Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

 Dziennik nieparlamentarny

Redakcja
Ta towarzysząca prezesowi K. postać była co prawda mała i korpulentna, ale na głowie miała szopę włosopodobną, która nigdy nie widziała grzebienia, i przyodziana była w ponczo nie nadające się nawet do prac w ogrodzie. W ogóle wyglądała na osobę raczej rozdeptaną niż na damę, a taką przecież jest w każdym calu pani Terentiew.

Marek Studencki

Jak Pan Bóg kogoś chce ukarać, to najpierw mu rozum odbiera. Pan Bóg wyraźnie nie lubi Roberta Kwiatkowskiego, prezesa "publicznej" telewizji. Odebranie rozumu nastąpiło w ostatnich tygodniach, a przejawiło się nerwowymi i histerycznymi wręcz ruchami prezesa. Najpierw niezapowiedziany wkroczył do gabinetu marszałka Sejmu, w którym Maciej Płażyński informował właśnie dziennikarzy o propozycjach telewizji w sprawie ograniczenia transmisji. Towarzyszyła mu postać tajemnicza i nieco barambułowata (nie wiem co to znaczy, ale postać ta tak właśnie wyglądała), w której wnikliwi obserwatorzy rozpoznali Ninę Terentiew. Ja w to nie wierzę, bo widziałem wiele razy panią Ninę i nigdy tak nie wyglądała.
 Dlatego odrzucam te niecne insynuacje i pozostanę przy swoim zdaniu - do marszałka wtargnął prezes K. z Barambułą. Następnie prezes K. pouczył Macieja Płażyńskiego, że nie powinien rozmawiać z dziennikarzami, a potem w gabinecie marszałka zwołał własną konferencję. Cud, że Maciej Płażyński nie kazał straży marszałkowskiej prezesa wyprowadzić - skomentował jeden z radiowców.
 O sprawie propozycji ograniczenia transmisji pisałem już przed tygodniem, i sprawdziło się co do joty wszystko to, co prognozowałem wtedy. Sejm zgodnie pokazał prezesowi Kwiatkowskiemu figę i nie zgodził się na zmiany. Co prawda TVP nie musi pytać nikogo o zgodę, i zrobi jak chce, ale - tak przynajmniej myślałem - w TVP nie pracują sami samobójcy. Teraz już nie jestem tego taki pewien.
 Prezes K. kilka dni po wtargnięciu do marszałka poobrażał posłów na posiedzeniu Komisji Kultury. Temperował go nawet poseł Urbańczyk, ale burza się rozpętała i końca jej nie widać. To znaczy ja podejrzewam, jaki będzie koniec, ale pewny nie jestem.
 Jak wiadomo prezes K. jest człowiekiem prezydenta Kwaśniewskiego. Przed rokiem, co prawda, mówiło się, że między prezydentem a prezesem jakoś się ochłodziło, ale dziś podobno jest już cacy. Tylko po co prezydentowi taki prezes, którego Urbańczyk musi strofować? Po co mu taki ktoś, kto trzyma w roli Wunderwaffe niejakiego Andrzeja Kwiatkowskiego działającego na całą prawicę jak czerwona płachta na byka? Zresztą, żeby tylko na prawicę. Ostatnio A. Kwiatkowski został pozwany do sądu nawet przez PSL! To akurat mnie śmieszy do łez, ale prezydentowi pewnie nie jest do śmiechu. Strasznie trudno jest być prezydentem wszystkich Polaków, skoro tak zaufany człowiek jak prezes K. zasadę tę rozumie tak, że jak wszystkich to wszystkich. I obraża od prawa do lewa. Niby nic prostszego niż dać prezesowi K. prztyczka i zastąpić go kimś bardziej lubianym przez Pana Boga. Ale jest tu jeden problem. Wiadomo, że następny prezes nadal będzie człowiekiem strony SLD-owskiej, tylko co zrobić, by nie był to człowiek Millera? No, ale na szczęście nie nasz to problem i jak znam prezydenta, a zwłaszcza jego otoczenie, także i z tym problemem sobie poradzą. Wielki finał - po wyborach. Chociaż w tej sprawie to już bym się raczej nie założył.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski