Marek Studencki
Mamy już wrzesień, ale myślami jestem w sierpniu. I tym sprzed 20 lat, i tym świeżo skończonym hucznymi obchodami rocznicy Tego Wielkiego i Pamiętnego. A huczało, że aż strach. Poniekąd z ciekawości, jak to będzie wyglądało, kto komu rękę poda, kto z kim się nie zobaczy, kogo i gdzie nie zaproszą, komu nie pozwolą zabrać głosu - nie pisałem o tym przed tygodniem. Napiszę więc teraz. A zacznę od słownika, wyrazów obcych zresztą, bo (jak większość polskich słów) tak i "solidarność" jest słowem obcym. Kto wie, czy z każdym rokiem nie coraz bardziej obcym? Korzenie ma oczywiście w łacinie (in) solidum = za całość, do nas trafiło z francuskiego solidaire, czyli solidarny. A oznacza to - poczuwający się do współodpowiedzialności, współdziałania, mający zgodne z kimś poglądy, cele; jednomyślny. Piszę o tym nie bez powodu, gdyż trzy dni temu Marian Krzaklewski zarzucił postkomunistom w ogóle, a Aleksandrowi Kwaśniewskiemu w szczególności, że nie rozumieją terminu solidarność ani przez małe, ani przez duże "s". Chodziło oczywiście o słynne stwierdzenie prezydenta o "owczym, straszliwym pędzie" do Solidarności w 1980 roku. Tu dygresja. Ja na miejscu prezydenta specjalnie bym za to nie przepraszał. Moim zdaniem, w gronie 10 milionów członków ówczesnej "Solidarności" stanowczo za dużo było osób całkowicie przypadkowych, takich, które poczuły koniunkturę i legitymację PZPR zamieniły na tę ze znaczkiem "S". Najlepszy dowód na to mamy dziś obserwując to, co z "S" zostało i słuchając utyskiwań typu, "ja byłem członkiem `Solidarności` wtedy, ale dziś głosuję na SLD" (tak najczęściej mówią słuchacze radia TOK FM, gdy wspominają Sierpień 80). Ale wróćmy do lidera AWS. Uważam, że nie powinien on wymagać od prezydenta zrozumienia terminu "solidarność", a już na pewno nie zrozumienia takiego jak rozumie to członek AWS. W końcu nie wymaga on chyba od prezydenta ani współdziałania, ani współodpowiedzialności, ani tym bardziej jednomyślności. Zapewne nie oczekuje też tego od Mariana Krzaklewskiego prezydent. Solidarność powinna istnieć w ramach jednej grupy, którą łączy wspólny cel. Powinna łączyć z jednej strony zwolenników i członków AWS (dziecka "Solidarności"), a z drugiej członków i sympatyków SLD. I tu jest kłopot. Zwłaszcza dla przewodniczącego Krzaklewskiego. Dzisiaj wydaje się, że termin solidarność dużo lepiej rozumie lewica. Liderzy tej partii piorą brudy w zaciszach gabinetów. Są solidarni. Ich elektorat z kolei nie przejmuje się licznymi wpadkami, na przykład pana prezydenta, i solidarnie go popiera. Jak jest po prawej stronie każdy widzi, a nawet jeżeli nie, to mógł zobaczyć teraz w Gdańsku i w Szczecinie. Niezaproszenie na uroczystości Mariana Jurczyka, Adama Michnika i wielu innych sztandarowych wówczas postaci świadczy najlepiej o zrozumieniu przez liderów prawej strony i organizatorów uroczystości na Wybrzeżu, terminu solidarność. A raczej o niezrozumieniu ducha i idei. Nikt nie wymaga od dzisiejszych przywódców AWS jednomyślności z Adamem Michnikiem, z którym tak naprawdę jednomyślny jest tylko Adam Michnik, ale na pewno trzeba mu oddać cześć w sprawie ówczesnej jednomyślności i wspólnoty celu. Była Polska wolna i niepodległa. A taka przecież jest. Jest w tym zasługa setek tysięcy ludzi, ale w ich gronie, i to w pierwszych szeregach, byli i Jurczyk, i Michnik.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?