Staropolskim zwyczajem za każdym razem do naszych mistrzów dzwoni prezydent, jako ten dumny ojciec ściskający na odległość dzielnych synów i córy (no, na razie jedną córę) narodu. "Gratuluję, panie Zbigniewie, choć wiem, że nie mamy krytego toru do łyżwiarstwa szybkiego. Coś poradzimy". "Gratuluję, pani Justyno, choć wiem, że od dawna nie da się wytyczyć w Zakopanem tras biegowych. Coś poradzimy". "Gratuluję, panie Kamilu, choć wiem, że brakuje u nas skoczni. Skocznie są? To nic, zbudujemy jeszcze jedną".
Miłe to niewątpliwie gesty, ale mimo wszystko wolałbym, żeby politycy - tutaj też jest ich paru - zamiast/oprócz śledzenia z wypiekami przez dwa tygodnie igrzysk wymyślili np. jak to zrobić, żeby u nas benzyna kosztowała tyle samo co w Rosji. Przy olimpijskim kursie - 2,60 złotego za litr.
Cóż, trzeba pogodzić się z wizją, że my za chwilę tym złotem się zatrujemy, olimpijska gorączka się zwiększy, a jej wykwitem będzie spotęgowane (za)parcie na te nieszczęsne igrzyska w Krakowie. Objawem będzie też kaszel pomysłów, rzucanych w przestrzeń tak przypadkowo jak flegma gruźlika. Wiecie, takich w rodzaju "łyżwiarski tor w każdej gminie".
A to przecież - chyba - jeszcze nie koniec. Bo najlepsze polskie zimowe igrzyska w historii są dopiero na półmetku. Uwaga, prezydent na linii.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?