Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziekanowski: On przerósł Bońka, Deynę, Lubańskiego

Tomasz Biliński
Rozmowa. Podczas takiego meczu, jaki we wtorek rozegrał Robert Lewandowski, napastnik odczuwa, że ma w sobie nadprzyrodzoną moc i unosi się nad boiskiem - mówi były piłkarz reprezentacji Dariusz Dziekanowski.

Jak Pan odebrał wyczyn Roberta Lewandowskiego w meczu Bayernu z Wolfsburgiem?
Radość. Radość, że nasz najlepszy zawodnik strzelił pięć goli w tak ważnym meczu. Przecież to było spotkanie mistrza Niemiec z wicemistrzem. Zespołów, które w tym sezonie też rywalizują o tytuł. Interesował się nim piłkarski świat. Pięć bramek, i to w dziewięć minut, to coś niesamowitego. Coś, co będzie bardzo trudno powtórzyć nie tylko Polakowi, ale też jakiemukolwiek zawodnikowi w Bundeslidze. Pewnie na długie, długie lata nikt nie pobije jego rekordu. Tym bardziej, że zrobił to po wejściu na boisko z ławki rezerwowych.

Pan w 1988 roku był w podobnej sytuacji. Jako piłkarz Legii Warszawa w meczu przeciwko Olimpii Poznań wszedł na boisko przy stanie 0:1 i w cztery minuty strzelił trzy gole. Rok później, grając w Celtiku Glasgow, zdobył Pan cztery bramki w starciu z Partizanem Belgrad. Co się wtedy dzieje w głowie piłkarza?
To są takie mecze, niestety jest ich niewiele, że wydaje się, iż jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Że mamy w sobie nadprzyrodzoną moc i unosimy się nad boiskiem. Wydaje się, że to moment w życiu, o którym marzymy, a gdy się zdarzy, to trudno będzie go powtórzyć. Choć w trakcie meczu o tym się nie rozmyśla. Po golu jest spontaniczna radość, ale za chwilę następna akcja i kolejna zdobyta bramka. Nie rozpamiętuje się tego, co się stało, a myśli o tym, co się zrobi za moment. U Roberta widać było pełną koncentrację. Świadczą choćby o tym sposoby strzelania goli. Były różne. Zza pola karnego, z pierwszej piłki, w sytuacji sam na sam, z woleja.... Pewnie dopiero po meczu, gdy wszyscy mu pogratulowali, powiedział sobie: „wow, naprawdę to zrobiłem”. Z drugiej strony, mógł pomyśleć, że w następnym meczu uda mu się strzelić sześć (śmiech).

To jest możliwe? Philipp Lahm po meczu z Wolfsburgiem stwierdził półżartem, że „Lewy” mógł strzelić nawet siedem.
Wydaje się to trudne. Jeśli już, to może w meczu krajowego pucharu, gdy rywal będzie z niższej ligi. Ale czy po tym, jak strzelił cztery gole Realowi Madryt, ktoś pomyślał, że Robert zdobędzie pięć bramek w innym ważnym spotkaniu? Pewnie nie. W jego przypadku to „no limits”. Stawianie mu granic nie ma sensu. Rozdział pt. „Ile razy można pokonać bramkarza w jednym meczu” nie jest zamknięty. Robert wciąż go pisze. Nie zdziwię się, jeśli jeszcze nie raz nas zaskoczy.

To największy wyczyn polskiego piłkarza w Europie, biorąc pod uwagę Włodzimierza Lubańskiego, Kazimierza Deynę, Zbigniewa Bońka, Pana i kogokolwiek innego?
Myślę, że tak. Robert ze względu na wiek, na to, w jakim klubie gra i jaką postacią jest w światowej piłce, ma pierwszeństwo. Zdarzały się podobne mecze, ale takie spotkania jak z Realem czy Wolfsburgiem będą wspominane latami. A miejmy nadzieję, że kolejne go czekają. Nie mam nic przeciwko, by podczas Euro 2016 został królem strzelców.

Rozmawiał Tomasz Biliński

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski