Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzięki aniołowi ze stacji trafiła do polskiej wsi w Rumunii

Grażyna Kuźnik
Polacy pojawili się na Bukowinie rumuńskiej, we wsi Kaczyka, pod koniec XVIII wieku. Do dzisiaj dbają o tradycje pradziadów
Polacy pojawili się na Bukowinie rumuńskiej, we wsi Kaczyka, pod koniec XVIII wieku. Do dzisiaj dbają o tradycje pradziadów Fot. Arkadiusz Gola
Ludzie. Ktoś okazał mi serce, gdy w nocy, sama i przerażona, znalazłam się na nieznanej stacji w Rumunii - mówi nauczycielka Stanisława Rokita. To był Polak z pochodzenia. Jego uczynek uruchomił wiele dobra

Dzisiaj górską wieś Kaczykę na rumuńskiej Bukowinie chętnie odwiedzają Polacy, a na głównym placu stoi pomnik Jana Pawła II, który ufundowali mieszkańcy Rybnika. Ale jeszcze niedawno o polskich wioskach w Rumunii prawie nikt nie słyszał. Za komunistycznych rządów Ceaușescu były tajemnicą; dyktator nigdy nie ufał tej wyspie polskości. Zdążył jednak wysiedlić tylko kilka osad, wioskom ukrytym w górach udało się przetrwać. Aż zaczęło się mówić o wiernych bukowińskich Polakach, także dzięki Stanisławie Rokicie. To ona jako pierwsza nauczycielka wyjechała do Kaczyki, żeby tutaj uczyć dzieci. Doprowadziła też do tego, że powstanie pierwsza polska monografia tego regionu.

- Kiedy przed laty w centrum doskonalenia nauczycieli zgłosiłam chęć wyjazdu na Bukowinę, wszyscy pytali, czy upadłam na głowę - wspomina pani Stanisława. - Przecież to miały być dzikie Karpaty, koniec świata, gdzie ptaki zawracają. Ostrzegano, że kobieta nie poradzi sobie w __tak ciężkich warunkach. Ale ja miałam swój ważny powód.

Opowieść jak bajka

Kilkanaście lat temu wybrała się do Rumunii, w odwiedziny do znajomych. Podróż pociągiem była trudniejsza, niż myślała. W drodze powrotnej miała przesiadkę, znalazła się nagle w środku nocy na pustej stacji w Aiud, gdzieś w Siedmiogrodzie. Jej pociąg miał przyjechać dopiero za siedem godzin. Wokół ciemność, zimno, obcość. Bała się ruszyć, nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Człowiek, który wtedy pomógł przerażonej turystce, zmienił jej życie.

- Odtąd wierzę, że w __najgorszej chwili ktoś zawsze poda rękę - mówi pani Stanisława.

Jakiś mężczyzna wyłonił się z mroku, uspokoił, wziął bagaże, otworzył ciepłą poczekalnię. Poczęstował herbatą. Obiecał, że przyjdzie, gdy nadjedzie pociąg do Polski, zapakuje ją do odpowiedniego wagonu. Niech Polka niczym się nie martwi, odpoczywa, on o wszystko się zatroszczy. Poszedł, ale wrócił rano, gdy pociąg stał już na torach. Dopilnował, żeby znalazła miejsce w przedziale. Serdecznie pożegnał.

- Nigdy nie zapomnę tego anioła - wyznaje Stanisława Rokita, nauczycielka i pedagog. - To, co zrobiłam później dla rumuńskiej Polonii, to przez pamięć o __nim.

Opowiadał, że jego rodzina pochodzi z Polski, znał trochę ten język. Dawno temu, jeszcze w XVIII wieku, jego przodkowie przyjechali na rumuńską Bukowinę budować kopalnię soli we wsi Kaczyka i tu zostali. Polskie tradycje ocalały w okolicznych wioskach. Rozmawia się tam po polsku, śpiewa, modli, nawet tańczy. W Kaczyce jest kościół z kopią obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej.

- Jego słowa zrobiły na mnie duże wrażenie, zapadły mi w serce, chociaż brzmiały jak bajka - mówi nauczycielka.

Szukała wiadomości o Bukowinie. Austriacki pisarz Joseph Roth tak pisał o tych stronach: „Bukowina leży gdzieś w zapadłym kącie świata, w głębokiej samotności, a mimo to szczyci się większą kulturą, niż wskazuje na to jej nędzna kanalizacja”.

- Kanalizacja nadal nie jest dobra, ale to i tak miejsce niezwykłe, Europa w miniaturze - uśmiecha się pani Stanisława. - W tym zakątku żyli zgodnie Rumuni, Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Austriacy, Cyganie. Wciąż panują tam tolerancja i życzliwość.

W Polsce pracowała z trudnymi dziećmi, ale jej życie się zmieniło. Straciła ukochaną siostrę, ciężko znosiła żałobę. Córka dorosła, miała własne życie. Stanisława pomyślała o Bukowinie. I pewnego dnia z walizkami pełnymi książek stanęła we wsi Kaczyka. Tak nazwali ją Polacy, podobno od kaczek, które pływały po stawie. Był tu kościół z kopią obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, trafił do wioski w 1810 roku. Dzisiaj świątynia jest bazyliką.

Na nauczycielkę czeka skromny pokój w Domu Polskim. I około 300 dzieciaków, z polskimi korzeniami, chociaż ona przyjmuje wszystkie, które chcą się uczyć.

Aleksandru, Georgiana i inni

W wielu domach mówi się po polsku, mimo że rodziny są już mieszane. Ale polskie tradycje na Bukowinie się ceni. Jest dokument z XIX wieku, który reguluje sprawę tańców na oficjalnym balu. Bal trwał osiem godzin, na polskie tańce przeznaczono aż pięć. O tym się pamięta.

- Tu zawsze było przepięknie, ludziom jednak żyło się ciężko - przyznaje Stanisława Rokita. - Kiedy przyjechałam, różnica między warunkami w Polsce a w Bukowinie była bardzo wyraźna. Tutaj brakowało niemal wszystkiego, tyle że mieszkańcy znosili biedę z godnością. To ja prosiłam w ich imieniu o pomoc.

Zwraca się do znajomych w Polsce z prośbą o zeszyty, kredki, buty, lekarstwa. Organizuje dary, znajduje pomocne instytucje, opowiada im o zapomnianych przez lata rumuńskich wsiach, gdzie mieszka Polonia. Nikt nie odmawia wsparcia. Z pomocą śpieszy wiele osób i gmin. Kaczyka zaprzyjaźnia się mocno z Rybnikiem, Świerklanami, Jankowicami.

Nauczycielka odwiedza mieszkańców w domach, spotyka chore dzieci. Rodzice trzymają je przy sobie. Aleksandru rwie się do życia, nie ma jednak władzy w nogach, nie wiadomo, co mu jest. Stanisława prosi o pomoc szpital w Radziszowie koło Skawiny. Chłopiec jedzie do Polski.

- Okazało się, że przy porodzie uszkodzeniu uległy jego stawy biodrowe. Nie był odpowiednio leczony, zmiany się utrwaliły, ale w Polsce został dokładnie zdiagnozowany, trwa jego rehabilitacja. Chce zostać stolarzem artystą - opowiada nauczycielka.

Georgiana urodziła się z rozszczepem wargi. Matka wstydziła się jej, nie wychodziła z dzieckiem z domu. Nauczycielka namówiła ją na operację. Potem mała przyjechała do Prokocimia w Polsce na konsultację. Georgiana jest dzisiaj śliczną dziewczynką.

Cristian miał wadę serca, Stanisława woziła go do Polski, próbowała ocalić. Nie udało się, zmarł w wieku 22 lat. Ale matka wiedziała, że dzięki polskim lekarzom zrobiono dla niego wszystko, co można.

- Stowarzyszenie Lekarze Nadziei naprawdę niosło tutaj nadzieję. Nie odmawiają prośbom. Dotarli też do wsi Ruda, w której nikt nigdy nie widział lekarza. Ta zagubiona wioska na granicy z Ukrainą urzekła mnie tym, że wszyscy tam mówią po __polsku.

Stanisława Rokita kończy już swoją kilkunastoletnią misję w Kaczyce. Na jej oczach Bukowina bardzo się zmieniła, ludziom lepiej się powodzi, wielu wyjeżdża w świat. To już nie jest „zapadły kąt Europy”. Rozwija się turystyka, kopalnia soli jest prawdziwym SPA.

- Ostatnim moim marzeniem było znalezienie specjalistów, którzy wykonają profesjonalną monografię Kaczyki, utrwalą jej wyjątkową historię i __ludzi. Taka instytucja już jest, mogę być spokojna - cieszy się pani Stanisława, ale po chwili dodaje: - Szkoda jednak, że nie odnalazłam śladów tego mojego anioła ze stacji w Aiud. Kto zresztą wie? Będę nadal tutaj przyjeżdżać, tyle że jako turystka i gość w __SPA.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski