego kontynuowało swoją pracę w filharmoniach.

Sztuka wyboru
Byli również wśród nich światowej sławy dyrygenci Wilhelm Furtwängler oraz rozpoczynający karierę Herbert von Karajan. Historie tych dwóch wybitnych muzyków-dyrygentów są w pewnym stopniu podobne. Ich życiorysy naznaczone są przez nazizm. Jednak w przypadku Furtwäng-lera, który został napiętnowany zaraz po zakończeniu II wojny, cena, którą zapłacił za swoją dyspozycyjność wobec Hitlera, była wyższa niż w przypadku von Karajana, który potrafił zadbać o to, by szczegóły jego życiorysu z okresu 1933-1945 nie ujrzały światła dziennego.

Wilhelm Furtwängler był głównym dyrygentem Filharmoników Berlińskich od 1922 r. Znawcy muzyki pisali, że jego interpretacje Beethovena, Brucknera, czy Brahmsa były legendarne, należał do ścisłej elity dyrygentów światowych. Jego karierą zachwiały wydarzenia z roku 1934.

W marcu Furtwängler wystawił operę „Mateusz Malarz” Paula Hin-demitha, który od kilku lat był atakowany za antynarodowy charakter swojej twórczości oraz za kontakty z muzykami żydowskimi. Gdy w listopadzie naziści ogłosili bojkot koncertów z jego muzyką, Furtwängler stanął w obronie kompozytora i zamieścił w tej sprawie artykuł w „Deutsche Allge-meine Zeitung”. Za ten akt odwagi zapłacił wysoką cenę – został skrytykowany przez samego Goebbelsa i pozbawiony wszystkich piastowanych stanowisk.

Był to ostatni z jego strony akt sprzeciwu wobec reżimu. Już 5 miesięcy później ponownie stanął przed filharmonikami jako dyrygent. Wcześniej pogodził się z Goebbelsem i złożył deklarację lojalności wobec Hitlera, choć nigdy nie wstąpił do NSDAP. Jego działalność w trakcie II wojny światowej do dziś budzi wielkie kontrowersje, a sam Furtwängler przedstawiany jest jako symbol konformizmu świata kultury wobec polityki.

W czasie wojny występował na gościnnych koncertach na terenach okupowanych (m.in. w Paryżu), co po wojnie wykorzystywano jako jeden z argumentów przeciwko dyrygentowi. Na jego korzyść przemawiał stosunek do żydowskich (lub mających żydowskie żony) filharmoników, których starał się chronić, a nawet umożliwiał im wyjazd z Niemiec. Starał się również nie angażować w działalność propagandową. 12 kwietnia 1933 roku napisał otwarty list do Goebbelsa, w którym bronił żydowskich artystów, argumentując, iż w muzyce najważniejsza jest jakość.
Nie należał do artystów pokornych, choć motywem jego sporów z władzą nie był sprzeciw wobec reżimu nazistowskiego. Furtwängler stawiał władzy warunki, stawał się niewygodny. Do szachowania go wykorzystano młodego, gotowego dla kariery zrobić wszystko Herberta von Karajana. Po zakończeniu wojny alianci wydali Furtwänglerowi zakaz publicznych występów. Sąd denazyfikacyjny oczyścił go z zarzutów, ale Amerykanie utrzymali zakaz publicznych występów. Po wojnie mieszkał w Szwajcarii, dużo nagrywał, ale koncertował coraz mniej. Dwa lata przed śmiercią ponownie objął stanowisko dyrygenta Berlińskich Filharmoników. Zmarł w 1954 r.

Szedłbym po trupach
Herbert von Karajan wstąpił do NSDAP dwukrotnie. Po raz pierwszy w Salzburgu w 1933 roku, w wieku 25 lat. Uczynił to nie z przekonania do ideologii, lecz z oportunizmu – tak uważa większość badaczy. Jeden z jego biografów, Robert C. Bachmann uważa, że termin 8 kwietnia 1933 r., a więc data wpisania się Karajana do NSDAP, nie jest przypadkowy.

Dzień wcześniej 7 kwietnia Reichstag przyjął uchwałę o „restytucji zawodu urzędnika”, z której jasno wynikało, iż instytucje państwowe po pierwsze będą „oczyszczane” z urzędników pochodzenia żydowskiego, a po drugie w dostępie do wysokich stanowisk faworyzowani będą członkowie NSDAP. Bachmann utrzymuje, że Karajan musiał o tym wiedzieć i stąd jego decyzja. Badacze zgadzają się również co do tego, że bez życzliwości elit III Rzeszy jego kariera nie byłaby tak błyskotliwa.

W wieku 27 lat został dyrektorem artystycznym opery i orkiestry w Akwizgranie. Wtedy też, a więc w 1935 r. po raz drugi wstąpił do NSDAP. Z jego powojennych zeznań przed komisją denazyfikacyjną wynika, że zapisał się ponownie, gdyż nie był pewny, czy nie został skreślony z listy członków za niezapłacone składki.

Karajan uważał siebie za człowieka wybitnie zdolnego, był też skrajnie ambitny. Tym też można tłumaczyć jego formalne zaangażowanie w struktury NSDAP i utrzymywanie dobrych kontaktów z prominentnymi politykami III Rzeszy. Jak sam powiedział jednemu z biografów, Franzowi End-lerowi, do partii zapisał się dla kariery: „Szedłbym po trupach”.

Czy mówił prawdę? Prawdopodobnie tak. Paradoksalnie świadczy o tym całe jego późniejsze życie. Ci, którzy go znali, określali go jako oportunistę. Jedyną wartością, której pozostał wierny, była miłość do muzyki i samego siebie. W latach 1933-1945 wykorzystywał wszystkie nadarzające się okazje do „pokazania się w świecie”, nie biorąc pod uwagę, że wiele tych „okazji” było efektem przykrych wydarzeń politycznych, a później również wojennych.

Nie chciał widzieć, że dla władz III Rzeszy jego występy i sukcesy w Rzymie czy w Paryżu były elementem propagandy. Jego koncert wraz z orkiestrą z Akwizgranu w Brukseli w kwietniu 1936 r. zaraz po zajęciu przez Niemców Nadrenii był interpretowany jako demonstracja niemieckiej kultury. Przed większością koncertów jego orkiestra wykonywała „Horst Wessel Lied”, a więc prymitywny marsz, który był pieśnią bojówek nazistowskich, a równocześnie nieformalnym drugim hymnem III Rzeszy.

Czy był antysemitą? Wydaje się, że nie była to dla niego kwestia istotna. Uważał się za „istotę wyższą” nie tylko od Żydów, ale przede wszystkim od masy przeciętnych ludzi. W trakcie studiów w Wiedniu wpisywał w swoim indeksie w rubryce narodowość: „Aryjczyk”. Podobno w jednym z listów do rodziców, tłumacząc swoją odmowę dyrygowania w wiedeńskiej operze ludowej napisał: „W tamtejszej operze siedzi cała Palestyna”.

Niejasna przeszłość Krajana nie przeszkodziła w jego ogromnej karierze, choć na plakatach promujących powojenne występy w USA dopisywano często „nazi”, a żydowscy muzycy światowej sławy zawsze odmawiali wspólnych z nim występów. Po śmierci Furtwänglera stanął na czele Filharmoników Berlińskich. Państwo Izrael zapraszało orkiestrę, ale bez Karajana.

Dwaj dyrygenci, z których jeden próbował zachować niezależność artystyczną, starał się nie angażować w propagandę III Rzeszy, mimo wszystko legitymizował ją i firmował nazwiskiem. Drugi zdecydowanie bardziej dyspozycyjny wobec władzy, gotowy zrezygnować z niezależności w zamian za wsparcie własnej kariery, przeszedł do historii jako najwybitniejszy dyrygent XX wieku. Jeden z dziennikarzy zatytułował artykuł o Furtwänglerze „Dyrygent diabła”, wydaje się jednak, że na to miano dużo bardziej zasłużył Herbert von Karajan.

***

Historyk, pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej w Krakowie i Wyższej Szkole Europejskiej im. ks. J. Tischnera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski