Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieci już mają. Bez pomocy rządu. Na co będą wydawać 500 złotych?

Majka Lisińska-Kozioł
Rodzina Agaty i Jacka w komplecie
Rodzina Agaty i Jacka w komplecie Fot. Michał Gąciarz
Podobno każde nowo narodzone dziecko przynosi pod pachą bochen chleba - mówią krakowianie Agata i Jacek. I coś w tym jest, bo najmniej mieliśmy wtedy, gdy jeszcze byliśmy sami. A potem, gdy na świat przychodziły dzieci, jakoś wszystkiego nam przybywało

Mieszkanie Agaty i Jacka na jednym z krakowskich osiedli nie wydaje się duże. - Ale gdy się tu wprowadziliśmy z jednym dzieckiem, mieliśmy wrażenie, że 57 mkw. to jakieś hektary. Dopiero potem jakoś malało.

A dzieci potrzebowały przestrzeni i trzeba było zamurować drzwi do kuchnio-jadalni, żeby wygospodarować dodatkowy pokój. Dziś centralne miejsce domu zajmuje duży stół, przy którym wszyscy się mieszczą. Tymczasem siadamy w saloniku. By spokojnie porozmawiać o rządowym programie 500 plus. Czy na niego czekają? Co to zmieni w ich życiu? Jest spokojnie, jasno i ciepło. Ze sprzętów gospodarze wstawili tu tylko: dwie kanapy, szafę, biurko oraz stary telewizor. Zostało sporo miejsca.

Agata i Jacek zawsze chcieli mieć dużą rodzinę. I mają. Pięcioro dzieci to radość, szczęście, ale i spore wyzwanie. Także finansowe. - Jednak jest coś w powiedzeniu, że każde dziecko, które pojawia się w rodzinie przynosi pod pachą bochen chleba - zauważa Jacek. - Bo najmniej mieliśmy wtedy, gdy jeszcze byliśmy sami. A potem jakoś nam wszystkiego przybywało.

Pięć razy szczęście

Pierwszy urodził się Kacper Jan, dziś ma piętnaście lat. - Kończyłam studia i bardzo chcieliśmy zostać rodzicami. Nie myśleliśmy o tym, czy nas stać na dziecko. Byliśmy pewni, że naszego malucha damy radę wychować. Potem, co trzy lata, przychodziły na świat kolejne dzieci. - Po Kacprze był Krzyś Ignacy (13), Szymon Piotr (10) i Zosia Julia (7). Po sześcioletniej przerwie, we wrześniu zeszłego roku na świecie i w rodzinie pojawiła się Anna Maria - opowiada Agata.

Jacek towarzyszył żonie przy wszystkich porodach. - Osobiste powitanie Kacpra kosztowało mnie 700 złotych, przy drugim synu o połowę mniej, a teraz nie płaci się wcale - wspomina. Tymczasem Krzyś od kilkunastu minut nosi Anię na rękach. Była karmiona, a takie spacerowanie załatwia przy okazji masowanie brzuszka, żeby się siostrze lepiej trawiło. - Jak tylko mała zapłacze, Krzyś w jednej chwili jest przy niej. Pewnie ceni sobie ciszę - śmieje się Jacek i wstaje, żeby sprawdzić, czy wszystko za ścianą w porządku.

Co 500 złotych zmieni w ich myślenie o budżecie domowym? Czy będzie dużą pomocą?

Tata Krzysia jest nauczycielem fizyki w IX LO w Krakowie i gimnazjum Jezuitów Kostka. To dobry zawód dla ojca wielodzietnej rodziny; ma wolne wakacje i ferie, jest w domu podczas przerwy świątecznej i nie pracuje w weekendy. Ma kiedy pomagać Agacie. I chętnie to robi. Oboje zgadzają się, że najtrudniejsza jest logistyka; każde dziecko chodzi na zajęcia pozaszkolne, a to wymaga precyzyjnego organizowania czasu.

Agata, absolwentka biologii i romanistyki, zawodowo zajmuje się redagowaniem. Pracę zaczęła, gdy najstarszy synek miał dwa lata. - Od początku jestem w Instytucie Ochrony Przyrody PAN, w redakcji czasopism. Byłam tam na przykład sekretarzem redakcji w periodyku „Chrońmy Przyrodę Ojczystą”. Miała sporo obowiązków, ale gdy rodziły się kolejne dzieci, z niektórych zajęć zrezygnowała. W naturalny sposób rodzina stała się dla niej ważniejsza. Ale pracy nie przerwała. - Duża w tym zasługa mojego szefa, profesora Henryka Okarmy, od czternastu lat dyrektora Instytutu, który pozwolił mi działać w domu. Dostałam laptop i mogłam redagować wtedy, gdy miałam czas.

Agata do września będzie na urlopie macierzyńskim. A potem wraca do pracy.

Wyczekana trójka

Basi i Markowi się powiodło. Eleganccy, uśmiechnięci. W pięknych wnętrzach nowego domu prowadzą dostatnie życie z trojgiem swoich dzieci. - Kończyłam studia, gdy urodziła się najstarsza córka. Zaplanowana i wyczekana. Bardzo tego chcieliśmy. Potem przyszedł na świat Bartek i wreszcie, gdy wybudowaliśmy nowy dom - urodziła się Hania - nasza najmłodsza latorośl. Zdecydowaliśmy się na troje dzieci, choć nikt nie mówił wtedy o programie 500 plus, ani o Karcie Dużej Rodziny. Dzieci nadają sens naszemu życiu więc nie trzeba nas było namawiać na powiększanie rodziny - opowiada Basia.

Ale program Rodzina 500 plus popiera, jak najbardziej. Pieniądze im także się przydadzą, choć kolejnych dzieci raczej nie planują. Ich znajomi - przeciwnie. Mają dwóch synów, chcieliby mieć jeszcze córkę, ale uznali, że ich po prostu nie stać. Te 500 złotych, które pewnie dostaną z programu, nie rozwiązuje sprawy. Iga i Jurek wiedzą, ile wydają na synów. Ona musiała wrócić do pracy, żeby mogli żyć tak jak chcą. To są dziś ich priorytety. Pieniądze z programu przeznaczą dla taksówkarza, który zawozi dzieci do szkoły i przywozi je do domu. Na to wystarczy.

Życiowe priorytety

Agata i Jacek też wyznaczyli życiowe priorytety; trzeba zrobić opłaty, musi być na jedzenie, lekarstwa i edukację dzieci - chodzą do szkoły sióstr Nazaretanek, więc do zapłacenia jest też czesne. Nie korzystają z pomocy MOPS-u ani innych instytucji. Zarabiają i gospodarują pieniędzmi tak, żeby wystarczało. - Nie ma w tym nic złego, jeśli dziecku czegoś brakuje - uważa Agata. - Musi dostać to, co niezbędne. I nasze dzieci to dostają. Niedawno Zosia opowiadała o drogiej zabawce, którą ma jej koleżanka z przedszkola. Mamo, kup mi to - prosiła. Odbyłyśmy długą rozmowę. Wytłumaczyłam jej, że jeśli kupię zabawkę, to gdy zmarznie na mrozie, będzie musiała założyć ją na siebie, bo na sweter zabraknie pieniędzy. Jeśli zgłodnieje - śliczne cacko nie zapełni jej brzuszka. Zrozumiała, że to, co wydawało jej się potrzebne najbardziej na świecie, wcale takie nie jest. Bez drogiej zabawki można całkiem dobrze żyć, bez jedzenia i ubrania się nie da.

Utrzymanie licznej rodziny wymaga przedsiębiorczości, dlatego Agata sama gotuje i piecze. Jacek mówi, że jest w tym doskonała. - Zakupów ubraniowych nie robimy co miesiąc. Niektóre rzeczy dzieci dostają od znajomych, inne kupujemy wtedy, gdy się zużyją. Nic na zapas - dodaje.

A i tak trzydzieści par butów w przedpokoju ledwie się mieści. Do tego kurtki, swetry, spodnie, czapki. Ogromny wieszak z półkami pod sufit pęka w szwach.

Zapowiadany przez rząd PiS-u Program Rodzina 500 Plus, dzięki któremu będą otrzymywać co miesiąc dwa tysiące złotych, to zdaniem Agaty i Jacka dobry pomysł, żeby pomóc rodzinom wielodzietnym. Na razie wolą nie dzielić skóry na niedźwiedziu. - Jaki będzie ostateczny kształt tej pomocy, nie wiemy, ale dzięki dodatkowym pieniądzom co miesiąc moglibyśmy spełnić niektóre mądre marzenia naszych dzieci, jak opłacić im dodatkowe lekcje angielskiego. I łatwiej byłoby zapewnić im to, co naszym zdaniem konieczne. Ot, na przykład gdy niedawno szczepiliśmy Anię, okazało się, że bezpłatnie trzeba by podawać jej szczepionkę kilka razy, więc kupiliśmy droższą, żeby dziecko nie cierpiało i żeby wystarczyło ją ukłuć raz. Od lat mamy zasadę, że szczepimy dzieci zgodnie z kalendarzem, ale te lepsze szczepionki kupujemy sami.

Koszty zajęć dodatkowych

Córki i syn Basi oraz Marka oprócz tego, że chodzą do szkoły i przedszkola, mają też zajęcia pozalekcyjne na przykład z gier logicznych, studiują na Uniwersytecie Dzieci, mają lekcje przygotowujące do matematycznych konkursów oraz prywatne kursy angielskiego. Najmłodsza, czteroletnia Hania codziennie spędza czas w przedszkolu, a dwa razy w tygodniu zawożona jest na basen. W sumie dodatkowe zajęcia pochłaniają 1860 zł. - Mąż pracuje, ja zajmuję się domem i panuję nad logistyką - opowiada Basia.

Każde z jej starszych dzieci chodzi na inną godzinę do szkoły i o innej porze wychodzi. Nauczyciele wręcz zachęcają, żeby nie korzystać ze świetlicy, bo nie ma tam miejsca, a zresztą jest ona dostępna dla najmłodszych uczniów, tych z klas 1-3.

- Nasi znajomi, którzy mieszkają w Anglii, mają cztery córki. Wszystkie chodzą do szkoły na ósmą i wracają o 15. Nie dostają zadań do domu. Popołudnia są więc do zagospodarowania przez rodziców - mówi Basia. - Taki model by nam odpowiadał.

Logistyka to podstawa

Może zaakceptowaliby go także Agata i Jacek. Na razie ich siedmioosobowa rodzina mieszka w Krakowie, choć mają też dom za miastem. Jacek: - Jest gotowy, bo plan był taki, że sprzedamy mieszkanie i spłacimy tymi pieniędzmi pożyczkę. Przenieśliśmy się tam na kilka miesięcy, ale ze względu na liczne zajęcia dzieci wróciliśmy do miasta.

Kacper gra na gitarze i śpiewa, jest harcerzem, uprawia judo, udziela się we wspólnocie kościelnej. Krzyś i Szymon chodzą do szkoły muzycznej; pierwszy gra na gitarze, a drugi na pianinie. Obaj są w harcerstwie. Jeden trenuje dżudo, drugi piłkę nożną. Zosia to przedszkolaczek, ale dwa razy w tygodniu uczy się baletu. - Nie byliśmy w stanie rozwozić i przywozić dzieci tak, żeby miały jeszcze czas na naukę. Dlatego w domu za miastem spędzamy wolne chwile. I go spłacamy. Budżet jest z tego powodu jeszcze bardziej napięty. O nowym aucie na przykład - jeździmy 15-letnim fordem galaxy, bo ma siedem miejsc - możemy tylko pomarzyć, ale dopóki nasz „staruszek” jest na chodzie, nie ma powodów do narzekania - mówią.

Dzieci mają bezpłatne zajęcia w domu kultury, z początkiem ubiegłego roku szkolnego przyznano im po 150 zł na wyprawkę z małopolskiego programu „Pierwszy dzwonek”. Chwalą Kartę Dużej Rodziny, którą wprowadził poprzedni rząd; obecnie z tej karty korzysta w Polsce 1 mln 200 tys. osób. Dzięki niej dla dzieci przejazdy komunikacją miejską są darmowe. Rodziny mogą podróżować taniej koleją, chodzić na basen lub do zoo za darmo albo ze zniżką.

Agata i Jacek chwalą też sobie na przykład zakupy w pobliskim w Carrefourze. Za każde wydane tam 50 złotych dzięki Karcie Dużej Rodziny dostają bon na 5 zł. W ciągu miesiąca sporo się tych bonów uzbiera, bo ich codzienne żywnościowe zakupy to prawie sto złotych. - Chłopcy rosną i zjedliby konia z kopytami, a Zosia, gdy wraca z przedszkola po obiedzie, siada z nami do drugiego i do kolacji. Jedzenia im nie żałujemy.
Zauważają, że Polska powoli staje się krajem przyjaznym rodzinie, ale oni decydując się na każde kolejne dziecko zadawali sobie tylko jedno pytanie: czy dadzą radę je wychować. Tak czy inaczej te obiecane pięćset złotych dla dziecka, to ich zdaniem dobra inwestycja. Ważne, żeby pieniądze się nie zmarnowały. Bo tylko wtedy, gdy dzieci będą wykształcone i znajdą pracę - zaczną płacić podatki. A inwestycja się państwu opłaci. - Jednak to nie pieniądze w pierwszym rzędzie przesądzają, że dzieci rodzi się więcej. Liczy się raczej przekonanie przyszłych rodziców, że rodzina ma sens. My to po prostu wiedzieliśmy - mówią.

Dzieci Bez projektu

Zdaniem Basi i Marka lepsze niż 500 złotych co miesiąc byłoby refundowanie rodzicom wydatków na przykład na szczepienia. Te, które trzeba wykonać w pierwszym roku życia, jeśli chce się, żeby podawano je w sposób najmniej uciążliwy dla dziecka, pochłaniają ponad 2 tysiące złotych. W Anglii za takie szczepienia rodzice nie płacą.

Ale tysiąc złotych, który im przypadnie z programu, też oczywiście się w domu przyda. - Jedno wyjście do Aquaparku kosztuje naszą piątkę ok. 160 złotych, mimo że korzystamy z Karty Dużej Rodziny, bo oferuje zniżkę 20 procent. Starsze dzieci dzięki tej karcie jeżdżą za darmo komunikacja miejską. Nie płacimy za wejście do Tatrzańskiego Parku Narodowego. To pomoc i bardzo ją doceniamy. Tyle że my dzieci już mamy. Bez rządowego projektu.

Tymczasem wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Bartosz Marczuk uważa, że projekt Rodzina 500 plus zlikwiduje wiele barier wstrzymujących rodziców przed powiększaniem rodziny, ponieważ rodziny, które otrzymają wsparcie, będą mogły - jak mówi - kupić usługi towarzyszące wychowaniu dziecka (np. wynająć opiekunkę, opłacić dodatkowe zajęcia sportowe itp.). Tyle że z rozmów z młodymi rodzicami oraz potencjalnymi rodzicami wynika co innego.

Ci, którzy dzieci się jeszcze nie doczekali, jak choćby Kinga i Jarek (trzydziestolatkowie) woleliby zamiast owych 500 złotych mieć pewną pracę i zarobki gwarantujące, że zdołają spłacić kredyt mieszkaniowy, który już zaciągnęli. Wyliczyli, ile będą potrzebowali, jeśli Kinga po rocznym urlopie macierzyńskim chciałaby wrócić do pracy. Wyszło im, że nawet gdyby dostali 500 złotych, to i tak nie wystarczy im na zatrudnienie opiekunki. Marzą o dziecku, ale uważają, że w dzisiejszych czasach trzeba mu zapewnić więcej niż tylko miłość, jedzenie i wykształcenie, jakie oferuje szkoła publiczna. Że trzeba zadbać, by dziecko miało dobry start. Dlatego daty przyjścia na świat swojej pociechy jeszcze nie potrafią podać.

Jedynaki wciąż na czasie

Wychodzi więc na to, że dziś w Polsce największym problemem w kwestii demografii jest to, żeby Polacy zechcieli mieć drugie, ewentualnie trzecie dziecko, bo 53 proc. polskich rodzin decyduje się na jedynaka. Rządowy projekt ma - zdaniem wiceministra Marczuka - zachęcać do rodzenia drugiego i kolejnych dzieci, ponieważ wtedy świadczenie wypłacane jest niezależnie od dochodów, dla każdego kto złoży stosowny wniosek. Ale czy zachęci?

- Z własnego doświadczenia wiem - mówi Basia - że dla rodzin wielodzietnych może nawet ważniejsze niż pieniądze jest to, że dziecko dostanie się do żłobka lub przedszkola samorządowego. Jeśli to się nie uda, 500 złotych nie wystarczy ani na opiekunkę, ani na prywatne przedszkole. Pozostaje babcia, jeśli akurat jest pod ręką.

Niektórzy specjaliści od demografii mówią wprost, że polityka prorodzinna realizowana jedynie w wymiarze finansowym jest nieskuteczna. Powinna ona obejmować także - rozbudowę usług opiekuńczych, inwestycje w edukację (darmowe podręczniki, zajęcia pozalekcyjne dla wszystkich itp.), bardziej elastyczne formy zatrudnienia dla kobiet, które nie chcą wracać do pracy na pełen etat, czy ułatwienia i wsparcie dla kobiet, które wracają do zawodu.

Daria i Zbyszek (trochę po trzydziestce) wychowują dwuletnią Majkę i są szczęśliwi, ale nawet z 500 złotymi co miesiąc nie wyobrażają sobie, że daliby radę wychować też drugie dziecko. Nie mogą liczyć na pomoc babć - obie są spoza Krakowa. Znalezienie dobrej opiekunki dla Majki, gdy Daria chciała, a prawdę mówiąc musiała, wrócić do pracy, było drogą przez mękę. Dziecko nie aklimatyzowało się w żłobku, stale chorowało, a urlop macierzyński się kończył. Rzutem na taśmę znalazła się niania, więc Daria i Zbyszek pracują, dobrze zarabiają i pięciuset złotych na swoją Majkę nie dostaną, bo dochód osiągają wyższy niż 800 złotych na osobę, z Karty Dużej Rodziny też nie skorzystają, więc chyba przy jednym dziecku zostaną.

Komu dać pieniądze, komu nie

Tak czy inaczej, program „Rodzina 500 plus” dopiero trafił do konsultacji społecznych, ale już na poziomie uzgodnień międzyresortowych pojawiły pod jego adresem głosy krytyczne. Minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin nie kryje obaw, że program ten może doprowadzić do utrwalenia wykluczenia ekonomicznego oraz dezaktywizacji zawodowej mniej zamożnych gospodarstw domowych. Z kolei minister finansów Paweł Szałamacha w trosce o budżet państwa zasugerował wprowadzenie górnego progu dochodowego, tak aby z programu wyłączyć osoby najlepiej sytuowane.

Zwłaszcza, że jest komu pomagać, bo sytuacja materialna bardzo dużej części rodzin jest trudna. Według danych GUS, prawie połowa polskich gospodarstw ma do dyspozycji na jednego członka rodziny mniej niż 1000 zł miesięcznie. Po wprowadzeniu programu dochód ten nieco wzrośnie, ale - zdaniem Piotra Wójcika, eksperta Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego ds. polityki społecznej i prawa pracy - nie wpłynie negatywnie na podejmowanie aktywności zawodowej, skoro przecież pracują nawet ci, którzy zarabiają krocie i nie musieliby tego robić. Poza tym w Polsce brak dowodów na to, iż wsparcie socjalne demotywuje do pracy.

Zdaniem Wójcika warto też pamiętać, że pomimo dramatycznie niskiego wskaźnika dzietności w Polsce, nasze nakłady na politykę prorodzinną wyraźnie odstają od średniej europejskiej. W 2012 roku wydaliśmy na nią zaledwie 0,8 proc. PKB, przy średniej UE na poziomie 2,2 proc. Wprowadzenie programu Rodzina 500 plus, którego koszt szacowany jest na 23 mld zł rocznie, co stanowi ok. 1,3 proc. polskiego PKB, umożliwi Polsce osiągnięcie europejskiej średniej. Ten projekt to zatem nie żadna ekstrawagancja. Szkoda, że jest on oparty wyłącznie na transferach pieniężnych. Jest jednak zdaniem eksperta nadzieja, że Rodzina 500 plus będzie wstępem do stworzenia polityki prorodzinnej z prawdziwego zdarzenia.
Imiona niektórych bohaterów tekstu zostały na ich prośbę zmienione

***
- Program 500 plus : zgodnie z projektem ustawy, świadczenie w wysokości 500 zł miesięcznie przysługiwać będzie tym rodzinom, w których jest dwoje lub więcej dzieci. Jedynym wyjątkiem, kiedy rodzice otrzymają 500 zł również na pierwsze dziecko, będzie sytuacja, w której dochód rodziny w przeliczeniu na osobę nie przekracza kwoty 800 zł, a także 1200 zł w sytuacji, gdy w rodzinie jest dziecko niepełnosprawne.

- Weryfikacja rodziny: złożenie wniosku o świadczenie to pierwszy krok do pobierania 500 zł miesięcznie. Jest przewidziana możliwość dosyć rygorystycznego kontrolowania, na co są wydawane pieniądze. Będzie można wstrzymać ich wypłacanie albo przekazywać w formie rzeczowej.

Wypłatami świadczenia zajmą się gminy. To one lokalnie monitorują dysfunkcyjne rodziny, które są dobrze znane ośrodkom pomocy społecznej.

Z kwestią kontrolowania wydatków rodziny ściśle związane jest zapobieganie ewentualnym wyłudzeniom świadczenia wychowawczego od państwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski