Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Działacze: dla pracowników bezradni, dla siebie zaradni [WIDEO]

Włodzimierz Knap
Piotr Duda, szef „Solidarności” zarabia 12 tys. zł brutto
Piotr Duda, szef „Solidarności” zarabia 12 tys. zł brutto FOT. TOMASZ BOŁT
Związki zawodowe. Szefowie pracowniczych organizacji i ich członkowie na związkowych etatach często twierdzą, że są bezsilni wobec rządu i traktowani jak marionetki. Trwają jednak na posadach. Bardzo dobrze płatnych posadach.

– Związki zawodowe są w Polsce bardzo potrzebne, bo miliony osób są wyzyskiwane, dostają marne pensje, nie mają pewności zatrudnienia – mówi prof. Ryszard Bugaj, ekonomista z PAN, były szef Unii Pracy.

Przyznaje jednak, że w działalności związków pełno jest patologii i nie radzą sobie one z wyzwaniami. Pokazują to badania CBOS z maja 2014 r. Wynika z nich, że tylko 14 proc. Polaków wierzy w skuteczność związków, a trzy czwarte ma odmienne zdanie.

Źródło: TVN24
Tymczasem liderzy związkowi po raz kolejny straszą strajkiem generalnym. Żeby zaspokoić działaczy, rząd musiałby spełnić ich warunki. Oznaczałoby to m.in. pozostawienie Kompanii Węglowej w dotychczasowym kształcie, czyli z koniecznością dopłacania do niej rocznie co najmniej setek milionów złotych.

Topniejące szeregi

Czy działacze związkowi dysponują taką siłą, by rząd się przed nimi ugiął? W Polsce do związków należy ok. dwóch milionów osób (12 proc. zatrudnionych). To tyle samo, ilu mamy bezrobotnych. Pod względem liczebności związki są więc bardzo słabe. Do „Solidarności” należy ok. 650 tys. członków, do OPZZ – 530 tys., Forum Związków Zawodowych – ok. 400 tys.

Równie wymowna jest statystyka OECD (organizacji zrzeszającej wysoko rozwinięte i demokratyczne państwa świata). Na 34 kraje OECD tylko w trzech odsetek związkowców w relacji do wszystkich zatrudnionych był w 2013 r. niższy niż Polsce, m.in. w USA (11 proc.) i Francji (8 proc.). W krajach skandynawskich do związków należy ok. 70 proc. pracujących.

Polska jest też krajem, w którym zdecydowanie najmocniej topnieje liczba członków związków. Jeszcze w 2000 r. zrzeszało się 24 proc. Polaków, w 2014 r. już tylko 12 proc. Faktem jest jednak, że u nas do założenia zakładowej organizacji potrzeba co najmniej 10 pracowników.

– Oznacza to, że ponad 3 mln osób w ogóle nie może ich powoływać – podkreśla prof. Juliusz Gardawski, kierownik Katedry Socjologii Ekonomicznej SGH. Przekonuje, że ocena polskich związków zawodowych nie może być uproszczona.

– Z jednej strony są słabe, zwłaszcza na tle związków z krajów zachodnich, ale z drugiej – nie jest z nimi aż tak źle, jak się często twierdzi. Na ich liczebność i rolę patrzeć należy przez nasze realia, w tym niską aktywność Polaków na niwie publicznej.

Dbanie o własną kieszeń

Prof. Marek Szczepański, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego, również przestrzega przed uogólnieniami. – Znam różne kategorie związkowców. Takich, którzy spełniają swe role znakomicie oraz myślących głównie o sobie – mówi.

– Niestety, znacząca grupa działaczy dba głównie o własną kieszeń. Wielu z nich miałoby ogromne problemy z odnalezieniem się na wolnym rynku pracy – dodaje.

Z badań CBOS wynika, że przynależność do związków deklaruje zaledwie 6 proc. pracujących. Albo zatem nie wiemy, że do nich należymy, albo nie chcemy się do tego przyznawać.

Polskim fenomenem jest, że choć liczba związkowców maleje, to przybywa organizacji związkowych. W 2011 r. było ich niespełna 19 tys., a dziś jest już blisko 20 tys. Ciekawe jest też, że – według CBOS – działalność związków popierają głównie ludzie określający siebie jako zwolennicy prawicy. Najliczniejsi są wśród wyborców PiS (niemal 70 proc.).

Ile zarabiają związkowcy

Innym polskim fenomenem jest to, że choć szefowie związków i etatowi działacze raz po raz podkreślają, że są bezsilni wobec rządu, traktowani jak marionetki, wciąż trwają na posadach. Te bowiem są bardzo dobrze opłacane.

Niektórzy z nich zarabiają więcej niż premier, prezydent RP czy szefowie sporych firm. O ile jednak pensje najważniejszych ludzi w państwie są jawne, to liderzy związkowi własne wynagrodzenie ukrywają. Powołują się przy tym na ustawę o ochronie danych osobowych.

Piotr Duda, szef „Solidarności”, dostaje ok. 12 tys. zł brutto. Do tego dochodzi samochód z kierowcą, dwa służbowe mieszkania (w Gdańsku i Warszawie), fundusz reprezentacyjny. Jest też członkiem rady nadzorczej spółki handlowej Dekom. Duda nie chce jednak powiedzieć, jakie wynagrodzenie pobiera z tego tytułu.

Jeszcze bardziej tajemniczy jest Jan Guz, lider OPZZ. Swoich zarobków nie ujawnia. Liderzy central górniczych także nie podają wynagrodzeń, choć nieoficjalnie wiadomo, że przeciętna ich płaca wynosi 15,5 tys. zł brutto. Działacze górniczy dostają także dodatkowe pieniądze (barbórkę i czternastkę), deputat węglowy (8 ton lub 5 tys. zł ekwiwalentu) dopłaty do biletów, jedzenia i podręczników dla dzieci.

W dużych państwowych spółkach koszt wsparcia działalności związków idzie w miliony złotych rocznie, z czego większość pochłaniają płace działaczy. W Kompanii Węglowej to ok. 30 mln zł, w PKP – ok. 25 mln zł rocznie.

Koszt wsparcia związków to jedna sprawa, lecz nie mniej istotne jest rozdrobnienie związków. W wielu firmach każda większa zmiana proponowana przez zarząd oznacza konieczność negocjacji i porozumienia ze wszystkimi związkami.

W części zakładów jest tak, że nawet jeśli szefowie chcieliby zmienić zasady wynagradzania tak, by pracowici zarabiali więcej, nie mogą. Na każdy ruch w płacach muszą się zgodzić wszystkie działające w firmie związki. A tych jest nieraz kilkadziesiąt, a nawet ponad sto.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski